Do grupy ARENA mam szczególny sentyment, bo to obok Marillion czy
Pendragon był jeden z pierwszych zespołów neo progresywnych jakie
poznałem. Ani się człowiek obejrzał jak minęło 20 lat od debiutu
świetnej angielskiej grupy i z tej okazji, ale również z powodu ukazania
się najnowszego krążka „Unquiet Sky” zasłużony dla muzyki progresywnej
zespół wyruszył w długą europejską trasę, a jednym z pierwszych
przystanków na niej był koncert w warszawskim klubie „PROXIMA”.
Zanim ujrzeliśmy na scenie Clive’a Nolana i spółkę zobaczyliśmy jako
suport wielce obiecujący i już dość dobrze znany fanom progresu
holenderski zespół Knight Area. Muszę się przyznać, że przed kilkoma
laty zachwycałem się ta grupą. Wydali oni bowiem dwie wyśmienite,
klimatyczne płyty „The Sun Also Rises” (2004) oraz „Under A New Sign”
(2007). Kolejne płyty były bardziej drapieżne i ostrzejsze stylistycznie
i nie tak już wysoko oceniane przez fanów i krytyków. Byłem bardzo
ciekawy czy utwory z najnowszego wydawnictwa zespołu pt. „Hyperdrive”,
które ukazało się przed Gwiazdką , nawiążą poziomem do debiutanckich
płyt czy też zostaną chłodniej przyjęte jak ostatnie dwa albumy. Prawie
cała set-lista grupy została oparta na najnowszym CD i już od pierwszego
utworu „Afraid Of The Dark” słychać było, iż energii i rockowego
pazura nie brakuje Holendrom. Znakomicie prezentował się zwłaszcza
znakomity gitarzysta zespołu Mark Bogert, którego gra momentami
przypominała mi występy mistrza Joe Satrianiego (może porównanie trochę
na wyrost, ale samo skojarzenie z gigantem gitary dobrze świadczy o
zdolnym, młodym muzyku). Długo czekałem na starsze utwory grupy i
dopiero na sam koniec zespół brawurowo wykonał jeden z najlepszych
kawałków ze swojego debiutu „Mortal Brow”. Warszawska publiczność
nagrodziła gromkimi brawami udany, choć dość krótki bo 50-minutowy
występ muzyków z Kraju Tulipanów, ale wiadomo było, że wszyscy czekają
na głównych aktorów tego wieczoru.
Lekko odmieniona Arena – z nowym basistą Kylanem Amosem – zaczęła
występ od dynamicznego utworu „The Demon Strikes”, otwierającego
najnowsze wydawnictwo zespołu. Po nim usłyszeliśmy kilka hitów z
wcześniejszych płyt jak: „Rapture”, „Double Vision”, „Crack in The Ice”
czy „Moviedrome” i widać było, że grupa przyjechała do stolicy nie
tylko w znakomitym nastroju (żarty na scenie, pogaduchy na scenie Nolana
i Mitchela, podskoki nowego basisty), ale także w świetnej formie
muzycznej. Wielki kunszt wokalisty usłyszeliśmy w kolejnym utworze –
wprost magicznej balladzie „How Did It Come To This?” – moim skromnym
zdaniem – najpiękniejszego utworu na najnowszej płycie i z pewnością
wielkiego hitu grupy na najbliższe lata…
Sala całkowicie ukontentowała się słysząc „Salamander”, „Serenity” czy
„Riding The Tide” – wielkie hity zespołu, który przez dwadzieścia
ostatnich lat wyznaczał niemalże trendy w światowym neo progu. Jak byłem
niemal wniebowzięty słysząc ponownie na żywo „Hanging Tree” z mojej
ukochanej płyty zespołu „The Visitor”. Zresztą z tego wydawnictwa
pochodziło najwięcej utworów odegranych na jubileuszowym koncercie – co
nie tylko mnie wprawiło w doskonały nastrój.
Niemal dwugodzinny występ grupy zakończył cudnie wykonany hicior
„Solomon”, a Paul Manzi udowodnił, że jak mało który wokalista potrafi
zachować mocny głos do samego końca występu. Powiedziałem zresztą mu to
po koncercie – co sprawiło mu ogromną satysfakcję. Dodał, że bardzo
obawiał się o swoje struny głosowe, gdyż dwugodzinna set-lista nie jest
wcale łatwa dla wokalisty. Zresztą muzycy też kończyli koncert mocno
spoceni i wyraźnie zmęczeni, ale i bardzo szczęśliwi. Po raz kolejny
błysnął swoim kunsztem John Mitchell – moim zdaniem jeden z kilku
najlepszych w tej chwili gitarzystów progrockowych na świecie. Nowy
basista zespołu poziomem nie odstawał od reszty. Clive Nolan gorąco
dziękował wszystkim za przybycie i wsparcie, choć ja miałem wrażenie, że
jak na tak wspaniałą okazję i dwa naprawdę wyśmienite progresywne
zespoły na scenie – to ok. 200 osób na widowni nie stanowiło tłumu…
Mój znajomy fan progowej muzy Krzysiek Zieliński podsumował występ Areny
krótko: było jeszcze lepiej niż prawie trzy lata temu w Progresji!
Niech żałują Ci, którzy na rocznicowy koncert Nolana i jego paczki się
nie wybrali. Następna okazja będzie pewnie nie tak szybko. Wypada tylko
życzyć Arenie kolejnych dwudziestu tak dobrych, muzycznych lat. Znając
niestrudzony charakter i kompozytorską płodność lidera zespołu – myślę,
że jest to całkiem realne!





Jubileusz Areny świętował w Proximie
Andrzej „Gandalf” Baczyński
Zdjęcia: Marek „Grendel” Smietański