2017.08.26 – Ino Rock – Inowrocław

ino_rock_2017

W tym roku mimochodem, wszystko kręciło się wokół liczby 10. Przed godziną dziesiątą wyruszył pociąg z dworca głównego w Katowicach. Podróż koleją (przyjazd i powrót), trwała 10 godzin. Dojechaliśmy do Inowrocławia dosyć późno, aby zjawić się punktualnie o godzinie 16.00, u bram Teatru Letniego, trzeba było zamówić taksówkę. Taksówkarz, skasował na szczęście tylko 10 zł. I udało się! Na tą wyjątkową, bo jubileuszową 10-tą edycję Festiwalu Rocka Progresywnego, zdążyliśmy punktualnie, co do minuty. Pamiątkowa koszulka zakupiona na stoisku Rock Serwisu, uzmysłowiła mi że, niestety nie udało mi się być w Inowrocławiu 10 razy. Cieszę się jednak, że mogłem tu być już po raz siódmy. Skład dziesiątej festiwalowej edycji, zapowiadał się wyjątkowo obiecująco. Związane to było w pewnym stopniu, z kilkoma znakami zapytania.

Jedną z kilku niewiadomych w festiwalowym równaniu było to, jak zabrzmi po zmianach personalnych nasz rodzimy, progresywny klasyk – Collage. Wiadomo, że w zespole nie ma już Karola Wróblewskiego i Mirka Gila. Zastąpiły ich bardzo znane w progresywnym światku osobowości. Mikrofon przejął, wokalista nieodżałowanej formacji Quidam Bartek Kossowicz. Za gitarowy gryf, sięgnął natomiast, ceniony dziennikarz muzyczny, renomowanego pisma „Teraz Rock” – Michał Kirmuć. Miałem przyjemność już oglądać redaktora Kirmucia, w roli gitarzysty, u boku Wojtka Szadkowskiego, podczas koncertu projektu Strawberry Fields, w katowickim Teatrze Wyspiańskiego (20 kwietnia 2011 roku). Większą więc niewiadomą było dla mnie to, jak wpasuje się kojarzony z muzyką Quidam głos Bartka Kossowicza, w repertuarze Collage? Pewnie Bartek chętnie odśpiewałby już na samym wstępie słowa „Kołysanki”, z płyty „Baśnie” – „tylko daj, daj, daj mi czas…”. Czasu aby wpasować się w zespół, tak naprawdę nie miał bowiem zbyt wiele. Tak jednak się nie stało. Jako pierwsze zabrzmiał „Heroes Cry”, z płyty „Moonshine” „Kołysankę” natomiast usłyszeliśmy zaraz po nim, a potem jeszcze „Cage Of The Mind” z „Safe”. Trzeba przyznać, że nowe oblicze Collage, w klasycznych kompozycjach, wypadło bardzo przekonująco. Dali nam również próbkę, jak będzie brzmiała ich nowa muzyka. Premierowego materiału było bowiem dosyć sporo. Zagrali trzy nowe kompozycje: „A moment A Felling”, „ Man In The Middle” i „What About The Pain”. Czekamy więc cierpliwie na nową płytę zespołu, to co można było usłyszeć dowodzi, że warto. Na zakończenie zespół powrócił do swojego klasycznego repertuaru, prezentując nam jeszcze odrestaurowane „Living In The Moonlight”, oraz „Baśnie”.

Rosyjski Iamthermorning, to zespół który swoją grą, raczej nie forsuje tempa. Progresywny styl łączy z wyraźnym klasycznym podejściem do muzyki. Na taki stan rzeczy, największy wpływ mają klawisze Gleba Kolyadina, w których dominują klasyczne, fortepianowe brzmienia, oraz subtelny wokal Marjany Semkiny. Mimo dużej łagodności, muzyka z ich najnowszego albumu „Lighthouse”, na żywo, nabrała nieco rumieńców. Reakcja publiczności wskazuje na to, że Iamthermorning w naszym kraju ma spore grono sympatyków. Na popularność tych młodych przedstawicieli rosyjskiej sceny progresywnej, pewien wpływ miał z pewnością fakt, że na tym właśnie albumie, w kompozycji tytułowej, zaśpiewał gościnnie Mariusz Duda. Kompozycji tej nie zabrakło, w koncertowym secie. Szkoda, że nasz muzyk nie zdecydował się dołączyć do Marjany Semkiny i nie zaśpiewali w duecie. Na wejście Mariusza, trzeba było jeszcze trochę poczekać.

