2014.06.28-29 – Festiwal Rocka Progresywnego Im Tomasza Beksińskiego – Gniewkowo

gniewkowo2014

Pozwolę sobie rozpocząć, od krótkiego cytatu wyjętego z artykułu poświęconego festiwalom muzycznym, zamieszczonego w jednym z poczytniejszych codziennych dzienników:

„Jarocin jest najstarszy, Przystanek Woodstok – największy, Open’er – najbardziej gwiazdorski, a OFF – najodważniejszy w doborze wykonawców…”

Jak się ma do tych największych letnich festiwali ten organizowany w Gniewkowie? Podejrzewam, że większość zapytanych o to wydarzenie muzyczne przypadkowych przechodniów stwierdziłoby, że takiego festiwalu po prostu nie ma!!! No bo jak może być inaczej, skoro nie można znaleźć o nim wzmianki w żadnym z renomowanych magazynów muzycznych parających się muzyką rockową (nie mówiąc już o zwykłej prasie). Nie słychać o nim również w większych rozgłośniach muzycznych o rockowych profilach. Jak makiem zasiał o festiwalu również na oficjalnych stronach miasta? O telewizji nie ma co wspominać, bo tam tak naprawdę nie istnieją nawet te największe, wyżej wymienione rockowe festiwalowe giganty! Niestety, w dzisiejszych czasach, muzyka rockowa we współczesnych mediach traktowana jest w bardzo marginalny sposób, a jeszcze bardziej marginalnie traktowany jest ten bardzo wrażliwy rodzaj sztuki muzycznej, jakim jest szeroko pojęty rock progresywny.

Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy dzięki swojej wielkiej pasji, determinacji i ogromnemu zaangażowaniu robią wszystko, aby ten wyjątkowy rodzaj muzyki rockowej nie zaginął. I właśnie dzięki tym ludziom JEST TAKI FESTIWAL! Okazuje się, że z każdą edycją na przekór wszystkiemu ma się coraz lepiej! I tak naprawdę o jego powodzeniu decyduje w dużym stopniu ta dobra strona internetowych możliwości. Bo jak można się dowiedzieć o Festiwalu Rocka Progresywnego im Tomasza Beksińskiego w Gniewkowie, gdyby nie portale społecznościowe, które pozwalają komunikować się i jednoczyć ludzi, których łączy właśnie ta wspólna muzyczna pasja? Jak można by się dowiedzieć o festiwalu, gdyby nie strony internetowe ukierunkowane na muzykę progresywną? Skąd można by o nim wiedzieć (ba gdzie można by posłuchać takiej właśnie muzyki), gdyby nie lokalne, niekomercyjne stacje radiowe oraz radia internetowe?
Ziemia kujawsko- pomorska to podatny grunt na organizowanie tego rodzaju festiwali. Festiwal Rocka Progresywnego w Gniewkowie (jedyny dwudniowy), organizowany na początku wakacji, to obok Ino Rock, odbywającego się pod koniec wakacji, w pobliskim Inowrocławiu, to chyba największe święto, dla miłośników muzyki progresywnej w Polsce. I jak co roku, już po raz ósmy do niewielkiego, ale uroczego Gniewkowa, zjechała się wierna muzyce progresywnej grupa ludzi, praktycznie z wszystkich stron naszego kraju. Oczywiście obydwa festiwale nie do końca można porównywać. Na pewno oba wydarzenia muzyczne, w pewien sposób się wzajemnie uzupełniają. Ten w Inowrocławiu gromadzi oprócz uznanych rodzimych wykonawców, również wielkie nazwiska i marki światowego formatu. Budżet kameralnego Gniewkowa (ewenement, na ten festiwal nie potrzeba wykupywać drogich karnetów, żadnych biletów czy wejściówek…), pozwala zgromadzić na wspólnej scenie głównie zespoły z ogromnym potencjałem muzycznym, które są tak naprawdę dopiero na początku swojej muzycznej drogi.

I takie właśnie zespoły decydowały również w tym roku o sile tego festiwalu. Dwa dni muzycznego progresywnego święta pozwoliły skupić na tej kameralnej, festiwalowej scenie gniewkowskiego Parku Wolności, ciekawe i mimo wspólnego mianownika – prog, jednak tak różnorodne muzycznie zjawiska jak: MAZE OF SOUND, DISPERSE, STATE URGE, projekt PROG KEYBORDS STORIES, LEAFLESS TREE, SOUND LIKE THE END OF THE WORLD, oraz gwiazdę tegorocznej edycji, reaktywowaną po latach progresywną, rodzimą legendę, grupę COLLAGE.

