Każdemu kto choć trochę interesował się polską muzyką rockową z lat 80-90 zespołu Róże Europy przybliżać raczej nie muszę. W zeszłym roku świętowali swoje 30– lecie istnienia i z tej okazji zafundowali sobie i nam nową płytę zatytułowaną „Zmartwychwstanie”. Nie mogłem więc ominąć okazji żeby zobaczyć ich po tylu latach ponownie na żywo. 30 marca odwiedzili scenę poznańskiego klubu „U Bazyla” promując ostatni krążek. W skład zespołu wchodzą w tej chwili Piotr Klatt – wokal, Dariusz Osiński – bass, Bartosz Wawrzyniak – gitara, Tom Pacano – gitara, Bartek Kapsa – perkusja. Jak przystało na koncert promujący „Zmartwychwstanie” w secie znalazło się dosyć sporo utworów z tego właśnie wydawnictwa między innymi tytułowy „Zmartwychwstanie”, „Hipsterzy”, „Lodołamacz” czy też zagrany przy akompaniamencie banjo „Słonecznik”, lecz najwięcej emocji zarówno na, jak i przed sceną wywoływały jednak starsze kawałki. Trudno nie pamiętać utworów takich jak „Jedwab”, „Żyj szybko umieraj młodo”, „Mamy dla Was kamienie”, „Krew Marylin Monroe”, „Stańcie przed lustrami”czy też „Radio Młodych Bandytów”. Wszystkie praktycznie utwory wokalista poprzedzał krótkimi historyjkami jak i kiedy powstawały lub przytaczał anegdotki z nimi związane. Jestem w stanie przybliżyć skład zespołu oraz z grubsza set. Żadne słowo pisane nie będzie jednak w stanie przybliżyć Wam gorącej atmosfery jaka panowała tego dnia „U Bazyla”. I nie mam tu bynajmniej na myśli temperatury w klubie tylko wewnątrz przybyłych (myślę, że u muzyków również). Wierzcie mi było baaaaaardzo rock’n’rollowo. Zabawa była przednia. Nie obyło się bez śpiewania, klaskania, tańczenia. Po jednej i po drugiej stronie barierki. Piotr Klatt bardzo szybko podłapał kontakt z publicznością, która ochoczo wtórowała jego prośbom. Jednak jeżeli chodzi o śpiewy to ponownie zdecydowanie najgłośniej wszyscy „darli” się przy starych hiciorach, które zostały zaprezentowane w nowych odświeżonych aranżacjach.
Występ „Róż Europy” przeleciał w iście rock’n’rollowym tempie. Szybko i z pełnym zaangażowaniem uczuciowym zarówno chłopaków z zespołu jak i też publiki. Mimo że to oni byli niekwestionowaną gwiazdą wieczoru byłbym niesprawiedliwy gdybym nie wspomniał o grupie, która bardzo sprawnie podgrzała nas przed ich występem. Camping Hill. Pochodzą ze Śremu, grają od roku 2010. Występują w składzie Maciej Kómoch – wokalista, Hubert Błaszczyk – gitara, Michał Dudziński (zbieżność nazwisk przypadkowa) – gitara basowa, Robert Tomczyk – perkusja i Arek Szulc – saksofon. Zaprezentowali materiał ze swojej świeżo wydanej Ep-ki „Things Will Never Be The Same” i przyznam, że „wymietli” zarówno muzyką jaką zaprezentowali jak i też samym wykonaniem. W rozmowie z nimi dowiedziałem się, że to co tworzą to wspólna wypadkowa ich muzycznych zainteresowań i że kochają grać. I to naprawdę po nich widać. Co do gatunku jaki grają to taki swoisty koktajl funky, groove, rocka alternatywnego i rocka. Fajna mocna sekcja z wyraźnym basem, wariackie solówki na gitarach i świetnie wpleciony w tło saksofon. Od razu skojarzył mi się stary dobry polski „Mr Zoob” w trochę ostrzejszym wydaniu. Bardzo dobrze ro(c)kujący zespół.
Pod względem technicznym koncert wypadł bardzo dobrze, wszystko brzmiało czysto i wyraźnie a i oświetlenie było więcej niż dobre. Parę fotek choć z grubsza przybliży Wam to wydarzenie.
Irek Dudziński
P. S. Podziękowania dla Tomka Bazyla Cygańskiego 🙂