22 listopada to był dzień trudnego wyboru. W tym samym czasie w trzech
miejscach województwa śląskiego odbywały się trzy ważne wydarzenia
muzyczne. Do Sosnowca przyjechali chłopaki z Tides from Nebula, do
Katowic zawitali muzycy zespołu Tune a Ci którzy mieli najbliżej
pojawili się w chorzowskiej Leśniczówce. Osada Vida czyli chyba
najjaśniejsza gwiazda skromnych progów miasta Piekary Śląskie zagrała
premierowy, polski koncert promujący najnowszy album „The After Effect”.
A ponieważ na koncertach dwóch poprzednich ekip byłem już w tym roku
wybór padł na Osadników, których nie widziałem już od ponad rok na
scenie.
Gdy zawitałem do Leśniczówki i zobaczyłem uśmiechnięte twarze członków
zespołu wiedziałem, że ten wieczór będzie udany. Jest tak niesamowita
chemia między nimi, że to widzi się od razu. Pojawienie się już
wcześniej w szeregach Osady Marka Majewskiego, od którego bije takie
niesamowite ciepło ze sceny oraz dwóch nowych instrumentalistów: Marka
Romanowskiego i Jasia Mitoraja – profesjonalistów w każdym calu
powoduje, że zespół nabrał nowych kolorów. Progresywnych kolorów…
Osadników był to czas
Na wędrówkę zabrali wszystkich nas
Po meandrach dźwiękowych
Stricte tego wieczora rockowych
Piętnaście minut po 20 pojawili się na scenie przywitani gromkimi
brawami pełnej tego dnia Leśniczówki. I muszę przyznać, że ani Ja, ani
sam zespół nie spodziewał się takich tłumów. Jednakże fani dobrego rocka
nie zawiedli. Atmosfera była typowo familijna. Dodatkowym wsparciem dla
zespołu był fakt, że były gitarzysta zespołu Bartek Bereska, również
pojawił się na koncercie skromnie chowając się gdzieś w pobliżu
konsolety za co nie omieszkał podziękować mu Marek dwukrotnie podczas
koncertu.
Zaczęli od „Mighty World” z poprzedniego albumu „Particles”. Zresztą
tego wieczoru prym wiodły utwory z dwóch ostatnich albumów zespołu z
małymi wycieczkami na „The Body Parts Party” i „Uninvited Dreams”.
Myślę, że też spowodowane było to wszystko tym, iż Marek Romanowski
stosunkowo niedawno dołączył do zespołu i nie zdążył ograć wszystkich
numerów z pozostałymi muzykami. Zresztą podczas grania jednego z utworów
sam Marek stwierdził, że on tylko słyszał ten utwór a nigdy go nie
ogrywał. Uwierzcie mi na słowo nie było tego widać, ani słychać.
Czas powiedzieć coś o nowych kawałkach, które po raz pierwszy można było
usłyszeć podczas tego wieczoru. Trzeba przyznać, że brzmią wyjątkowo
soczyście. I to nieważne czy jest to mocniejsze „King of Isolation” czy
spokojniejsze „I’m not Afraid”. Tak naprawdę podczas samego koncertu nie
było tego słychać a Ja też przyszedłem na ten koncert bez przesłuchania
albumu, ale może w przyszłości do części live Osadnicy włączą jakieś
skrzypce tak jak to się stało na samej płycie. Byłaby to zupełnie nowa
jakość w historii zespołu. Zresztą dwie ostatnie płyty to wspaniały
materiał na akustyczne show. I wierzę, że kiedyś się takiego doczekamy.
