Ponad 15 lat (nie licząc jednego występu ku pamięci Tomasza Beksińskiego
w 2002 roku) musieli czekać fani Collage na powrót zespołu na scenę. W
tym czasie muzycy w większości nie próżnowali artystycznie racząc fanów,
co jakiś czas bardzo ciekawymi muzycznymi projektami. Wystarczy
wspomnieć chociażby takie zespoły jak: Believe, Satellite, Strawberry
Fields, Mr Gil. Peter Pan czy Travellers. Osobiście słucham płyt tych
wykonawców z olbrzymią przyjemnością, jednak obcując z studyjnym
dorobkiem grupy Collage po cichu liczyłem na powrót zespołu i ujrzenie
Wojtka Szadkowskiego i Mirka Gila na jednej scenie. Stopniowo zaczęły
dochodzić do nas informacje o spotkaniach muzyków Collage i o to stało
się. Reaktywacja grupy się dokonała. Za mikrofonem nie stanął jednak
najbardziej znany i najdłużej współpracujący z zespołem Robert Amirian.
Stanowisko wokalisty objął bardzo utalentowany młody wokalista Karol
Wróblewski znany ze wcześniejszej współpracy z Mirkiem Gilem w grupach
Believe i Mr Gil. Początkowo byłem sceptyczny, ale uznałem, że skoro
Amirian nie jest zainteresowany powrotem do Collage to ciężko sobie
wyobrazić lepszego następcę. Obawy były jednak spore. Ciepła i dość
oryginalna maniera wokalna Amiriana idealnie pasowała do muzyki Collage i
stanowiła z nią nierozerwalną całość. Obawiałem się, ze naruszenie tej
struktury może być dla większości utworów destrukcyjne. Wszystkie moje
obawy zostały zweryfikowane na koncercie.
Od razu muszę się przyznać, że chyba moje oczekiwania przed tym występem
nie były zbyt wygórowane. Na pewno nie byłem przygotowany na to, co
usłyszałem 17 listopada 2013 roku w klubie Rude Boy. Nawet teraz pisząc
te słowa mam ciarki na plecach. Bez wątpienia ten koncert przeszedł moje
wyobrażenia i na długo zostanie w pamięci. Nie spodziewałem się aż tak
znakomitego występu. Frekwencja zdecydowanie nie rozczarowała. Klub
Rudeboy nie jest zbyt duży, ale na taki koncert okazał się w zupełności
wystarczający. Publiczność reagowała bardzo żywiołowo i dopingowała
zespół podczas całego występu. Dostaliśmy dość przekrojowy set, podczas
którego najmocniej reprezentowany był kultowy longplay Moonshine na czele z takimi klasykami gatunku jak: War is over (w połowie akustyczny – znakomity zabieg), Heroes Cry czy Living In The Moonlight. Poza tym usłyszeliśmy utwory z albumów Baśnie, Safe i Nine songs of John Lennon.
Instrumentalnie muzycy zachwycali każdą nutą, solówki Mirka Gila
chwytały za serce, a to, co robił Wojtek Szadkowski na perkusji to
absolutna ekstraklasa. Nieco wycofany podczas tego występu był
klawiszowiec Krzysztof Palczewski, ale w dużej części była to kwestia
nagłośnienia, gdyż momentami jego partii po prostu nie dało się
usłyszeć. Niemniej jednak zarówno on, jak i grający na basie Piotr
Witkowski spisali się na medal i stworzyli tego wieczoru wraz z
pozostałymi kolegami znakomity kolektyw. Karol Wróblewski genialnie
sprawdził się zarówno w utworach angielskojęzycznych jak i w tych
śpiewanych w języku ojczystym. Byłem niemalże w stu procentach
przekonany, że tego nie napiszę, ale w mojej ocenie w większości numerów
z Safe i Moonshine po prostu przebił Amiriana. Śpiewał po swojemu i chwała mu za to. Znakomicie sprawdził się również w numerach z debiutanckich Baśni
(szczególne uznanie za Ja i Ty) znacznie je uszlachetniając. Kontrola
nad głosem i umiejętność przekazywania emocji u tego młodego wokalisty
są wręcz niebywałe. Dobrze, że to właśnie on stoi za mikrofonem w
Collage i z całym szacunkiem dla Panów Amiriana i Różyckiego, na ten
moment nie wyobrażam sobie lepszego człowieka na tym stanowisku. Jeśli
chodzi o nagłośnienie to przyczepić się można do nieco zbyt
wyeksponowanego basu i schowanych klawiszy oraz gitary, ale po takim
występie, jako całości nie wypada się czepiać. Niestety utworem God
z repertuaru Johna Lennona zespół pożegnał się z publicznością.
Pozostaje tylko czekać na kolejne spotkanie z muzykami, bo naprawdę
warto.
Wiecznie żywa legenda powróciła w wielkim stylu i nie zamierza zwalniać
tempa. Panowie zapowiadają nowy album i kolejne koncerty. Bardzo cieszę
się ze zespół wrócił i to w tak znakomitym składzie. Karol Wróblewski
pasuje do grupy idealnie a energia kipiąca z muzyków pozwala nam liczyć
na następne muzyczne uniesienia pod szyldem Collage. Osobiście podczas
kolejnej trasy liczę na to, że muzycy odwiedzą Kraków, co sami mi
obiecali.
Setlista (może być błąd w kolejności, bo pisałem z głowy):
Heroes Cry
Ja i Ty
Kołysanka
One of Their Kind
Safe
Baśnie
The Blues
Eight Kisses
Jeszcze Jeden Dzień
Moonshine
War Is Over
Living in the Moonlight
God