2013.11.17 – Collage – Bielsko Biała

Ponad 15 lat (nie licząc jednego występu ku pamięci Tomasza Beksińskiego w 2002 roku) musieli czekać fani Collage na powrót zespołu na scenę. W tym czasie muzycy w większości nie próżnowali artystycznie racząc fanów, co jakiś czas bardzo ciekawymi muzycznymi projektami. Wystarczy wspomnieć chociażby takie zespoły jak: Believe, Satellite, Strawberry Fields, Mr Gil. Peter Pan czy Travellers. Osobiście słucham płyt tych wykonawców z olbrzymią przyjemnością, jednak obcując z studyjnym dorobkiem grupy Collage po cichu liczyłem na powrót zespołu i ujrzenie Wojtka Szadkowskiego i Mirka Gila na jednej scenie. Stopniowo zaczęły dochodzić do nas informacje o spotkaniach muzyków Collage i o to stało się. Reaktywacja grupy się dokonała. Za mikrofonem nie stanął jednak najbardziej znany i najdłużej współpracujący z zespołem Robert Amirian. Stanowisko wokalisty objął bardzo utalentowany młody wokalista Karol Wróblewski znany ze wcześniejszej współpracy z Mirkiem Gilem w grupach Believe i Mr Gil. Początkowo byłem sceptyczny, ale uznałem, że skoro Amirian nie jest zainteresowany powrotem do Collage to ciężko sobie wyobrazić lepszego następcę. Obawy były jednak spore. Ciepła i dość oryginalna maniera wokalna Amiriana idealnie pasowała do muzyki Collage i stanowiła z nią nierozerwalną całość. Obawiałem się, ze naruszenie tej struktury może być dla większości utworów destrukcyjne. Wszystkie moje obawy zostały zweryfikowane na koncercie.

Od razu muszę się przyznać, że chyba moje oczekiwania przed tym występem nie były zbyt wygórowane. Na pewno nie byłem przygotowany na to, co usłyszałem 17 listopada 2013 roku w klubie Rude Boy. Nawet teraz pisząc te słowa mam ciarki na plecach. Bez wątpienia ten koncert przeszedł moje wyobrażenia i na długo zostanie w pamięci. Nie spodziewałem się aż tak znakomitego występu. Frekwencja zdecydowanie nie rozczarowała. Klub Rudeboy nie jest zbyt duży, ale na taki koncert okazał się w zupełności wystarczający. Publiczność reagowała bardzo żywiołowo i dopingowała zespół podczas całego występu. Dostaliśmy dość przekrojowy set, podczas którego najmocniej reprezentowany był kultowy longplay Moonshine na czele z takimi klasykami gatunku jak: War is over (w połowie akustyczny – znakomity zabieg), Heroes Cry czy Living In The Moonlight. Poza tym usłyszeliśmy utwory z albumów Baśnie, Safe i Nine songs of John Lennon. Instrumentalnie muzycy zachwycali każdą nutą, solówki Mirka Gila chwytały za serce, a to, co robił Wojtek Szadkowski na perkusji to absolutna ekstraklasa. Nieco wycofany podczas tego występu był klawiszowiec Krzysztof Palczewski, ale w dużej części była to kwestia nagłośnienia, gdyż momentami jego partii po prostu nie dało się usłyszeć. Niemniej jednak zarówno on, jak i grający na basie Piotr Witkowski spisali się na medal i stworzyli tego wieczoru wraz z pozostałymi kolegami znakomity kolektyw. Karol Wróblewski genialnie sprawdził się zarówno w utworach angielskojęzycznych jak i w tych śpiewanych w języku ojczystym. Byłem niemalże w stu procentach przekonany, że tego nie napiszę, ale w mojej ocenie w większości numerów z Safe i Moonshine po prostu przebił Amiriana. Śpiewał po swojemu i chwała mu za to. Znakomicie sprawdził się również w numerach z debiutanckich Baśni (szczególne uznanie za Ja i Ty) znacznie je uszlachetniając. Kontrola nad głosem i umiejętność przekazywania emocji u tego młodego wokalisty są wręcz niebywałe. Dobrze, że to właśnie on stoi za mikrofonem w Collage i z całym szacunkiem dla Panów Amiriana i Różyckiego, na ten moment nie wyobrażam sobie lepszego człowieka na tym stanowisku. Jeśli chodzi o nagłośnienie to przyczepić się można do nieco zbyt wyeksponowanego basu i schowanych klawiszy oraz gitary, ale po takim występie, jako całości nie wypada się czepiać. Niestety utworem God z repertuaru Johna Lennona zespół pożegnał się z publicznością. Pozostaje tylko czekać na kolejne spotkanie z muzykami, bo naprawdę warto.

Wiecznie żywa legenda powróciła w wielkim stylu i nie zamierza zwalniać tempa. Panowie zapowiadają nowy album i kolejne koncerty. Bardzo cieszę się ze zespół wrócił i to w tak znakomitym składzie. Karol Wróblewski pasuje do grupy idealnie a energia kipiąca z muzyków pozwala nam liczyć na następne muzyczne uniesienia pod szyldem Collage. Osobiście podczas kolejnej trasy liczę na to, że muzycy odwiedzą Kraków, co sami mi obiecali.


Setlista (może być błąd w kolejności, bo pisałem z głowy):

Heroes Cry
Ja i Ty
Kołysanka
One of Their Kind
Safe
Baśnie
The Blues
Eight Kisses
Jeszcze Jeden Dzień
Moonshine
War Is Over

Living in the Moonlight
God

Dodaj komentarz