Kameralne miejsce, wygodne miejsca siedzące i muzycy praktycznie na
wyciągnięcie ręki. Któż nie marzy, aby uczestniczyć w takim wydarzeniu.
Tym bardziej, jeśli to występ zespołu, którego bardzo ceni. Ci którzy
wybrali się w piątkowy wieczór na koncert Armii, zamiast zostać w domu i
oglądać mecz Polska – Islandia, mogli tego doświadczyć na własnej
skórze.
I na pewno takiego wyboru nie żałują. Nie wyobrażam sobie bowiem, żeby
po takim występie ktoś z obecnych mógł narzekać. Forma zespołu –
znakomita, repertuar – oparty na ostatniej – notabene świetnej –
studyjnej płycie „Toń”, a sam koncert był filmowany z myślą o zestawie
CD/DVD, który ukaże się najprawdopodobniej w pierwszym kwartale
przyszłego roku. Czyli i na tym polu będzie niezapomniana pamiątka.
Tuż po godzinie 21 piątka muzyków wyszła na malutką, ale mającą swój
urok scenę w Studiu Koncertowym Radia Katowice. Zaczęli tak jak na
ostatnim krążku od transowego „Cudu” i „Urkoloseum”. Na samym wstępie
Tomek Budzyński zapowiedział, że zagrają „Toń” w całości. I tak w
rzeczywiście było, choć nie mogło zabraknąć również klasycznych utworów,
bez których obyć się po prostu nie może. I pierwszym tego dowodem była
zagrana jako trzecia w kolejności „Opowieść zimowa”, czyli największy
przebój (oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu), która zabrzmiała jak
zawsze potężnie i nie pozwoliła nikomu na sali usiedzieć spokojnie.
Później powrót do historii najnowszej – „Duszo wróć” i „Puste okno”
potwierdziły, że świeżutki materiał na żywo prezentuje się nad wyraz
znakomicie. Następnie wybrzmiał „Zły porucznik”, jedyny reprezentant
mojego ulubionego „Der Prozess”. Tutaj tym bardziej nie dało się nie
machać swoją czupryną.
I znowu powrót do najnowszych propozycji w postaci „Tańca duchów” i
„Ukamieniowania”. Jednym z najjaśniejszych punktów programu była z kolei
wydłużona wersja „Domu przy moście” (z przełamaniem w środku w postaci
„Breakout”), która rozrosła się przynajmniej do 10 minut. Dzięki czemu
mogliśmy podziwiać popisy Amadeusza Kaźmierczaka (perkusja), Darka
Budkiewicza (bas – cudo!) czy gitarzysty Rafała Gieca. Była również
wiązanka „Jeżeli/3 Bajki (oczywiście główny motyw odśpiewany chóralnie
przez wszystkich!)/Adwent”, a także tytułowy „Toń”, gdzie Budzy popisał
się wygimnastykowanym językiem.
Jako ostatni w podstawowym secie pojawił się „Tam gdzie kończy się
kraj”, czyli notabene jedyny utwór, o którym można powiedzieć, że dał
wszystkim chwilę wytchnienia. Oczywiście nikt nie wyobrażał sobie, aby
wypuścić muzyków bez zagrania bisów, chociażby dlatego, że został
jeszcze jeden rodzynek z albumu „Toń”. Mianowicie „Cudzy grzech”,
którego wykonanie poprzedziła dłuższa zapowiedź wokalisty o tym, jak
książka Fiodora Dostojewskiego „Biesy”, a konkretnie jeden z tytułów
rozdziału, zainspirował do napisania właśnie jego. Potem zagrali utwór
tytułowy z legendarnego krążka z 1991. I zespół ponownie zszedł za
kulisy. Nie na długo, ponieważ ponownie wywołaliśmy ich gromkim
klaskaniem. Nie było klasyka, ale w zamian otrzymaliśmy ponownie „Toń”.
Chyba jeszcze lepiej zagranego niż za pierwszym razem. Coś czuję, że za
kilka lat stanie się koncertowym „killerem” na miarę chociażby „Domu
przy moście”. Po wspólnym ukłonie i podziękowaniach pozostało tylko
czekać na możliwość cyknięcia fotek, zebrania autografów na wszystkim,
co się z domu wzięło (od płyt, przez plakaty i bilety, a na… setliście z
koncertu kończąc) i przybicia „piątek”. I ci, którzy uzbroili się w
cierpliwość, takie możliwości otrzymali. Na potwierdzenie jedno ze zdjęć
poniżej.
Po takim występie ciężko dojść do siebie. Armia zaaplikowała bowiem
swoim słuchaczom muzyczny koktajl na najwyższym poziomie. Energia, która
udzieliła się nam wszystkim do tej pory pozostaje w głowie, a także w
uszach (oj, było głośno). Panowie, czapki z głów.
Setlista:
Cud
Urkoloseum
Opowieść zimowa
Duszo wróć
Puste okno
Zły porucznik
Taniec duchów
Ukamieniowanie
Dom przy moście/Breakout
Toń
Jeżeli/3 bajki/Advent
Ostatnia chwila
Tam gdzie kończy się kraj
Bis
Cudzy grzech
Legenda
Bis 2
Toń




Szymon Bijak