2015.04.10 – Arena, Knight Area – Warszawa

arena_poster2m

Do grupy ARENA mam szczególny sentyment, bo to obok Marillion czy Pendragon był jeden z pierwszych zespołów neo progresywnych jakie poznałem. Ani się człowiek obejrzał jak minęło 20 lat od debiutu świetnej angielskiej grupy i z tej okazji, ale również z powodu ukazania się najnowszego krążka „Unquiet Sky” zasłużony dla muzyki progresywnej zespół wyruszył w długą europejską trasę, a jednym z pierwszych przystanków na niej był koncert w warszawskim klubie „PROXIMA”.

Zanim ujrzeliśmy na scenie Clive’a Nolana i spółkę zobaczyliśmy jako suport wielce obiecujący i już dość dobrze znany fanom progresu holenderski zespół Knight Area. Muszę się przyznać, że przed kilkoma laty zachwycałem się ta grupą. Wydali oni bowiem dwie wyśmienite, klimatyczne płyty „The Sun Also Rises” (2004) oraz „Under A New Sign” (2007). Kolejne płyty były bardziej drapieżne i ostrzejsze stylistycznie i nie tak już wysoko oceniane przez fanów i krytyków. Byłem bardzo ciekawy czy utwory z najnowszego wydawnictwa zespołu pt. „Hyperdrive”, które ukazało się przed Gwiazdką , nawiążą poziomem do debiutanckich płyt czy też zostaną chłodniej przyjęte jak ostatnie dwa albumy. Prawie cała set-lista grupy została oparta na najnowszym CD i już od pierwszego utworu „Afraid Of The Dark” słychać było, iż energii i rockowego pazura nie brakuje Holendrom. Znakomicie prezentował się zwłaszcza znakomity gitarzysta zespołu Mark Bogert, którego gra momentami przypominała mi występy mistrza Joe Satrianiego (może porównanie trochę na wyrost, ale samo skojarzenie z gigantem gitary dobrze świadczy o zdolnym, młodym muzyku). Długo czekałem na starsze utwory grupy i dopiero na sam koniec zespół brawurowo wykonał jeden z najlepszych kawałków ze swojego debiutu „Mortal Brow”. Warszawska publiczność nagrodziła gromkimi brawami udany, choć dość krótki bo 50-minutowy występ muzyków z Kraju Tulipanów, ale wiadomo było, że wszyscy czekają na głównych aktorów tego wieczoru.

Lekko odmieniona Arena – z nowym basistą Kylanem Amosem – zaczęła występ od dynamicznego utworu „The Demon Strikes”, otwierającego najnowsze wydawnictwo zespołu. Po nim usłyszeliśmy kilka hitów z wcześniejszych płyt jak: „Rapture”, „Double Vision”, „Crack in The Ice” czy „Moviedrome” i widać było, że grupa przyjechała do stolicy nie tylko w znakomitym nastroju (żarty na scenie, pogaduchy na scenie Nolana i Mitchela, podskoki nowego basisty), ale także w świetnej formie muzycznej. Wielki kunszt wokalisty usłyszeliśmy w kolejnym utworze – wprost magicznej balladzie „How Did It Come To This?” – moim skromnym zdaniem – najpiękniejszego utworu na najnowszej płycie i z pewnością wielkiego hitu grupy na najbliższe lata…

Sala całkowicie ukontentowała się słysząc „Salamander”, „Serenity” czy „Riding The Tide” – wielkie hity zespołu, który przez dwadzieścia ostatnich lat wyznaczał niemalże trendy w światowym neo progu. Jak byłem niemal wniebowzięty słysząc ponownie na żywo „Hanging Tree” z mojej ukochanej płyty zespołu „The Visitor”. Zresztą z tego wydawnictwa pochodziło najwięcej utworów odegranych na jubileuszowym koncercie – co nie tylko mnie wprawiło w doskonały nastrój.

Niemal dwugodzinny występ grupy zakończył cudnie wykonany hicior „Solomon”, a Paul Manzi udowodnił, że jak mało który wokalista potrafi zachować mocny głos do samego końca występu. Powiedziałem zresztą mu to po koncercie – co sprawiło mu ogromną satysfakcję. Dodał, że bardzo obawiał się o swoje struny głosowe, gdyż dwugodzinna set-lista nie jest wcale łatwa dla wokalisty. Zresztą muzycy też kończyli koncert mocno spoceni i wyraźnie zmęczeni, ale i bardzo szczęśliwi. Po raz kolejny błysnął swoim kunsztem John Mitchell – moim zdaniem jeden z kilku najlepszych w tej chwili gitarzystów progrockowych na świecie. Nowy basista zespołu poziomem nie odstawał od reszty. Clive Nolan gorąco dziękował wszystkim za przybycie i wsparcie, choć ja miałem wrażenie, że jak na tak wspaniałą okazję i dwa naprawdę wyśmienite progresywne zespoły na scenie – to ok. 200 osób na widowni nie stanowiło tłumu…

Mój znajomy fan progowej muzy Krzysiek Zieliński podsumował występ Areny krótko: było jeszcze lepiej niż prawie trzy lata temu w Progresji! Niech żałują Ci, którzy na rocznicowy koncert Nolana i jego paczki się nie wybrali. Następna okazja będzie pewnie nie tak szybko. Wypada tylko życzyć Arenie kolejnych dwudziestu tak dobrych, muzycznych lat. Znając niestrudzony charakter i kompozytorską płodność lidera zespołu – myślę, że jest to całkiem realne!

Arena
Arena
Arena
Arena
Arena

Jubileusz Areny świętował w Proximie

Andrzej „Gandalf” Baczyński
Zdjęcia: Marek „Grendel” Smietański

Dodaj komentarz