Dzień po festwiwalowym występie w Zgierzu, ukraińska ekipa z SUNRISE pojawiła się w Klubie Fanaberia w Ostrowie Wielkopolskim. Ten geograficzny rozrzut nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wokalista zespołu rezyduje również za mikrofonem w Ostrowskim TITANIUM, a z tego co zrozumiałem zespół naszych sąsiadów korzystał z technicznej pomocy kolegów. Zatem w deszczowe niedzielne popołudnie najbardziej zagorzałych fanów gatunku można było przyciągnąć do niewielkiego klubu. Frekwencja właściwie zgodnie z oczekiwaniami była niezbyt porażająca – ale te kilkadziesiąt osób bawiło się na koncercie wyśmienicie, bo i gorąca atmosfera temu sprzyjała.
Kiedy w Fanaberii pojawiliśmy się ponad godzinę przed koncertem, zespół jeszcze się stroił – i przyznam, że problemy podczas tej procedury nie napawały optymizmem. Powiem wprost – obawiałem się o brzmienie. Nic bardziej mylnego. SUNRISE brzmieli wyśmienicie i selektywnie. Zarówno ciepłe brzmienie sekcji jak i wyraźne zestrojenie gitary i klawisza sprawiało że mogliśmy chłonąć każdy dźwięk. Jeśli z kolei chodzi o wokalizy, to nie dość że były doskonale zbalansowane z muzycznym tłem, to jeszcze zachwyt wywołała u mnie predyspozycja Konstantina. Ten człowiek ma gardło ze stali, przez cały występ nie oszczędzał się, a pod koniec show jego dyspozycja nie ucierpiała ani o jotę.
Pochwalić muszę również zachowanie sceniczne Urkaińców. Nowy nabytek zespołu poradził sobie zarówno z repertuarem zespołu doskonale, ale i zyskał sympatię sposobem bycia. Gitarzysta niejednokrotnie pozwalał sobie na żywe interakcje z innymi członkami grupy (bardzo fajnie wychodziły harmonie gitara-klawisz), ale i parę razy tak zapamiętał się w solówce, że zawędrował z gitarą pomiędzy publiczność.
Publiczność z kolei nie pozostawała dłużna i zgotowała zespołowi nie lada przyjęcie. Skandowanie nazwy zespołu i gromkie okrzyki towarzyszyły niemal każdej przerwie między utworami. Zabawny epizod miał miejsce z przechodnim kapeluszem jednego z uczestników koncertu. W pewnym momencie Konstatnin ogłosił, że to szczęśliwy kapelusz – i każdy musi go dzisiaj chociaż raz założyć na głowę (nie zdecydowałem się 😉 ). Z pewną obawą przyjąłem z kolei zachowanie jegomościa rejestrującego koncert, który zapuszczał się nawet pomiędzy muzyków. Na szczęście nikomu z nich to nie przeszkadzało.
Całkiem nieźle prezentowało się również oświetlenie, które dodawało szczyptę klimatu, wraz z maszyną do robienia mgły. Cała otoczka – naprawdę w porządku.
Zespół zaserwował set na który złożyły się głównie najnowsze kawałki, ale nie zabrakło także zgłębienia archiwów grupy. Nie obyło się bez bisów podczas których atmosfera sięgnęła szczytu, a basista wylądował nawet górując nad innymi w pewnym momencie stojąc na wzmacniaczu.
Już przed występem, za barem sprzedawano płyty i koszulki SUNRISE, po koncercie z kolei zauważyłem że wiele osób w koszulkach grupy ustawiało się zebrać autografy na płytach i porozmawiać z członkami ekipy, która zresztą od takich kontaktów nie stroniła.
Mimo, że przebyłem na ten koncert kilkaset kilometrów, uważam że było warto. W końcu nie jest to muzyka w naszym kraju zbyt popularna – i takich okazji nie powinno się odpuszczać.
Piotr Spyra