Otwarcie festiwalu przypadło łódzkiej grupie Maze Of Sound. Zespół powstał w lutym 2012 roku, a już w niebawem ukaże się na rynku ich debiutancki krążek, z którego to muzykę mogliśmy usłyszeć na żywo. Zespół może poszczycić się licznymi występami w tak renomowanych miejscach jak: Wytwórnia, Scenografia, Lizard King (Łódź), Sztuki i Sztuczki, Fonobar (Warszawa), Od zmierzchu do świtu (Wrocław), a 12 lipca wystąpi na Rock Area on Stage, w katowickiej Katofonii. Z jednej strony to zaszczyt otwierać festiwalowe wydarzenia, z drugiej zaś są oczywiście pewne minusy z tym związane. Impreza rozpoczynała się o godzinie 16.00, a muzyka jaką wykonuje zespół godna była oprawy, która gwarantuje ciemność. Ale zespół i tak potrafił uatrakcyjnić swój występ, dzięki aktorskim popisom Kuby Olejnika (wokalisty zespołu) i pewnym rekwizytom w postaci masek, które używał dla głębszego wyrażenia muzycznego przekazu. Muzyka jaką wykonuje zespól jest chyba najbliższa neo progresywnym wzorcom. Muszę przyznać, że był to mój pierwszy kontakt z Łodzianami, z tego co mogłem usłyszeć tego popołudnia w Gniewkowie, mogę przypuszczać, że ich debiutancki, długogrający krążek, mający nosić tytuł „Sunray”, którego premiera odbędzie się we wrześniu, będzie jedną z wybijających się neo progresywnych, rodzimych produkcji trwającego roku.

Po krótkiej przerwie na scenie zameldował się Disperse. Mimo młodego wieku, to już nie są debiutanci. Wydana w zeszłym roku płyta „Living Mirror” jest już drugim krążkiem w ich karierze. Zanim mogliśmy usłyszeć co mają nam do zaoferowani w kwestii muzycznej, mogliśmy prześledzić całe misterium ustawiania dźwięku: „ydzie , ydzie, ebra, ebra, ydzie, ydzie, ebra, ebra” wypowiadane z ust Rafała Biernackiego, zastępowało konwencjonalne raz, dwa, trzy – próba mikrofonu. ;). Swoim występem pokazali swoje ogromne umiejętności techniczne. Jakub Żytecki swoją grą na gitarze, może wprawić w kompleksy niejednego gitarowego wyjadacza. Dużym atutem zespołu jest jednak to, że umiejętności techniczne nie przysłaniają walorów stricte muzycznych. Muzyka jaka zaprezentowali (techniczny prog-metal z elementami djent), była z pewnością dużym kontrastem do tego co mogliśmy usłyszeć scenie wcześniej. Oprócz autorskiego materiału (głownie z ich najnowszego albumu), zespół zaprezentował również ciekawie zaaranżowane covery: m.in. Smashing Pupkins, oraz (to nie pomyłka) „Be My Lover” La Buche.

Zgodnie z festiwalowymi planami, kolejną atrakcja miała być formacja Lizard. Niestety tak często bywa, że życie potrafi krzyżować plany. Problemy zdrowotne Damiana Bydlińskiego (lidera zespołu) uniemożliwiły występ tej zasłużonej formacji w Gniewkowie. Organizatorzy znaleźli jednak godnego zastępcę. Zespół który, zapełnił wakat po formacji Lizard występował tutaj w ubiegłym roku, a obecnie miał odebrać przyznawaną corocznie Nagrodę im. Roberta ‘RoRo’ Roszaka za najciekawsze zdanie członków Stowarzyszenia PROGRES, polskie wydawnictwo roku 2013. Tym sposobem jeszcze raz mogła wystąpić na tej scenie gdyńska formacja State Urge. Jako laureat tego honorowego trofeum, grupa skorzystała z pewnego przywileju, który ofiarowała im sama natura. Słońce, które tego dnia tak bardzo nam wszystkim sprzyjało, skłaniało się już ku zachodowi Dzięki temu barwna oprawa świetlna gniewkowskiej sceny, pięknie kontrastowała z bielą koszul, jakie przywdziali tradycyjnie twórcy płyty „White Rock Experience”. Pierwsza część ich koncertu składała się właśnie z materiału z tej ich debiutanckiej płyty, która to w ubiegłym roku przynosiła pozytywne recenzje. W muzyce jaką wykonuje zespół słychać wyraźne inspiracje Pink Floyd. W bisowym powrocie na scenę, zespół dał upust swoim inspiracjom, wykonując obszerny set złożony z sztandarowych kompozycji klasyków gatunku. Nie mogło zabraknąć takich klasyków repertuaru Pink Floyd jak: „Echoes”, „Shine On You Crazy Diamond”, czy „Comfortably Numb”. Myślę, że przy większym nakładzie środków ich występ mógłby z powodzeniem konkurować z najbardziej znanym floydowskim coverbandem The Australian Pink Floyd.

To jeszcze nie koniec atrakcji jakie mogliśmy przeżywać tego wieczoru, kolejne show było również nawiązaniem do progresywnej klasyki. W magiczną klawiszową podróż do wnętra ziemi zabrał nas warszawski instrumentalista Paweł Penksa, znany min z materiału Ep. Pandemonium i jeszcze niedawno z grania w Night Rider. Przygotowany przez niego spektakl muzyczny był stworzony dla uczczenia 40-ej rocznicy wydania przez klawiszowca Yes Ricka Wakemana „Journey To The Centre Of the Earth” i przyjął nazwę Prog Keyboards Stories. Pawłowi na scenie towarzyszyli: Błażej Grygiel, który wcielił się w rolę narratora, oraz Kuba Szostak (gitara) i Mish Jarski (wokal). To był bardzo dostojny spektakl, a znakomita oprawa świetlna jeszcze bardziej tą dostojność uwypuklała.

