SKANDYNAWSKA MGŁA NA „NAJWIĘKSZYM SHOW NA ZIEMI”
W niedzielne popołudnie wsiadłem i wybrałem się po raz kolejny z moją „babcią” (znaczy moją Skodą) do Krakowa aby zasmakować w garncu progresywno-skandynawskich dźwięków wygrywanych przez dla mnie najważniejszego obok Gazpacho przedstawiciela skandynawskich klimatów czyli Airbag. Dla niewtajemniczonych, zespół pochodzi z nurtu, który nazywam „nastrojowcami” ponieważ budowanie dźwiękami nastroju jest ich zasadniczą domeną.
Panowie z Oslo wizytowali w naszym kraju po raz drugi w trakcie swojej kilkunastoletniej kariery. Pierwszy raz wystąpili na trzeciej edycji festiwalu Ino-Rock. Teraz z okazji promocji trzeciej długogrającej płyty zawitali u nas ponownie grając dwa koncerty: w stołecznej Progresji (relacja tutaj) oraz w krakowskim Studio.
Całe „show” rozpoczęło się punktualnie o godzinie 20 przy dźwiękach intra z pierwszej części „Surveillance”. I rozpoczęło się malowniczo, muzycy swoimi instrumentami rysowali każdy element pięknie zorganizowanego planu punkt po punkcie. Pierwsza godzina to w całości zagrany „Greatest Show on Earth” (z przerwą na przywitanie) z monumentalnie zagranym utworem tytułowym, po którym zawsze mam „ciary”. I tym razem było podobnie.
Po krótkiej przerwie gdzie rozgrzana skromnie, zebrana publiczność (bez mała 400 osób) w krakowskiej „saunie” (oj tak gorąco było, na szczęście obyło się bez omdleń) została zaproszona przez Asle na część drugą gdzie jak zapowiedział pojawi się mix utworów z dwóch pierwszych płyt. Rozpoczęli od wyjątkowej dla mnie kompozycji jaką jest „All rights removed”, która kiedyś mnie natchnęła przeskakując płynnie na pierwszy krążek ze „Steal my soul”. Myślę, że wtedy skradli już większość dusz zebranych podczas tego wieczoru. Następnym etapem tej wędrówki po Airbagowych dźwiękach były „White Walls”, „Feeling Less” oraz „Never Coming Home” gdzie Panowie chcieli ukołysać nas do muzycznego snu wtulając się w akordową poduszkę. Na zakończenie drugiego aktu pozostawili sobie utwór, na który osobiście czekałem najbardziej podczas tego wieczoru. Pierwszą miłością zapałałem do muzyki zespołu Airbag właśnie po usłyszeniu „Colours” Feeria barw podczas odgrywania refrenu tylko spotęgowała uczucie dźwiękowego uniesienia, które czuło się w trzewiach. Zresztą sam Asle podkreślił, że jest to bardzo ważny utwór w historii zespołu.
Oczywiście nie obyło się bez bisu. Choć był tylko jeden, ale jakże monumentalny. „Homesick” z niepokojącymi projekcjami to totalny majstersztyk. Muzycy poszli na całość podczas każdej z części tej suity. Szczególnie dało się zauważyć przenosiny (gdy Jorgen wygrywał na klawiszach swoje partie) w rejony Tangerine Dream zaś Bjorn „gilmourowo” przekazywał na strunach każdą sekundę swojego grania. Tak zakończył się spektakl muzyczny, podczas którego tych pięciu wspaniałych, skromnych ludzi przedstawiło w samych superlatywach swoje dokonania.
Po zakończeniu występu od pierwszego do ostatniego fana „poduszkowcy” podpisywali płyty i robili sobie zdjęcia. Szkoda tylko, że nie było zorganizowanego żadnego sklepiku jedynie organizator miał kartony wypełnione ostatnim albumem. Ja jednak odpowiednio wyposażony „zabrudziłem” sobie wszystkie książeczki i sercem wypełnionym pozytywną energią wsiadłem w podróż powrotną z moją „babcią” i w oka mgnieniu byłem z powrotem w skromnych progach mojego miasta. A Airbag już na zawsze skradł moją duszę. Aż do końca świata.
SETLISTA:
Surveillance (part 1)
Redemption
Silence Grows
Call Me Back
The Greatest Show on Earth
Surveillance (part 2-3)
All Rights Removed
Steal My Soul
White Walls
Never Coming Home
Feeling Less
Colours
Encore:
Homesick (part I-III)
Michał Majewski