Są pewne osobistości w świecie metalu, które nigdy przez całą swoją muzyczną karierę nie zmieniły kursu i wiernie trwają przy obranym kierunku. Jedną z takich osób bez wątpienia jest legenda niemieckiego metalu – Udo Dirkschneider. Niestety w tym roku w czasie trasy promującej bardzo dobry album „Stealhammer” zespół nie zawitał do Polski. Jednak od czego są przyjaciele (Radek i „Jeżyk” – pozdrowienia Panowie) z którymi można spokojnie zrobić wypad na Słowację. Zapraszam do przeczytania krótkiej relacji z koncertu U.D.O., mając nadzieję, że przy okazji wydania kolejnej płyty, formacja zawita ponownie do Polski.
Wiele czasu zajęło nam ustalenie terminu i miejsca na który koncert się wybierzemy. Niestety w mojej pracy bardzo trudno jest o urlop (posiadam jeszcze 21 dni zaległego) i w końcu doszliśmy do porozumienia – jedziemy w sobotę do Bratysławy. Kiedy byłem pacholęciem usłyszałem muzykę Accept dzięki Bratu (Bodzio pozdrowienia). Nie będę kłamał, to był prawdziwy szok. Specyficzny i charakterystyczny głos Dirkschneidera na zawsze wyrył się w mojej głowie. Mimo iż od tego czasu upłynęło już prawie trzydzieści lat i widziałem na żywo sporo koncertów U.D.O (raz nawet Accept z Udo jeszcze na wokalu w Warszawie w 93 roku) to nigdy, jeśli czas pozwoli, nie odmówię sobie pojechania na jego koncert.
Sama podróż na Słowację odbyła się bez większych problemów. Spokojnie i bez GPS dojechaliśmy na miejsce, wystarczyły wydrukowane przez „Jeżyka” mapy. Na miejscu byliśmy praktycznie trzy godziny przed koncertem, więc było chwilę czasu aby spróbować złocistego płynu. W miłym towarzystwie czas szybko minął i coraz więcej osób w wiadomych koszulkach zbierało się w knajpie i pod klubem. Przed gwiazdą wieczoru na scenę wkroczyła młoda hard rockowa kapelka z Bawarii – BLACK BLITZ. Zespół powstał parę lat temu i na koncie ma dwa znakomite albumy, szczególnie debiutancki krążek „Born To Rock” przypadł mi do gustu. Formacja z Niemiec zagrała znakomity set, niestety trochę zbyt krótki, ale taka jest dola kapel rozgrzewających. Przyznam szczerze, że sam popijając browarka nieźle się bawiłem. Po zgromadzonej publiczności również było widać, że muza serwowana przez Black Blitz bardzo się podobała. Nic więc dziwnego, że tego wieczoru zespól sprzedał kilka płyt i kilkanaście gadżetów.
Mimo dobrego występu „rozgrzewacza” nie było cienia wątpliwości na jaki zespół przyszła widownia. Sam byłem bardzo ciekawy tego występu, ponieważ w składzie zespołu przy nagraniu płyty „Steelhammer” nastąpiły dwie znaczące zmiany. Z grupy odeszli niestety dwaj wieloletni gitarzyści: Stefan Kaufmann i Igor Gianola, a na ich miejsce dokooptowano Andreya Smirnova i Kasperi Heikkinena. Szczerze powiedziawszy bałem się tego występu, nie wiedziałem na co stać nowych muzyków. Jednak już po dwóch numerach rogal malował mi się na twarzy. Szczególnie spodobał mi się sposób grania Fina i jego sposób zachowania na scenie. Jednak wszyscy zgromadzeni na sali zadawali sobie jedno pytanie w jakiej kondycji jest Udo. Odpowiedź była krótka niczym nokaut w pierwszych sekundach na ringu – w formie fenomenalnej. Widać było, że „Ikona Metalu” cieszy się z występu na Słowacji. Naprawdę wielki szacun, mimo upływających lat Udo trzyma fason i pokazuje, że jest niekwestionowaną legendą muzyki metalowej. Tradycyjnie Fitty Weinhold strzelał gitarą w zgromadzoną publikę, a Francesco Jovino pokazywał w każdym kawałku swoje nieprzeciętne umiejętności perkusyjne. Jednak dla mnie, jak i dla wielu zgromadzonej w Bratysławie sporym zaskoczeniem był set zespołu. Grupa w podstawowym programie występu nie zagrała ani jednego utworu z repertuaru Accept. Chwała im za to!!!. Przecież przez te wszystkie lata niemiecka formacja nagrała tyle wspaniałych numerów, które ostatnimi laty nie znalazły miejsca w set liście. Dlatego tego wieczora było mi dane usłyszeć takie stare hity jak „Mean Machine”; „In The Darkness”; „They Want War”; „Heart Of Gold” czy jeden z moich ulubionych „Timebomb”. Kurczę, zawsze byłem zdania, że za mało kawałków z repertuaru U.D.O. jest granych przez zespół. Oczywiście kapela zagrała chyba aż siedem utworów z ostatniego albumu „Steelhammer”, a co ciekawe wśród utworów zabrakło numeru „Basta Ya”. Oczywiście w trakcie występu swój popis na bębnach pokazał niezniszczalny Francesco i w trakcie wspomnianego już „Mean Machine” swoją klasę pokazał Kasperi Heikkinen. Ten gościu naprawdę jest znakomity, ma talent i umie go wykorzystać. Po prawie półtorej godziny zespół zaczął się żegnać i schodzić ze sceny, ale każdy prawdziwy fan U.D.O. wiedział, że bez bisu się nie obejdzie. Rozpoczęły go charakterystyczne dźwięki, czyli „Holy”, a potem pierwszy tego wieczoru utwór starej kapeli Mr. Dirschneidera „Metal Heart”. Jak można było się spodziewać nie byłoby osoby wśród zgromadzonych w tym „klimatyzowanym” klubie, który nie znałby tego numeru. Później jeden z najbardziej przebojowych kawałków Accept „I’m A Rebel”. Było wspaniale, ale to jeszcze nie koniec. Po krótkiej przerwie kapela ponownie wróciła i usłyszeliśmy kultowe „Balls To The Wall”, a później spore zaskoczenie – szybki i niezniszczalny kawałek „Fast As A Shark”. Kult „sączył się ze ścian”. Niestety wszystko co dobre kiedyś ma swój koniec. Minusem jest to, że zespół był zmęczony trasą i niestety zrobienie jakiegoś zdjęcia z członkiem zespołu, czy zdobycie autografu graniczyło z cudem, ale jak zawsze coś udało się zrobić :).
Podsumowując cały nasz wypad do Bratysławy i koncert, szczerze muszę przyznać, że był to pod względem muzycznym i doboru utworów jeden z najlepszym występów U.D.O. jakie widziałem na żywo. Po raz kolejny Mr. Dirschneider udowodnił swoją klasę i prawdziwy status legendy. Szkoda tylko, że na tak wspaniały koncert musiałem razem z kuplami jechać poza granicę naszej Ojczyzny 🙁 . Mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że przy następnej trasie U.D.O. zagra w Polsce.
Relacja: Dariusz Grölich
Zdjęcia: Radosław Tomys i Jerzy „Jeżyk” Malicki
ps. Specjalne pozdrowienie dla największego fana Udo/ Accept w Polsce (a może na świecie) – Pawła Zamielskiego. Szkoda, że nie udało Ci się pojechać z nami. Następnym razem damy radę :).