Drugi dzień gniewkowskiego maratonu przynieść miał kolejną porcje muzycznych wrażeń.
Otwarcie drugiego festiwalowego dnia przypadł znów formacji pochodzącej z Łodzi. Podobnie jak dnia pierwszego w przypadku Maze Of Sound, również występ Lefless Tree był dla mnie dużym, pozytywnym zaskoczeniem. Okazuje się, że łódzka aglomeracja posiada ogromne muzyczne zasoby. Łódzką scenę muzyczną godnie reprezentować mogą nie tylko zespoły, które na szersze wody wypłynęły w pewnym stopniu dzięki komercyjnym możliwościom telewizji (Coma, Tune). Łódzka scena to także te zespoły, o których istnieniu tak naprawdę niewielu w Polsce wie, właśnie takie jak Maze of Sound czy Leafless Tree. Lefless Tree to przede wszystkim znakomity wokal Łukasza Woszczyńskiego i niesamowity muzyczny klimat tworzony przez wprawnych instrumentalistów: Piotra Wesołowskiego (klawisze), Radosława Osowskiego (gitara), Michała Dziomdziora (bas), Przemka Kaźmierskiego (perkusja). Aż chciałoby się tutaj wykrzyczeć – Łodzianie wypływajcie!!!!

Podobnie jak dnia pierwszego czynnikiem „zapalnym” stał się żywiołowy Disperse, tak drugiego dnia prawdziwy wulkan energii wyzwoliła trójmiejska formacja Sounds Like The End Of The World. I praktycznie mogłem się tego spodziewać, po tym co zobaczyłem na ich ostatnim koncercie w katowickim klubie „Katofonia”. Sounds Like The End Of The World swoją muzyka skręca w trochę inny rejon, niż szeroko rozumiany progresywny wątek muzyczny. Mamy tutaj do czynienia z instrumentalnym post rockowym nurtem. Materiałem z ich pierwszej pełnej płyty „Stages of Delusion”, który zabrzmiał na żywo, rozgrzał do czerwoności gniewkowską publiczność. Post rockowy dominator na rodzimym rynku muzycznym Tides From Nebula, może czuć na plecach oddech głodnych sukcesów kolegów po fachu!

Po takiej dawce muzycznej energii przyszła pora na chwilę wytchnienia i pewnej refleksji, do której skłaniała projekcja filmowego reportażu dotyczącego osoby, która patronuje gniewkowskiemu festiwalowi. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważną osoba w propagowaniu ambitnej muzyki rockowej była postać nieodżałowanego Tomka Beksińskiego. Łezka kręciła się w oku i ciarki spływały po rękach, słysząc jego głos. …nawet niebo lekko „zapłakało” tego dnia, jakby Tomek gdzieś zza chmur zaszlochał, że nie może zobaczyć tego wydarzenia wraz z nami. Tym bardziej, że za chwilę miała zagrać tutaj tak lubiana przez Niego formacja Collage.

No właśnie nasza rodzima, progresywna legenda – Collage powróciła . Karol Wróblewski – młoda krew (od dawna związany był z osoba Mirka Gila dzięki formacją Believe i Mr.Gil), który zastąpił na stanowisku wokalisty Roberta Amiriana, udowodnił, że w repertuarze Collage czuje się jak przysłowiowa Ryba w Marillion ;). Sztandarowe kompozycje z płyt „Baśnie”, „Moonshine” czy „Safe”, to ponadczasowy materiał. Zespół przysporzył licznie zebranej tuż pod sceną publice wielu wspomnień i wzruszeń. Nie sposób było nie zaśpiewać wraz z Karolem słów tak lubianych kompozycji jak: „Heroes Cry”, „Baśnie”, „Kołysanka”, „Living In The Moonlight”, „Moonshine” czy „Safe”. Koncert porywająco zakończyła kompozycja „God”, cover Johna Lennona, który znalazł się na płycie Nine Songs of John Lennon.

Jest wiele letnich festiwali:

„Jarocin – najstarszy, Przystanek Woodstok – największy, Open’er- najbardziej gwiazdorski, a OFF – najodważniejszy w doborze wykonawców…”

Brnąc dalej, są i te bardzie atrakcyjne dla sympatyków muzyki progresywnej: Ino Rock – najbardziej wszechstronny w doborze progresywnych artystów, Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty, skupiający weteranów rockowej sceny muzycznej i właśnie ten, chyba najbardziej kameralny, Festiwal Rocka Progresywnego im Tomasza Beksinskiego w Gniewkowie, festiwal o którym cały świat jakby zapomniał? I może właśnie dobrze, bo dzięki temu, można tutaj zapomnieć o całym bożym świecie…

Marek Toma

Dodaj komentarz