2014.04.27 – Lebowski – Katowice

raos4

Rock Area On Stage

Tak się złożyło, że dla Lebowskiego był to pierwszy koncert w stolicy Górnego Śląska, a dla mnie – pierwszy kontakt z tym zespołem na żywo.

Twórcy znakomitego albumu „Cinematic” zagrali w katowickiej Katofonii w ramach cyklu Rock Area On Stage. Gwoli przypomnienia: debiutancka płyta Lebowskiego to jedna z najciekawszych artystycznych wypowiedzi w polskim rocku ostatniej dekady. Intrygujące odczytanie na nowo klasyki polskiego (i nie tylko) kina przez pryzmat muzyki. Cytaty z kultowych filmów zostały pomysłowo wplecione w przepiękne instrumentalne pasaże. Nieprzypadkowo album zebrał bardzo pochlebne recenzje również poza granicami naszego kraju.

Utwory z „Cinematic” zabrzmiały na początku niedzielnego występu. „A Trip To Doha”, „Aperitif For Breakfast”, tytułowy z sugestywnym tekstem Leona Niemczyka i uroczym fortepianowym tematem oraz „Iceland” z samplami z „Hydrozagadki”.

Setlistę zdominowały jednak nowe kompozycje, które trafią na drugi album Lebowskiego (ma się ukazać jesienią tego roku). Wśród nowości nie mogło oczywiście zabraknąć „Goodbye My Joy”, znanego słuchaczom Listy Przebojów Programu 3. W studyjnej wersji tej kompozycji zagrał wybitny niemiecki muzyk jazzowy Markus Stockhausen. Podczas katowickiego koncertu godnie zastąpił go Maciej Marcinkowski, wspomagający kwartet na różnej maści saksofonach oraz fletach.

Co z pozostałymi przedpremierowymi kompozycjami? Każdą z zagranych tego wieczoru można określić mianem – co najmniej bardzo dobra. Gdybym miał jednak któreś z nich wyróżnić, na pewno wskazałbym „The Doosan Way” (wybraną na drugiego singla) z chwytliwym, orientalnym klawiszowym tematem oraz zagrany na bis „The Last King”, prezentujący niemal hardrockowe oblicze szczecińskiej grupy. Bez dwóch zdań: warto czekać na następcę „Cinematic”.

Dość kameralne wnętrze „Katofonii” nie pozwalało na jakąś oszałamiająco oprawę wizualną (filmowe ozdobniki były, cóż z tego skoro ekran zasłaniali muzycy ściśnięci na małej scenie), ale zrekompensowała to jakość dźwięku, no i oczywiście przepiękna MUZYKA.

Grali nieco ponad godzinę. Mogliby drugie tyle i chyba nikt z licznie zgromadzonej w klubie publiczności nie miałby nic przeciwko temu…

Robert Dłucik

Dodaj komentarz