2014.09.04 – Planet of Zeus, J.D. Overdrive, Gallileous – Katowice

140904planet-jd-g300

ROCK AREA ON STAGE

KATOFONIA PRAWIE SPŁONĘŁA!!!

W chłodny już niestety wrześniowy wieczór w katowickiej Katofonii ponownie zawitała seria koncertów pod egidą portalu Rock Area. Tym razem na „Rock Area on Stage” zagościły zgoła inne dźwięki niż zwykle. Na scenie królowało hardrockowo – stonerowo – southernowe brzmienie.

Wszystko rozpoczęło się 10 minut przed 20 czasu środkowoeuropejskiego. Na scenie pojawił się zespół Gallileous z Wodzisławia Śląskiego, który był zdecydowanie najsłabszym ogniwem tego swoistego, rockowego łańcucha muzycznego podczas tego wieczoru. Podobno Panowie grają doom metal i długość ich utworów jest nie mniejsza niż 15-20 minut. Hmmm… Nic z tego nie usłyszałem przez te około 50 minut grania. Zespół zaprezentował coś takiego hardrockowego. Wokaliście głos się łamał, a dźwięk to był jeden wielki łomot nieważne, w której części sali się człowiek znajdował. Było miałko, działo się mało i… tutaj pozytywny aspekt. Klawiszowiec o ksywie Boogie!!! Gość ma taki power w paluchach, że chciało się więcej. Nord płonął w takt naciskanych przez niego klawiszy. Oczywiście był tak słabo nagłośniony, że trzeba było wyłapywać jego rewelacyjne palcówki. Ale i to nie pomogło jak i nagi, wytatuowany tors perkusisty. Cały występ nie powalił. Rozmawiając z zaprzyjaźnioną grupką metalowców, która pojawiła się tego wieczoru wiele obiecując sobie po tym występie, stwierdziła, że to już nie jest ten sam zespół. Tak więc odmienione brzmienie nie przyniosło spodziewanego efektu. Cóż nie każdy jest Opeth’em czy Frontsidem choć i przy wymienionych było wiele kontrowersji po zmianie stylu.

W Katofonii robiło się coraz tłoczniej (a przecież był to czwartek), gdy po 20-minutowej przerwie na scenie zagościł katowicki zespół J.D. Overdrive i ich charakterystyczna czaszka. Fani zespołu od razu pojawili się pod sceną. Panował ogólny headshake bo też słuchało się tego dobrze. W muzyce wyżej wymienionej grupy słychać wiele naleciałości z amerykańskiego metalu spod znaku m.in. Pantery czy zespołu Down. Charyzma wokalisty Wojtka „Susła” Kałuży, dobra, techniczna gra członków zespołu (w szczególności Michała Stemplowskiego na gitarze elektrycznej) spowodowała, że czwartkowy wieczór coraz bardziej przypadał mi do gustu. Sam frontman J.D. Overdrive był wniebowzięty ponieważ stwierdził, że jest czwartkowy wieczór a sprzedało się 100 biletów. Skwitował to soczystym „K…wa, jesteście zajebiści”. Ja osobiście twierdzę, że sprzedało się więcej biletów bo nie było gdzie palca włożyć a ręka odpowiedzialna za spust migawki była co chwila poruszana przez rozentuzjazmowaną publikę.

Ognisko tliło się po zakończeniu występu J.D.Overdrive a jak się później okazało to była cisza przed rockową burzą. Zespół Planet of Zeus (gdy przeczytamy dokładnie z angielskiego Planet of Zus to raczej, źle się kojarzy lecz na szczęście nikogo z ZUS-u wtedy nie zauważyłem) zawitał do Polski nie po raz pierwszy jak chwalił się ze sceny głównodowodzący ekipy Hellas o miło brzmiącym przezwisku Babis. Tak, tak zespół ten dla niewtajemniczonych pochodzi z Grecji a dokładnie z Aten. Po pierwszych taktach rozgorzało piekło pod sceną. Katofonia jako klub jazzowo-bluesowy myślę, że nie miała przyjemności czegoś takiego widzieć w swych skromnych progach. Było szaleńcze pogo i skoki ze sceny na tłum. Ci którzy byli kiedyś w Katofonii wiedzą jak mała scena tam jest zainstalowana i jak mało miejsca jest wokół niej a nie przestawiano stołów. Wokalista co chwila musiał poprawiać sobie mikrofon bo ktoś spod sceny przypadkiem mu go przestawiał. Zespół przyjechał promować swój najnowszy album „Vigilante”. Członkowie zespołu trzeba przyznać byli zachwyceni przyjęciem. Wszystko ukryte było w ich soczystych uśmiechach i podziękowaniach kierowanych w stronę publiczności. Na szczególną uwagę zasługuje gra gitarzysty prowadzącego Yog’a, który jest technicznie świetnie wyszkolony i na gryfie potrafi wykonywać takie piruety jak niejeden łyżwiarz figurowy. Co mnie też urzekło to zróżnicowany wokal frontmana. Zawsze cenię sobie tę cechę wśród wokalistów.

I rzeczywiście jak napisałem w tytule Katofonia prawie spłonęła dzięki żarzącym się sercom publiczności, która tak wspaniale przyjęła „greckich bogów” southern rocka. Ja również gdzieś w środku zapałałem do takich dźwięków, których zapewne teraz będę szukał. A już serdecznie zapraszam na kolejne „Rock Area on Stage” za około miesiąc, bo 11.10.2014 roku na scenie w Katofonii pojawi się Sounds Like the End of the World. I choć nie będzie może tak energetycznie to pejzaże malowane przez muzyków zespołu na pewno zainteresują wielbicieli postrockowego grania.

Michał Majewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *