X urodziny STREFY MOCNYCH WIATRÓW
Z zeszłorocznych urodzin zespołu zostały mi jeszcze dwa jubileuszowe piwa, które dumnie prezentują się na półce. A tu proszę, bardzo szybko minął kolejny rok i zbliżała się dziesiąta rocznica powstania Strefy Mocnych Wiatrów. Byłem ciekawy czym tym razem zaskoczy mnie warszawska formacja i muszę szczerze przyznać – nie zawiodłem się. Zapraszam więc do przeczytania krótkiej relacji z koncertu podczas którego Strefa Mocnych Wiatrów świętowała 10-lecie, a który to odbył się w „Gnieździe Piratów”.
Do Stolicy udałem się tradycyjnie za pośrednictwem PKP. Na szczęście miałem zaległy urlop, także spokojnie dzień wcześniej mogłem się spokojnie przygotować i co najważniejsze dobrze wyspać. Wiedziałem dobrze, że po koncercie z „Grzywą” powalczymy przy wodzie ognistej i nie myliłem się, ale o tym później. Pomijając podróż i wizytę u siostry (pozdrowienia Brydzia) do „Gniazda Piratów” dotarłem około 20-tej. Zespół akurat kończył próbę i po krótkim przywitaniu oraz wręczeniu „Grzywie” płynnego prezentu zająłem jedno z niewielu niezarezerwowanych miejsc. Po krótkim czasie dołączyli do mnie koledzy z Warszawy i Legionowa (Piotrek, Boguś i Paweł). Po zakupieniu złocistego płynu przez większość z nas (żal zmotoryzowanych), spokojnie czekaliśmy na rozpoczęcie się koncertu.
Parę minut po 21-tej na deskach „Gniazda Piratów” pojawił się zespół. Na samym wstępie wokalista zaznaczył, że koncert będzie podzielony na dwa sety. Już po paru sekundach przy scenie zaczęło robić się ciaśniej. Widać było, że oprócz paru zagubionych osób zdecydowana większość znalazła się tu specjalnie aby brać udział w urodzinach warszawskiej formacji. Dawno nie widziałem tylu osób ubranych w koszulki SMW i śpiewających każde teksty kawałków, aż ciepło robiło się na sercu. Tego naprawdę chciałem. W pierwszym secie usłyszeliśmy min. „K.S” ; „Jestem Nikim”; „Uciekinier” i jeden z moich ulubionych numerów „Dziesiąte Piętro”. Widać było, że zespołowi sprawia wielką przyjemność granie na żywo. A zaznaczyć trzeba, że kapela miała naprawdę bardzo dobre i selektywne brzmienie. Nie będę omawiał każdego instrumentu, ponieważ nie było się do czego doczepić. Naprawdę – Dariusz, Grzywa, Adam i Arek pokazali światową klasę. Oczywiście nie mogło się obyć bez krótkich wspominkowych wstawek wygłoszonych jak zawsze przez frontmana. Szczególnie spodobało mi się wspomnienie o generale Jaruzelskim. Chociaż argumentacja o nie zagraniu „Czarnego Anioła” do mnie nie przemówiła. Tradycyjnie po pierwszej części nastąpiła krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Można było chwilę się przewietrzyć i porozmawiać o występie Strefy. W drugim secie pojawiło się kilka utworów, których zespół nie grał od dawna. Wspomnę tylko dwa szantowe klasyki „Na Mazury” czy „Stary Bryg” oraz utwory których nie znajdziecie na żadnej płycie: „Żeglarski Romans” i „Baba Ze Stali”, aż łezka zakręciła się w niejednym oku. Podczas czterech utworów na scenie swoją grą na flecie wspomagał zespół Jasiek Drzewiecki z formacji „Wyciągnięci Z Mesy”. Dało to wspaniały efekt, szczególnie fajnie wyszło to w kawałku „Hiszpańska Krew”. Chociaż moim znajomym najlepiej do gustu przypadł w numerze „Port Royal Metal”. Drugi gościem, który pojawił się na deskach stołecznego klubu był Sławomir Błachnio. Miło było zobaczyć i usłyszeć jak pięknie zabrzmiał kawałek „Ulica Czerownych Latarni” okraszony jego wirtuozerską grą na skrzypcach. Niestety po zgranym na bis „Robinson Crusoe” jubileuszowy koncert dobiegł końca. Szkoda, że tak krótko. Po koncercie przed knajpą można było skosztować tortu i krótko porozmawiać z gwiazdami wieczoru.
Nie był to koniec dla mnie, ponieważ razem z znajomymi i członkami zespołu usiedliśmy w „Gnieździe Piratów” z raczyliśmy się ognistą wodą. Następnego dnia z Piotrem i Bogusiem byliśmy umówieni w „Tawernie Korsarz” na koncercie wspaniałego zespołu „Mietek Folk”, ale z przyczyn niezależnych Boguś nie przybył. Ale o tym kiedy indziej, bo to zupełnie inna historia.
Reasumując koncert jubileuszowy Strefy Mocnych Wiatrów, muszę po raz kolejny podkreślić pełen profesjonalizm i klasę zespołu. Nie wiem, który to był koncert S.M.W. jaki widziałem na żywo, ale było ich sporo. Jednak nigdy nie spotkałem się z tym, że Strefa robi coś na odpieprz. Zawsze czuję, że grają muzykę prosto z serca. Za to ich lubię i bardzo szanuję. A ten specjalny koncert dzięki dwóm zaproszonym gościom nabrał smaczku i niech żałuje, kto nie był. Mam nadzieję, że za rok spotkamy się na kolejnej rocznicy, albo wcześniej przy okazji wydania nowej płyty. Czego chłopakom ze Strefy Mocnych Wiatrów gorąco życzę.
Dariusz Grölich