Cykl Rock Area on Stage coraz wyraźniej wpisuje się w koncertowy krajobraz Katowic a 11.10 na scenie klubu Katofonia po raz drugi pojawiła się formacja Sounds Like The End Of The World. W ramach post rockowego wieczoru nie byli jednak jedyni. Sympatyczna formacja z pomorza została poprzedzona przez grupy Sky Above Stockholm oraz From Love To Reflux.
Drudzy z wymienionych prezentuje mocno eksperymentalne, chwilami wręcz transowe dźwięki. Zespół nie boi się trudnych, niekoniecznie łatwych w odbiorze melodii i przy odrobinie szczęścia i masie determinacji z ich strony o From Love To Reflux powinniśmy jeszcze usłyszeć.
Sky Above Stockholm to dla odmiany formacja, której muzyka powinna przypaść do gustu (bez mrugnięcia okiem) fanom tradycyjnych postrockowych dźwięków. Zdecydowane gitarowe granie z przyjemnymi melodiami i pomysłem na siebie. To był niezwykle ciekawy występ i tylko pozostaje trzymać za nich kciuki!
Czas na gwiazdę wieczoru, post rockowy Sounds Like The End Of The World, jak mówi Tomek Hoffmann – poniekąd z Gdańska (przyp.red. Trójmiasto, Elbląg). Ich muzykę przyjęłam zupełnie bez większych oczekiwań. Posłuchałam kilka pomysłów, trochę porozmawiałam… nie spodziewałam się niczego, co mogłoby mnie oszołomić. Wkrótce w konkursie wygrałam Epkę “It All Starts Here“… posłuchałam kilka razy i zaciekawiłam się ich brzmieniem na żywo.. Długo nie musiałam czekać.. Panowie przyjechali do Katowic na ich pierwszy koncert z cyklu Rock Area on Stage promując jednocześnie swojego longplay‘a „Stages of Delusion“.
Wtopiło mnie w dźwięki… Nie mogłam nie odpuścić sobie kolejnego koncertu, tym razem na Festivalu w Gniewkowie. Od tamtej pory było już wiadome, że zyskali wielu nowych fanów, a w tej grupie byłam i ja.
Tak oto dowiedziawszy się, że Panowie wracają znowu na deski Katofonii… podskoczyłam z radości!
Ale do rzeczy (tradycyjnie się rozgaduję..).
Po zejściu ze sceny drugiego zespołu czułam już mrowienie w brzuchu, to takie miłe podniecenie, kiedy wie się co człowieka czeka, ale nie wie jak tak do końca wszystko przebiegnie.
Zaczęli z uśmiechami na twarzach od „Everything is odd“.
Łagodnie, wprowadzając w nastrój, doskonale… Na perkusji wspomniany już Tomek Hoffmann, niczym żołnierz wystukiwał rytm…. wciąż jednak jeszcze bez szaleństw scenicznych.
Jak niektórym wiadomo, zespół nosi miano dynamitu. Zatem mocniej już w Trafalgar Square… dawkując jednocześnie. Brzmi szaleńczo? Tak było! Gitary nie mogły piękniej interferować, albowiem Michał Baszuro i Wojtek Kowal są znakomitymi muzykami.
Utwór „What are you up to“ wprowadził w trans… długo nie pozwolono nam z niego wyjść bowiem doskonały „Watching Alex“ zabrzmiał natychmiast. Szargało mną uczucie radości. Panowie na scenie (nawet tej niewielkiej) ruszają się z gracją, nie sposób się nie cieszyć! Show miły także dla oka.
No i czas nadszedł na „Free fall“. Kawałek doczekał się klipu (reż. Macieja Głowińskiego), poruszając wielu do burzliwych dyskusji (do obejrzenia na kanale You Tube).
Świetnie się działo na scenie, wyskoki, szaleństwo, mój strach o instalację na scenie, ale im to nie przeszkadzało! Kompletny szał. Na wielkie brawa tutaj zasługuje osobliwy klawiszowiec, Łukasz Pawluk. Niewiarygodne pozycje, niejednokrotnie przeczące z prawami fizyki… świetny muzyk!
Dalej „Red Moon Valey“ nieco zwolniło… pobujało.. Kolej na bas! Do tej pory na basie grał Mateusz Gajda, który swój ostatni koncert z zespołem zagrał w Gniewkowie. Stery przejął Arek Litkowiec. Arek z pięknymi dredami (musiałam o nich wspomnieć, bo mnie zachwyciły) gra mocniej, drapieżniej, zdecydowanie pewniej. Co nie znaczy, że warsztat Mateusza był słaby.
Tytułowy utwór z longa „Stages of Delusion“ i na koniec „Lunar Tide“. Cudowne dźwięki! Z tym „na koniec“ to oczywiście ściema, bo Panowie musieli bisować, a żeby to raz! Zatem bisy to utwory z Epki, kolejno „Diffraction Point“ i „It All Starts Here“. Czy to się zaczęło tutaj? Owszem! I mam nadzieję, że się nie skończy!
Bisy były już czystym szaleństwem! Michał zeskoczył ze sceny i grał dla poszczególnych… ach, co za emocje! Były piski, wrzaski, oklaski i owacje na stojąco.
Nie potrafiłam wyjść z podziwu (nadal nie potrafię), że tak stosunkowo młody zespół jest tak spójny! Ba! Na koncertach są wprost niewiarygodni!
Dynamit sceniczny, doskonały warsztat, przesympatyczni i skromni ludzie, świat dla nich stoi otworem!
SLTEOTW podkreślają, że nie chcą konkurować z kolegami po fachu… być może … ponieważ w moim odczuciu oni są po prostu bezkonkurencyjni…
Tekst: Natalia Kubacka/ Piotr Michalski
Zdjęcia: Natalia Kubacka