2016.06.24 – Love de Vice – Warszawa

1606ldv1

Jeśli w czerwcowy upalny dzień jedziesz przez pół Polski, aby wybrać się na koncert zespołu, który nie występował na scenie od ponad czterech lat, to znaczy że sympatia, jakim go darzysz jest ogromna. Nie będę kłamał, Love De Vice zalicza się do tego grona.

Ostatni raz zagrali w listopadzie 2011 roku w katowickim Teatrze Śląskim. Byłem tam zresztą i do dziś mam bardzo miłe wspomnienie z tego koncertu (dla tych którzy nie widzieli, polecam DVD „Silesian Night 11.11.11”) – możliwość spotkania, pogadania i wymiany uwag z muzykami to zawsze fajny dodatek do „części właściwej”. Od tamtego występu minęło szmat czasu. Sam w to początkowo nie mogłem uwierzyć, ale taka jest prawda. Tak długiej przerwy nie było jednak czuć w piątkowy wieczór, kiedy to Love De Vice zaprezentowali się przed publicznością w warszawskim klubie Stodoła.

Okazją do spotkania było wydanie nowego studyjnego albumu pod tytułem „Pills”, który tego samego dnia ukazał się na rynku muzycznym. Albumu świetnego, potwierdzającego, że chłopakom pomysły na utwory chyba się nie kończą i wciąż zaskakują coraz to lepszymi numerami. Tak więc nic dziwnego, że większość czasu poświęcili na promowanie swojego najmłodszego „dziecka”. Nie zapomnieli jednak o rzeczach starszych. Na otwarcie potężny „Once you were (a Giant)”, którym to kilka lat temu podbili serca słuchaczy jednej ze stacji radiowych w Polsce. Oprócz tego mogliśmy usłyszeć: utwór tytułowy z debiutu, „Foggy Future”, kolejny „hit” w dyskografii LDV, który zabrzmiał jeszcze mocniej niż na płycie czy przepiękny „Kiss Goodbye” tuż przed bisem. Była także wyczekiwana przez publiczność „Rebecca” – nie wydana na żadnym długograju, dostępna tylko na jednym z singli. Niezapomnianym momentem było zagranie 13-minutowego „Letter in a Minor”, którego się tak naprawdę nie spodziewałem. Liczyłem po cichu, że może się na niego skuszą. Nie nastawiałem się, aby później nie było rozczarowania. Pierwsze jego dźwięki wywołały u mnie euforię. To jeden z tych momentów, kiedy solówki (i nie tylko) powodują ciarki na całym ciele. Jeśli kiedyś postawią im pomnik, to właśnie za tego kolosa.

Najbardziej jednak byłem ciekawy jak wypadną na żywo rzeczy ze świeżutkiego „Pills”. Obaw nie było, ale zastanawiałem się czy dorównają one „koncertowym klasykom”. Po pierwszych taktach „No Escape” nie miałem już żadnych złudzeń. Transowy „Ritual” (świetna solówka „Messiego”, czyli Andrzeja Archanowicza), promujący całość „Afraid” z wyeksponowanymi klawiszami czy rzeczy spokojniejsze, jak „Best of Worlds” (mój osobisty faworyt z trzeciego krążka) i tytułowy – to idealne kawałki do grania przed publicznością. Klimat podtrzymał „With you Now” z „Numaterial”. Chwila ukojenia zawsze się przyda. Zwłaszcza, że jak wspomniałem wcześniej, Love De Vice to petarda koncertowa. W studiu wypadają bardzo przekonująco, ale dopiero na żywo można przekonać się o ich prawdziwej sile (energia, energia i jeszcze raz energia!) i potencjale. To wszystko robi – mam takie wrażenie – dobra atmosfera wewnątrz. Między muzykami jest ta specyficzna chemia (uśmiechy, były nawet „żółwiki” podczas jednego z utworów), przerwy koncertowej nie było więc widać. Naprawdę życzę każdej grupie, żeby tak dobrze prezentowała się po dłużej nieobecności. Na koniec muszę wspomnieć o Robercie Pełce – kolejny raz utwierdził mnie w przekonaniu, że gdyby istniała nagroda dla najbardziej szalonego basisty, który nie może ustać w jednym miejscu, spokojnie znalazłby się na podium.

Przerwę między meczami Euro 2016 można spożytkować na różne sposoby. Ja wyjazdu do Warszawy na pewno nie żałuję, pomimo tego, że człowiek wracał po całym dniu umordowany jak nigdy. Po takim koncercie o dyskomforcie się jednak zapomina. Love De Vice zrobili to, co mieli zrobić – „roznieśli” Stodołę w dobrym tego słowa znaczeniu. Teraz tylko czekać na występ gdzieś bliżej. Może Katowice?. Panowie, „RockArea on Stage” czeka na Was z otwartymi rękoma.

Setlista:
Once you were (a Giant); Dreamland; No Escape; Wild Ride; Best of Worlds; Foggy Future; With You Now; Afraid; Ritual; Rebecca; Pills; Letter in a Minor; Hell on Earth; Kiss Goodbye; bis: Afraid.

Szymon Bijak
Zdjęcia: Piotr Wyparło

Dodaj komentarz