Na zakończenie koncertowych wojaży w 2013 roku po piorunującym finale w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca i „wilsonowych” dźwiękach wybrałem się na spotkanie z muzyką zespołu Cochise. Był to swoisty P.S. do tegorocznych wydarzeń. Uprzedzając fakty mogę napisać, że był to zaskakujący wieczór pod wieloma aspektami a najważniejsze, że w większości pozytywnymi.
Koncert odbył się w przepięknej scenerii teatru muzycznego znajdującego się w klubie Old Timer’s Garage w Katowicach. Wystawiane modele samochodów podsyciły jeszcze bardziej moc tego wydarzenia. I tutaj pierwsze zaskoczenie. Sala była wypełniona w całości publicznością, jak się później okazało koncert był wyprzedany. Oznacza to jedynie, że w naszym kraju jest wielu zwolenników alternatywnego grania. Choć myślę, że wiele z osób zasiadających na sali była tam z powodu Pawła Małaszyńskiego i weryfikacji jego wartości wokalnych. Ja byłem pełen obaw ponieważ też był to mój pierwszy kontakt z zespołem na żywo. Spieszę jednak uspokoić. Paweł brzmi sto razy lepiej niż na srebrnym krążku. Jego głos z roku na rok się poprawia mimo wielu obowiązków związanych z jego karierą aktorską.
Sam set był swoistego rodzaju wędrówką poprzez całą dyskografię zespołu i dużą nutą nowego materiału. Można nawet powiedzieć, że był to koncert promujący ich nowe wydawnictwo, które premierę będzie miało 10.02.2014. Płyta o matematycznym tytule „118” zostanie wydana pod skrzydłami Metal Mind’u. I można to było zauważyć na koncercie ponieważ kilka razy wspominał o tym Paweł pomiędzy utworami. Myślę, że przedstawicielki wydawcy były ukontentowane tym co zobaczyły.
Początek koncertu to dwie nowe kompozycje („Sweet Love Generation”, „Destroy the Angels”), które tak naprawdę rozgrzały tylko publiczność. I tutaj zaskoczenie in minus. Po koncercie rozmawiając z Pawłem dowiedziałem się, że właściciele klubu nie zgodzili się na wyniesienie krzesełek z sali a więc większość słuchaczy przesiedziała ten koncert pomimo tak dużej energii wypływającej ze sceny. Jednakże część tych pozytywnych fluidów przeniosła się na dwa pierwsze rzędy, które po 10 minutach już do końca koncertu na stojąco bawiły się w rytm muzyki granej przez zespół. Warto zaznaczyć, że w większości były to przedstawicielki płci pięknej. Ja osobiście też dłużej nie wytrzymałem i wstałem przenosząc się w rejony pozytywnej energii aby poskakać i porobić trochę zdjęć (tak można połączyć te dwie czynności 🙂 ).
W secie znalazły się także utwory z dwóch poprzednich albumów „Stay Alive” i „Back to Beginning”. Wszystkie wspaniale przyjęte przez publiczność. Nie mogło jednak zabraknąć dwóch coverów nagranych przez zespół w trakcie trwania kariery czyli „521” z repertuaru The Doors oraz „Lick the Blood off my Hands” Danziga. Na mnie największe wrażenie zrobił utwór „White Garden”, który znajdzie się na nowym albumie. Ciekawostką był utwór zaśpiewany po polsku o tytule „Ostatni”. To podobno jeden z pierwszych utworów nagranych przez zespół, do którego pozwolili sobie powrócić (w oparach dezaprobaty basisty) z powodu 10-lecia istnienia zespołu, które przypada na rok 2014. Na bis dla już mocno rozentuzjazmowanej publiki zabrzmiał wywoływany często „Letter from Hell”.
Co do kwestii brzmieniowej to zespół prezentował się świetnie. Na szczególną uwagę zasługuje gra na gitarze Wojtka Napory, którego niektóre riffy, tak mięsiste wspaniale współgrają z resztą zespołu. Paweł to wulkan energii obdarzony bardzo dobrym wokalem można by rzec trochę „morrisonowym”. Ma świetny kontakt z publicznością i choć na tym akurat koncercie był chyba trochę zestresowany (być może) z powodu wizyty przedstawicielek wydawcy, które po raz pierwszy widziały zespół na żywo. Jeśli chodzi o realizację dźwięku to w Old Timers Garage wszystko zawsze jest perfekcyjnie przygotowane przez wewnętrznych mikserów.
Po koncercie zespół bardzo chętnie rozdawał autografy a Paweł okazał się bardzo sympatycznym rozmówcą, który dzielił się z nami anegdotami i historiami ze swojego życia. Po uzyskaniu podpisów serdecznie się pożegnaliśmy a ja z uśmiechem na ustach poszedłem w stronę swojego wysłużonego automobilu a w myślach ciągle pętały się echa dopiero co zakończonego koncertu, który wspaniale zakończył wyjazdowo-muzyczny rok 2013. Jeśli kiedyś mieliście wątpliwości czy wybrać się na koncert zespołu Cochise to nie lękajcie się i jeźdźcie a gwarantuję, że wrócicie raz jeszcze a muzyka będzie wybrzmiewać w Waszych sercach jeszcze długo po jego zakończeniu.
Michał Majewski