Podróż miałem koszmarną jadąc na ten koncert utknąłem w kilku
kilometrowym korku, który zaczynał się w Tychach a kończył w
Czechowicach–Dziedzicach. Trzy godziny jazdy z Bytomia spowodowały, że
spóźniłem się na pierwszy z trzech koncertów. Na scenie kończył swój
bardzo klimatyczny i świetnie brzmiący występ Jacek Dewódzki gitarzysta
rockowy,wokalista i autor tekstów. Znany miedzy innymi ze współpracy z
grupą Dżem, Big Cyc, Revolucja, Patchwork, Harlem Jacek i placek. Jacek
Dewódzki & kontrabanda. Z tej końcówki koncertu oprócz kapitalnie
zgranych kompozycji własnych zapamiętałem tekst Jacka. Pozdrawiał w nim
mówiąc do mikrofonu swojego syna, który rozwozi pizze, robi 400 km
dziennie i zarabia 5 zł. na godzinę. Jedynym pozytywem tej roboty
stwierdził Jacek jest fakt że syn przynajmniej nie jeździ głodny.
Po nim wystąpił Sebastian Riedel ze swoją grupą Cree. Człowiek,który go
zapowiadał opowiedział pewną anegdotę: zna Sebastiana od małego szkraba,
który mówił na niego wujku. Całkiem niedawno rozmawiał na jego temat ze
swoim znajomym i stwierdził że Bastek jest najlepszym gitarzystą w
Polsce a uczył go sam ojciec. Na to ten znajomy odpowiada przecież jego
ojciec nie potrafił grać na gitarze, a prezenter na to; „ty kretynie,ale
wiedział jakie dźwięki ma wydobywać”. Cree oprócz swoich starszych
utworów prezentowali materiał ze swojej najnowszej płyty pod tytułem
„Wyjdź” zaczęli od kawałka pt. „Ja wiem I ty to wiesz”
Sporo było w tym ponad półtora godzinnym koncercie solidnego
rockandrollowego ostrego grania nie brakowało także nastrojowych motywów
pięknych solówek i rozmowy wokalisty z publicznością
Sebastian niesiony wspaniałym przyjęciem fanów dał się ponieść emocjom i
ku zaskoczeniu pozostałych muzyków nieoczekiwanie zszedł ze sceny by za
chwilkę wrócić z inną gitarą na której zaczął sporo improwizować,
muzycy spoglądali po sobie z pytaniem w oczach: co się dzieję? Ale
spokój lidera Cree i opanowanie udzieliły się wszystkim członkom
zespołu, którzy świetnie odnaleźli się w tej nowej nieoczkiwanej
sytuacji i tak już było do końca tego wspaniałego koncertu.
Po krótkiej przerwie przeznaczonej na zamontowanie nowego sprzętu na
scenie pojawił się główny gość Eric Sardinas z zespołem. Gitarzysta
bluesrcokowy charakteryzujący się bardzo oryginalnym sposobem gry na
gitarze (Fingerstyle), niesamowitym wyglądem i charyzmą. Erik to
prawdziwy dynamit wulkan energii emanujący seksem. Muzyk wyskoczył na
scenę z wielkim impetem, ze strun jego gitary (a miał ich dwie)
wydobywały się lawiny dźwięków,.
Sardinas właściwie cały jest muzyką, gra każdym atomem swojego ciała. To
człowiek orkiestra show men, który nie używając żadnych gitarowych
efektów za wyjątkiem kaczki potrafi zrobić z rdzennego amerykańskiego
bluesa arcydzieło. Palce prawej reki zdobią ciekawe pierścienie, a na
kciuku i palcu serdecznym muzyk założył sobie tak zwane pazurki
ułatwiające grę. Natomiast na małym palcu lewej reki gitarzysta umieścił
rurkę służącą do dynamicznych zjazdów po strunach i wibracji zwanych
„slide” Z szybkością światła rwie bardzo dynamicznie struny szarpiąc je
wszystkimi palcami prawej i lewej reki. Widownia ma wrażenie, że jest na
koncercie heavy metalowym a nie bluesowym taka jest moc tego przekazu.
Wszyscy trzej muzycy mają bardzo ekscentryczny wygląd. Basista do
złudzenia przypomina muzyków ZZ Top. Długa broda, kowbojski kapelusz,
ciemne okulary i kowbojskie buty. Perkusista miał wytatuowane całe
ramiona modnie przystrzyżone włosy i… nogę w gipsie. Siadał za
zestawem perkusyjnym poruszając się o kulach, ale podczas całego
koncertu nie było tego widać ani słychać. A sam Eric ubrany był w
skórzane spodnie z kolorowymi wstawkami ze skóry spod czarnej rozpiętej
koszuli widać było wytatuowany tors na którym zawieszony był gruby
naszyjnik z trupią czaszką a spod kapelusza wypadała cała burza
kręconych czarnych loków. Oczu z powodu mocno nałożonego na głowę
kapelusza prawie w ogóle nie było widać, ale odznaczała się bardzo
wyraźnie czarna hiszpańska bródka i długie baczki. No mówię wam
wyglądali jak piraci z Karaibów
Pierwszy raz byłem tak blisko sceny w pierwszym rzędzie. Sardinas
wydawał się być na wyciągnięcie dłoni, emocje puściły nie wytrzymałem i
chwyciłem muzyka za nogawkę pięknych skórzanych spodni. Eric przyklęknął
i patrząc mi głęboko w oczy mocno uścisnął moją dłoń. Sympatia jaka od
niego bije i ta fantastyczna gra powoduje że każdy kto ma okazję być na
jego koncercie już nigdy tego wydarzenia nie będzie w stanie zapomnieć.
Witold Mieszko