Możliwość zobaczenia kanadyjskiego Mystery szczególnie mnie ucieszyła. Jeżeli chodzi o stylistykę zahaczającą o neo-progresywne wzorce, Mystery należy do czołówki, moich lubianych zespołów. Jego występ potwierdził, że jest to taki żarliwy neo-prog z rock&rollową duszą. I pomyśleć, że może nigdy bym nie poznał ich muzyki, gdyby nie koncert Yes w katowickim „Spodku”. Wówczas Jona Andersona zastępował były wokalista Mystery David Benoît. David niestety nie śpiewa już w Yes, nie śpiewa również w Mystery. Jego miejsce zajął charyzmatyczny Jean Pageau. I jeżeli mam być szczery warunki głosowe są minimalnie po stronie Davida Benoît, który posiada odrobinę wyższą barwę głosu. Jean Pageau, dysponuje jednak również świetnym wokalem, a zdecydowanie zyskuje żywiołowością i sceniczną charyzmą. Koncert w Inowrocławiu zbiegał się z datą premiery ich płyty koncertowej, oraz koncertowego DVD, które miały duży popyt, na bogato zaopatrzonym w koszulki i płyty stoisku zespołu. Mimo pewnych problemów technicznych koncert mógł się podobać. Ucierpiała na tym niestety jego długość. Godzinny set, powodował pewien niedosyt, ale obiecali, że wrócą do nas na pełną trasę.

Przyszła pora na koleją niewiadomą. Jak prezentuje się na scenie projekt Meller Gołyźniak Duda, nie wiedział chyba nikt, oprócz ich samych. Był to absolutny, sceniczny debiut. Mariusz przypominał, że występuję tutaj, po raz trzeci. Dwa razy oczywiście, z zespołem Riverside. Cztery lata temu, był nawet gwiazdą główną, ponieważ nie dojechał duet Hogarth/Barbieri. Czy wypada tak po nazwiskach? Jakby w takim wypadku zapowiedzieć koncert naszego, szacownego tria? 3xM, albo Maciek, Maciek i Mariusz? Nieeee, brzmi jakby grali muzykę disco-polo, a to wszak festiwal muzyki progresywnej. Choć tak naprawdę, muzyka jaką wykonuje trio, w zasadzie do tej etykiety nie pasuje. Mariusz użył tutaj nawet sformułowania, że grają muzykę regresywną. Zwał jak zwał, faktem jest, że te niepozbawione pewnego rockowego brudu i energii dźwięki, jakie znalazły się na (sprzedanej rzekomo „ w 15 egzemplarzach”;) ), płycie „Breaking Habbits”, na żywo sprawdzają się, po prostu wybornie. Pewną przyjemną, niespodziankę stanowił zmieniony „Shapeshifter”, zagrany w wersji bardziej swingowej. Reakcja publiczności był dowodem, że ich koncert musiał się podobać, chyba nawet tym, „z logiem dawno nie istniejących już zespołów na koszulkach”.

Wracając do liczby 10, bo właśnie po godzinie dziesiątej wieczorem nastąpiło to, czego trochę brakowało podczas tegorocznego festiwalu, przepraszając za wyrażenie – PIERDOLNIĘCIA! Repertuar tegorocznej edycji, był bowiem wyjątkowo spokojny. Pod tym względem muzyka Pain Of Salvation, stanowiła wymarzony kontrast. Mimo, że ich nowy album nie pozbawiony jest lirycznych momentów, ale soczyste, metalowe brzmienie podparte barwna oprawą świetlną dodało ognia festiwalowi. Koncertowy repertuar, składał się w większości z materiału ich najnowszej płyty „In The Passing Light of Day”. Na początku zabrzmiały kolejno: „Full Throttle Tribe”, „Reasons” i „Meaningless”, w drugiej fazie mogliśmy usłyszeć Linoleum z „Road Salt One” , oraz kompozycje z dwóch klasycznych już albumów zespołu: „A Trace of Blood”, „Rope Ends”, „Beyond the Pale” („Renedy Lane”) i „Ashes”(„Remedy Lane”), a potem znowu porcja nowości: „Silent Gold”, „On a Tuesday” oraz „The Passing Light of Day”, na bis. Muszę tutaj wyznać, że po kilku poprzednich płytach, obraziłem się nieco na Pain Of Salvation. Cieszę się, że zespól powrócił, w bardzo dobrej formie.

10 – jubileuszowy Ino Rock można bez wątpienia uznać za udany. Sprzyjało temu również, to o czym pisać już chyba nie trzeba, bo jakimś podejrzanym zrządzeniem losu, po prostu jest zawsze – piękna, bezdeszczowa pogoda. Tylko komary pozazdrościły takiej sytuacji, bo strasznie kąsały. Jeszcze w kwestii pogody, czy organizator podpisał już umowę (nie wiem czy tam na dole, czy na górze), na kolejne dziesięć lat? Pożyjemy, zobaczymy.

Marek Toma

Dodaj komentarz