Chorzowski występ turbo był pierwszym z nieodwołanych w ramach obecnej trasy. Zaledwie kilka dni wcześniej Wojciech Hoffmann z powodu poważnych problemów zdrowotnych wylądował w szpitalu. Zadziwia mnie więc determinacja gitarzysty jak i zespołu do zagrania serii koncertów. Co ważne, wprawdzie na twarzy muzyka widoczne mogło być zmęczenie, w żadnym stopniu nie wpływało na jakość muzyki.
Przyznam że nie dotarłem na koncert supportu, to z kolei z powodu mojej zdrowotnej niedyspozycji, zatem skupmy się na występie gwiazdy wieczoru. Za zespołem rozpościerał się wielki baner z fragmentem okładki nowego albumu i naturalnym było, że właśnie utwory z „Piątego żywiołu” rozpoczną koncert. Grupa umiejętnie przygotowała set zadawalając zarówno sympatyków starych płyt jak i tych którzy głodni byli nowych utworów. Już podczas drugiego utworu tuż pod sceną zaczęły się rozkręcać niezłe młyny, a młodzież tańcząca pogo była zmorą ochroniarzy niemal przez cały wieczór .
Tomek Struszczyk w wielu kawałkach namawiał publiczność do wspólnej zabawy i śpiewania. A trzeba powiedzieć że motywy które proponował zgromadzeni w Leśniczówce ludzie podchwytywali w lot. Sporo było więc powtarzanych refrenów czy tez okrzyków.
Nieco inaczej niż na poprzednim koncercie zaprezentowali się sami muzycy. Tutaj główną rolę grał frontman zespołu. Wyjątkowo oddając uwagę gitarzystom czy perkusiście na kilka zaledwie chwil. Jako że różnił się set, od tego który widziałem zaledwie dwa miesiące temu nie oświadczyliśmy coverów, dlatego tym razem basista kapeli Bogusz Rutkiewicz nie pojawił się za mikrofonem w innej roli niż odśpiewując chórki. Natomiast w ostatnim utworze setu regularnego nastąpiła na kilka chwil zmiana personalna na linii mikrofon perkusja. Mariusz Bobkowski pojawił się na moment z przodu sceny by w iście hardcore’owym stylu zaśpiewać motyw kończący numer, a przy okazji stać się zmorą fotografów, a bębnami zajął się wówczas Tomek Strzuszczyk… Któremu nie po raz pierwszy miałem ochotę przypisać tego wieczoru łatkę estradowego zwierza!
Właściwie to nie obyło się i bez zaskakujących akcentów zarówno dla mnie, mimo że byłem przekonany że po niedawnym koncercie w Sosnowcu zespół nie jest w stanie mnie zadziwić. Otóż warto wspomnieć o tym jak wokalista radzi sobie na żywo z kawałkiem „This war machine”. Byłem przekonany że ten falset to granice jego możliwości i to takie na które potrafi się porwać jedynie w studio. Nic z tych rzeczy nie dość że każdą zwrotkę wykrzyczał falsetem to przejścia do normalnych wokali w refrenach były niezwykle sprawne.
Drugim zaskoczeniem była dla mnie obecność w secie utworu „Legenda Thora”. Jako że wielokrotnie czytałem wywiady gdzie muzycy pastwili się nad tekstem… Byłem przekonany, że po prostu tego utworu nie lubią. Okazuje się jednak że nie do przecenienia jest jego koncertowy potencjał. To po prostu dobry, motoryczny metalowy kawałek, dynamiczny i nośny.
Jeśli skonfrontujecie natomiast tą relacje z zamieszczoną na zdjęciu setlistą winien wam jestem uzupełnienie iż na drugi bis poszło „Sztuczne oddychanie”.
Uważam ze zespół zadowolił fanów klasyki ale i podołał zadaniu promocji nowej płyty. Wielu ludzi po koncercie udało się do stoiska z płytami… I o ile się nie mylę byłem świadkiem chwili kiedy sprzedała się ostatnia sztuka przygotowana na ten wieczór .
Jeśli ktoś zrezygnował z udania się na ten koncert z powodów błahych, niech teraz bije się w piersi. Turbo jest w świetnej formie a ich nowe nagrania świetnie sprawdzają się ja scenie.
Piotr Spyra