Łukasz wymachiwał basem
A i żartem rzucił czasem
Marek nas rożdżką czarował
Magią zaklętą w głosie swym nami kierował
Wracając jednak do meritum… Koncert trwał w najlepsze, Marek złapał
świetny kontakt z publicznością… i w drugiej części koncertu zabrzmiał
chyba najbardziej energetyczny utwór w dyskografii zespołu czyli
„Stronger”. Wtedy to wszyscy wstali i klaskali oraz skakali pod sceną
podśpiewując refren z wokalistą. Chemia w czystej postaci. Dodatkowo
zachowanie wszystkich w zespole uwidaczniało jak dobrze czują się
podczas tego wieczoru. Łukasz z Markiem na lewo i prawo „rzucali”
żartami, które były w dobrym guście, więc śmiechu było co niemiara.
Zresztą padło takie stwierdzenie, że Osada Vida to najbardziej żartujący
zespół na scenie. I chyba coś w tym jest.
Pojawił się także fragment improwizacji jak jeden po drugim zaczęli
wybijać rytmy na swoich instrumentach i złożyło się to na krótko na
nową, spójną całość. To tez pokazuje jak wiele potencjału jest w tych
chłopakach.
Drugi Marek za perkusją schowany
Ale w całej Leśniczówce świetnie był słyszany
R6 paluszki swoje do klawiszy przykładał
I piękne dźwięki dla nas składał
Warto jeszcze wspomnieć o „Sky Full of Dreams”. Dawno nie słyszałem tak
piosenkowego a zarazem ambitnego kawałka, który stara się wskoczyć na
Listę Przebojów Trójki i myślę, że niebawem się to uda. Wierzę w to,
trzymam kciuki i głosuję co tydzień. Na koncercie również była to
wspaniała podróż po niebiańskich marzeniach. Muzyczna podróż oczywiście…
która zakończenie miała odśpiewanym gromkim „Sto Lat” dla szanownego
jubilata. W tym dniu Marek Romanowski obchodził swoje urodziny i dostał w
prezencie od kolegów piękną grafikę. Zresztą już po zakończeniu
koncertu z jednego z kątów był bis życzeniowy, gdy sprzęt składany był
m.in. przez Marka.
Jednakże oczywiście publiczność nie pozwoliła zakończyć tej podróży tak
szybko i pojawił się jeszcze suplement w postaci dwóch kawałków: „Is
that devil from Spain too?” (to właśnie tego utworu Marek nigdy nie
grał) oraz „Lies”. I dwie godziny minęły tak szybko jak uderzenie
pioruna. I tak jak ono zostawia po sobie znak na Ziemi, tak i ten
koncert odbił swoje piętno w moim sercu. I na zawsze pozostanie.
W końcu Jasiu gitarzysta szalony
Wymiatał na gitarze aż gryf był przypalony
A my słuchaliśmy ich w skupieniu
Unosząc swoje dusze na muzycznym sklepieniu.
Ważnym aspektem było również ustawienie instrumentów i wokalu podczas
tego koncertu. Wszystko było przygotowane w taki sposób, aby wypełnić
nawet najmniejszy zakątek Leśniczówki tymi wyjątkowymi dźwiękami. Do
ideału brakowało odrobinę lepszej słyszalności syntezatorów Rafała
Paluszka. Do reszty nie można było mieć zastrzeżeń. A już nagłośnienie
wokalisty było najlepsze jakie słyszałem od jakiegoś czasu choć przez
chwilkę był jakiś kłopot, ale szybko zza konsolety udało się temu
zaradzić.
A potem rozmów nie było końca. Płyty i kubeczki rozchodziły się jak
świeże bułeczki. Każdy z członków zespołu chętnie składał autografy i
pozował do zdjęć. No ale jak się gra taki wieczór jak ten to nie mogło
być inaczej. I Ja kłaniam się wam nisko dziękując za istnienie. Będę was
wspierał pokazując młodym ludziom jak piękną muzykę tworzy się w
Polsce.
SETLISTA:
Mighty World
King of Isolation
Hard-Boiled Wonderland
Those Days
Losing Breath
I’m not Afraid
Haters
Restive Lull
Stronger
Sky Full of Dreams
No One Left to Blame
Bone
Encore:
Is That Devil from Spain Too?
Lies
Michał „Angelus” Majewski