2014.01.17 – Oberschlesien, Absynth – Zabrze

Wiem, że wielu z moich znajomych nie lubi tego zespołu. Jednak fakt pozostanie faktem – Oberschlesien zyskał olbrzymią popularność w Polsce dzięki uczestnictwu w programie „Must Be The Music”. Wiele osób nazywa ich polskim Rammstein. Mnie bardziej niż muzyka, zaciekawiła używana w utworach śląska gwara. Nie powiem, utwór „Richter” bardzo przypadł mi do gustu, reszta ich twórczości raczej mniej. Niemniej, z przyjemnością zapraszam na krótką relację z koncertu, który odbył się w dawnej markowni Kopalni Ludwik w Zabrzu.

Nie wiem ile już razy Oberschlesien koncertował w okolicy Zabrza, ale dopiero teraz udało mi się wyrwać na ich występ. Zawsze coś stawało na drodze, a to kłopoty ze zdrowiem, a to niemożność dostania wolnego w pracy. W końcu się udało. Byłem około godziny 18-tej już na ulicy Hagera i powoli było widać, że na koncercie będzie sporo osób. Niestety nie każdemu udało się wyrwać z pracy (szkoda Bronek), mimo tego spotkałem kilku znajomych ze starych czasów m.in. z okresu knajpy „Bosman” i ze studiów. Naprawdę miło było zobaczyć tych ludzi po latach. Jednak wróćmy do imprezy. Sporym zaskoczeniem dla mnie był występ rozgrzewającego zespołu Absynth. Będę szczery nie za bardzo interesowałem się występem formacji z Tarnowskich Gór. Oczywiście w tle przy browarze usłyszałem oprócz autorskich utworów zespołu trzy covery. O ile o wykonaniu kawałku Grzegorza Ciechowskiego było przeciętne, tak wersje „Płonącej Stodoły” Czesława Niemena i „Zaopiekuj Się Mną” grupy Rezerwat były zagrane wyśmienicie i chłopaki naprawdę oddali ducha tych numerów. Nie powiem, własnych kawałków Absynth też miło się słuchało, jednak we wszystkich było za dużo instrumentów klawiszowych, a brakowało jednej kluczowej rzeczy – mianowicie solówek gitarowych, które są esencją hard rocka. Mimo to zespół wypadł bardzo pozytywnie i na pewno pozyskał wielu nowych fanów, którym w głowie pozostanie nazwa – Absynth. Sporym zaskoczeniem dla mnie i większości zgromadzonej publiczności był czas występu grupy rozgrzewającej. Chyba nie skłamię jeśli powiem, że zespół zagrał dobrą godzinę, co zdarza się wśród zespołów otwierających stosunkowo rzadko.

Po krótkiej przerwie, w czasie której niektórzy udali się na papierosa, a inni na złocisty płyn, gwiazda wieczoru wkroczyła na scenę. A warto wspomnieć, że jedyne piwo jakie było sprzedawane (lane czy w puszce) miało nazwę Oberschlesien (pomimo fajnej nazwy, nie przypadło mi do gustu, ale jak to mówią „człowiek nie wielbłąd – pić musi” :)). Nie dziwota, że chłopaki z Piekar Śląskich są porównywani do niemieckiej gwiazdy – Rammstein. W pewnym momencie zrobiło się ciemno i z boku w pochodzie z pochodniami na scenę majestatycznie wszedł zespół. Pochodnie odstawione zostały na bok i zaczęło się. Mnóstwo dymu i z głośników poleciały znane melodie z debiutanckiej płyty. Po reakcji ludzi obok mnie widać było na jaką grupę przyszła publiczność. A propos zgromadzonej widowni, naprawdę miło było zobaczyć jak przy dźwiękach muzyki Oberschlesien bawi się szeroko pojęta młodzież, kilkunastoletnie pacholęcia, dzieci czy seniorzy. Muzyka łączy pokolenia. Szczerze powiedziawszy na oko było ponad 500 osób i ciężko byłoby zauważyć osobę, która by nie bawiła się dobrze. Przyznam, sam parokrotnie śpiewałem refreny piosenek, a przy utworze „Richter” praktycznie zdarłem gardło. Bardzo miłym zaskoczeniem dla wszystkich górników zgromadzonych w sali (a było ich sporo) zagranie numeru, który każdy porządny Hanys zna z karczmy tzw. „Barbórki”. Powiem szczerze, nie raz słyszałem kawałek „Ślonski Pieron”, ale nigdy w tak zajebistej aranżacji i z takim wykopem. Naprawdę wielki szacun „ludkowie”. Najśmieszniejsze było to, jak widziałem jak ludzie pytali znajomych co to za utwór, przecież nie ma go na płycie. Mnie ogarniał śmiech. Jak mówił mój „Faroż” (czytaj: Ksiądz) gdy był u mnie na kolędzie „po prostu za dużo osób przyjechało na Śląsk z transportem”:). Nic dodać, nic ująć. Nie mam nic do przyjezdnych osób, pod warunkiem, że nie wstydzą się skąd przyjechali i nie udają Ślązaków. Wracając do koncertu, formacja zagrała całą debiutancką płytę wydaną w zeszłym roku. Mnie najlepiej na żywo spodobały kawałki: oczywiście „Richter”, później „Jademy Durch”, „Szola” i zagrane na bis „Fuzbaloki”. Oprócz w/w utworu zespół na deser zagrał cover Rammstein (a jakby inaczej) w śląskiej wersji „Hasie”. Fani niemieckiej grupy doskonale wiedzą jaki to numer w oryginale. Na koniec perkusista Marcel Różanka wytłumaczył „obcym”, dlaczego ten występ był dla zespołu szczególnym i w ogóle szeroko pojęte znaczenie słowa „Markownia”. I tym miłym akcentem po dobrej półtorej godzinie skończył się show. Wychodząc słyszałem wśród osób, które opuszczały salę tylko pozytywne emocje.

Pierwszy koncert Oberschlesien w życiu mam za sobą, chociaż myślę, że jeśli kolejne będą w okolicy to na pewno nie raz jeszcze zrobię wypad na ich występ. Naprawdę muszę przyznać, że sam profesjonalizm podejścia do występu przez zespół stał na bardzo wysokim poziomie, a wszystkie elementy pirotechniczne i wizualne zostały mistrzowsko wykonane, co w polskich warunkach nie zdarza się często. Jednak pozostaje jedna rzecz, którą będę wytykał zespołom pokroju Oberschlesien – brak solówek. Dlatego zawszę będę kochał Running Wild, Lonewolf, Accept czy Grave Digger, a Oberschlesien mogę tylko posłuchać i wypić przy ich muzyce na żywo kila piwek. Nic poza tym, bez większej euforii.


Relacja: Dariusz Grölich
Zdjęcia: Mirek „Jeżu” Kobienia

Dodaj komentarz