2017.04.27 – RIVERSIDE, LION SHEPHERD, SLTEOTW – Katowice

riverside_mega2017-10

Który to już koncert Riverside w moim życiu? Naprawdę nie wiem. Chyba śmiało mógłbym powiedzieć, że zaliczyłem ich więcej, niż… No dobra, może bez przaśnych porównań. Jakoś mimochodem przyszła mi do głowy scena z filmu pt.: „Porno” Marka Koterskiego – „gdy nie mogę zasnąć, liczę dupy…”. Po takich koncertach jak ten, naprawdę ciężko zasnąć. W moim przypadku, kiedy nie umiem spać, wspominam koncerty… 🙂

Było ich wiele. Były i bardzo nietypowe, jak ten w piekarskiej „Andaluzji”, czy ten na Magii Rocka – festiwalu w Lyskach (chyba dlatego najszybciej przyszły mi do głowy). Były i te (można powiedzieć) konwencjonalne, perfekcyjnie zrealizowane (do czego zdążyli nas już przyzwyczaić), poprzednie w katowickim Mega Clubie, a także te w krakowskiej „Rotundzie” czy w „Studio”. Żałuję jedynie, że nie zobaczyłem ich na żywo podczas warszawskich, lutowych dwóch pierwszych koncertów, po dłuższej przerwie, spowodowanej śmiercią Piotrka. Dlatego nie można było przegapić kolejnej ich wizyty na Śląsku. Czy aby nie tylko z ciekawości, jak sobie poradzi Maciek Meler? Nieee….. Znając muzykę grupy Quidam, o tym że sobie świetnie poradzi, byłem przekonany.

Tym razem koncert Riverside, poprzedzały dwa supporty. Jako pierwszy zaprezentował się Sounds Like The End Of The World. Gdańszczanie ostatnio, dosyć często rezydują na południu Polski. Niedawno koncertowali z Obscure Sphinx w bielskim „RudeBoy”, a także z Brytyjczykami z Antimatter, w katowickiej „Katofonii”. Zespół promuje właśnie świeżo wydaną płytę, na której swoim instrumentalnym graniem, wymyka się nieco z tradycyjnej post-rockowej konwencji.

Jako druga zaprezentowała się warszawska formacja Lion Shepherd. Jeżeli chodzi o ich twórczość, jest chyba zdecydowanie bliższa, temu co prezentuje właśnie zespół Riverside. Nie ma tutaj oczywiście mowy o jakimkolwiek kopiowaniu. Ich muzyka posiada swoje indywidualne pierwiastki. Lion Sheperd można jednak włożyć do tej samej szufladki , którą otworzył autor biografii Riverside Maurycy Nowakowski. Tak, moim zdaniem również grają post-progresję, wplatając do swej muzyki jednak sporą dawkę orientalizmów. Ich koncert podzielony był na dwie części. Część pierwsza składała się z materiału, z ich debiutanckiej płyty „Hiraeth” z 2005 roku, w części drugiej usłyszeliśmy fragmenty premierowego materiał, z albumu „Heat”, którego premiera przypada na 26 maja.

Tego wieczoru, katowicki Mega Club można było porównać, do wypełnionego po brzegi pudełka zapałek. Tym samym, zespół złamał właśnie kolejną barierę. Był to pierwszy koncert w tym miejscu, który kompletnie się wysprzedał. Poprzednio, lokowałem się tutaj, raczej blisko sceny. Zakładając, że spód pudełka z zapałkami to scena, tym razem byłem jedną z zapałek, znajdującą się na jego górze. Widoczność była w tym miejscu z pewnością ograniczona, jednak dźwięk ustawiony był idealnie, co pozwalało przynajmniej komfortowo chłonąć samą muzykę. Pozytywne wrażenie robiła również gra świateł. Nawiązując do zapałkowych porównań, częste świetlne erupcje jasnych reflektorów robiły wrażenie, jakby ktoś zapalał to pudełko od środka.

Muzycy weszli na scenę przy dźwiękach „Eye of The Soundscape”. Najpierw we trójkę: Mariusz, Michał i Piotr. Po chwili na scenie zjawił się również Maciek Meler. Koncert spięty był jakby klamrą rozpoczął się i zakończył dwiema nieco odmiennymi wersjami „Cody”, Cała set-lista prezentowała się następująco: Coda, Second Life Syndrome, Conceiving You, Caterpillar and the Barbed Wire, The Depth of Self-Delusion, akustyczna wersja Lost (Why Should I Be Frightened By a Hat?), 02 Panic Room, Saturate Me, Escalator Shrine, Before. Na bis wybrzmiał: Towards the Blue Horizon z fragmentem Goodbye Sweet Innocence, no i Coda. Ten dwugodzinny koncert zakończył dźwięk Where the River Flows, stając się podkładem, przy którym muzycy opuszczali scenę, a pudełko zapałek, powoli stawało się puste.

Jaki to był koncert? Za puentę niech posłuży wypowiedź mojego redakcyjnego kolegi, z którym miałem przyjemność go przeżywać: „hmmmm, było mega, a Maciek to genialny gitarzysta jest…”

koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert
koncert

Tekst: Marek Toma
Zdjęcia: Michał Majewski

Dodaj komentarz