Autorski projekt wielkiego fana Pink Floyd i muzyki progresywnej
Mikołaja Madejaka miał właśnie swoją drugą odsłonę. Tym razem do
Legionowa koło Warszawy zjechała czołówka polskiego rocka progresywnego –
trzy zespoły, które w ostatnich latach sporo „namieszały” na
progresywnej scenie i odrodzony Believe znakomitego gitarzysty Mirka
Gila.
Na dość szczelnie wypełnionej Sali Widowiskowej Miejskiego Ratusza w
Legionowie czuło się wielkie oczekiwanie na dobrą muzykę. W kuluarach
dostrzegłem sporo cenionych muzyków – m.in. kilku członków zespołu STATE
URGE, a także wielu ludzi „ z branży”, z szefem warszawskiej Progresji
– Markiem Laskowskim na czele. Festiwal rozpoczął neo progowy ARLON,
który licznej publiczności zaprezentował materiał ze swoich dwóch
znakomicie przyjętych przez fanów i przez krytykę płyt pt. On The Edge i
Mimetic Desires. Mnie najbardziej podobały się kawałki z tego
ostatniego wydawnictwa, które kilka miesięcy temu długo gościły w moim
odtwarzaczu. I choć można się trochę czepiać do nagłośnienia zespołu
Jacka Szotta, to jednak otwarcie tego wieczoru można uznać za bardzo
udane, a śpiewany przez Wojciecha Mandzyna i dużą cześć sali hicior pt.
Nothing Changes jeszcze długo chodził mi po głowie.
Drugi zespół – ART OF ILLUSION – wstyd się przyznać, ale znany był mi do
niedawna tylko z nazwy. Może dlatego, że jest zaszufladkowany jako
progmetalowy, a fascynacja ciężkimi brzmieniami minęła mi już dość
dawno… Tymczasem już od pierwszego kawałka grupa pochodząca z Bydgoszczy
zaskoczyła legionowską publiczność i mnie. Piękne gitarowe solówki
Filipa Wiśniewskiego, wirtuozerskie klawiszowe pasaże Pawła Łapucia i
soczyście brzmiąca, może nawet trochę za bardzo wyeksponowana sekcja
(lekko przyćmiła klawisze) z niesamowitym, żywiołowym perkusistą Kamilem
Kluczyńskim – po prostu podgrzała atmosferę do czerwoności! Kiedy
jeszcze cudownie wyśpiewał utwór pt. For Her gościnnie występujący z
zespołem Marcin Walczak – chyba wszyscy na Sali byli ukontentowani. Na
koniec występu zespół wykonał wirtuozerski kawałek pt. Disconnection,
którego niemal nigdy nie gra na koncertach – bo jak powiedział lider
grupy Filip – jest po prostu za trudny… W Miejskim Ratuszu wybrzmiał
wspaniale. W kuluarach wielu fanów gratulowało członkom bandu bardzo
dobrego występu, życząc im kariery na miarę Riverside!
Trzeci zespół przyciągnął do Legionowa chyba najwięcej fanów, bo
przecież grupa LEBOWSKI to nie tylko rewelacja roku 2010, to nie tylko
zespół który sprzedał cały nakład swojej hitowej płyty pt. Cinematic ,
ale to także grupa która nie koncertowała już od niemal dwóch lat, a
pojawiały się nawet plotki o jej rozwiązaniu. Tymczasem Lebowski będący w
znakomitej formie (mimo złamanego palca gitarzysty), zaprezentował
publiczności wspaniały set. W pierwszej jego części materiał z
debiutanckiej, dość dobrze wszystkim znanej płyty, w drugiej odsłonie
obszerny materiał z niemal gotowego, nowego krążka, który ukaże się w
drugiej połowie roku, a w trzeciej części kilka eksperymentalnych,
prawdziwych muzycznych rodzyneczków, z najładniejszym progresywnym
tangiem jakie w życiu słyszałem. Nawet jedna z pań w tzw. średnim wieku,
która za mną siedziała, podsumowała występ kapeli krótkim zdaniem:
Mistrzostwo Świata! Cóż tu można jeszcze dodać – Lebowski zaczarował
Legionowo, oczarował fanów proga , którzy zgotowali mu na koniec owację
na stojąco… Ja już nie mogę doczekać się ich najnowszej płyty – to
będzie z pewnością hit!
Trudne zadanie miał na koniec tego wieczoru Mirek Gil ze swoim
odnowionym zespołem Believe (nowy wokalista). Lebowski podniósł poziom
do niebotycznej wysokości, a zachwyty fanów w kuluarach nie miały końca…
Uwielbiam prywatnie Mirka, to przecież założyciel niemal legendarnego
Collage i wspaniały gitarzysta, ale występu jego zespołu w Legionowie
nie można zaliczyć do najbardziej udanych. Zawiodło nagłośnienie
poszczególnych instrumentów (klawiszy i skrzypiec do połowy występu
prawie nie było słuchać), do tego wkradła się nerwowość, dała o sobie
znać późna pora (zespół kończył występ grubo po Północy), pustoszejąca
sala i i chyba trema nowego wokalisty Macieja Kosińskiego, który mimo
mocnego głosu i scenicznego temperamentu, musi zmierzyć się z sukcesem
charyzmatycznego Karola Wróblewskiego, z którym wokal Believe do tej
pory był kojarzony.
Mimo tych trudności, na jakie napotkał Believe, cały progresywny
festiwal w Legionowie trzeba ocenić bardzo dobrze. Znakomita
organizacja, świetny dobór zespołów, masa płyt, koszulek i innych
gadżetów jakie można było nabyć w kuluarach i przede wszystkim wspaniała
atmosfera jaką wprowadził Mikołaj Madejak i jego współpracownicy –
zaowocowały naprawdę udaną imprezą, czego nie zepsuło nawet nienajlepsze
nagłośnienie i akustyka Sali Widowiskowej. Mamy nadzieję, że w
przyszłym roku spotkamy się znów w Legionowie na równie udanym,
progresywnym wieczorze i będziemy go wspominać przez kolejne dwanaście
miesięcy!
ProgRockFest w Legionowie kontemplował
Andrzej „Gandalf” Baczyński