Nie ukrywam, że na warszawski koncert Tomka Lipińskiego z zespołem TILT
czekałem z niecierpliwością, bo do tego muzyka mam jakąś słabość.
Niewielu twórców potrafi pisać nad Wisłą tak melodyjne i ciepłe
piosenki. Ponadto muzyka Tilt czy Brygady Kryzys założonej przez Tomka w
1981 roku była mi bardzo bliska w czasach dorastania w zgrzebnym i
szarym PRL-u i kojarzy mi się z najpiękniejszymi latami, gdy w głowie
była wiosna, a w sercu maj…
Zanim bohater wieczoru wszedł na scenę Progresji, warszawskiej
publiczności zaprezentowała się grupa o bardzo zachęcającej nazwie –
DOPAMINA. Gdyby ktoś nie wiedział słowo to oznacza w medycynie tzw.
hormon szczęścia albo radości jak kto woli. I rzeczywiście bydgoskie
trio, które gra zaledwie od wiosny 2011 roku (przy Tilcie to prawdziwe
gołowąsy) zaprezentowało całkiem udany, energetyczny, prawie godzinny
set bardzo różnorodnych nagrań: od punku do rock’n.rolla, od melodyjnego
rocka aż po bluesa. Mnie szczególnie podobał się basista, którego
gitarę świetnie było słychać przez cały koncert i który wymiatał na niej
– że aż iskry leciały.
Po krótkiej przerwie na scenie witani głośnymi okrzykami pojawili się
Tomek i jego ekipa. Od razu na początku zespół z dużą swadą i energią
zagrał Szare Koszmary, a zaraz po nich Jesteś, Jesteś Jesteś z
pierwszej solowej płyty Tomka, wydanej na początku lat 90-tych. Po kilku
następnych hitach, m.in. Mówię Ci Że, lider grupy zapowiedział mniej
znane, ale dla niektórych kultowe utwory z pierwszej sesji nagraniowej
Tiltu – z zimy 1979/1980.Wybrzmiało m.in. Border Line, które znalazło
się pożniej na płycie FOTONESS – ciekawej grupy założonej przez
Lipińskiego, Marcina Ciempiela z Odziału Zamkniętego i Jarka
Szlagowskiego z Lady Punk oraz Photo. Nie zabrakło także utworów
doskonale znanych wszystkim z bestsellerowych filmów Władysława
Pasikowskiego : Psy2 (mój ulubiony utwór Nie Pytaj Mnie), Reich
(Miassto Fcionga) czy Słodko-Gorzki (Jak Gdyby Nigdy Nic). Wiele osób
czekało także na niezapomniane piosenki z repertuaru Brygady Kryzys i
pod koniec koncertu doczekali się m.in. coveru All Along The Watchtower
Boba Dylana – Naokoło Wieży, brawurowo wykonanego Fallen, Fallen Is
Babylon oraz niezwykle owacyjnie przyjętej Centrali.
Na deser otrzymaliśmy niesamowitą wersję jednego z największych hitów
Tiltu – Runął Już Ostatni Mur, przy której publiczność zaczęła kołysać
się i śpiewać refren razem z frontmanem. Na bis doczekałem się mojego
ukochanego kawałka Jeszcze Będzie Przepięknie oraz To Co Czujesz To Co
Wiesz. Zespół pożegnały naprawdę wielkie owacje i tylko trochę żal, że
ten bardzo udany, energetyczny koncert obejrzała, chciałoby się
powiedzieć jak zwykle w Warszawie, garstka ludzi bo setkę widzów trudno
nazwać tłumem.
Wyszedłem z koncertu niezwykle zadowolony, bo wróciły wspomnienia z
pięknych, młodzieńczych lat, ale także z tego powodu, że Tomek Lipiński
wciąż znajduje się w znakomitej formie, muzyka sprawia mu ogromną
radość i na scenie wciąż jest wielkim artystą, który od razu zdobywa
sobie serca publiczności – nieważne w jakim wieku ona jest. Mam
nadzieję, że odrodzony Tilt ze świetnym klawiszowcem Wojciechem
Konikiewiczem, wyśmienitym saksofonistą Aleksandrem Koreckim i doskonałą
sekcją rytmiczną z grupy Semantic Punk – nie powiedział jeszcze
ostatniego słowa, bo jak „wróble ćwierkają” zespół przygotowuje nowy
materiał i być może w przyszłym roku, po wielu latach ukaże się kolejna
płyta Lipińskiego i spółki. Ja już dziś nie mogę się na nią doczekać…
Andrzej „Gandalf” Baczyński