2013.11.15 – Circle of Bards – Katowice

Kiedy dowiedziałem się, że w katowickim Spencer Pub zagra Circle of Bards, wiedziałem że nie odpuszczę pojawienia się na ich koncercie tak blisko mojego miejsca zamieszkania. Mimo, że wydarzenie to kolidowało z kilkoma większymi koncertami w okolicy, a część znajomych wybrała obejrzenie towarzyskiego meczu reprezentacji, wychodzi na to, że ja bawiłem się dużo lepiej od tych drugich.
Muzyka zespołu nadaje się do klubów idealnie. Nie dość, że może stanowić idealne uzupełnienie wieczoru spędzonego ze znajomymi, to osobom postronnym pojawiającym się w klubie kompletnie nie przeszkadza.
Pozytywnie zaskoczył mnie fakt iż zespół swój set podzielił na trzy części. Nie liczyłem ich z zegarkiem w ręku, ale właściwie cały występ to niespełna półtoragodzinny set, z dwiema kilkunastominutowymi przerwami. Zabieg jak na występ w knajpie – strategicznie przemyślany.

Przyznam, że tak po prawdzie wypełniony po brzegi piątkowego wieczoru klub, obfitował w sympatyków muzyki, ale występowi towarzyszył również nieustanny szum rozmów, który w bardziej wyciszonych chwilach utworów po prostu nieco zakłócał odbiór. Ale już po kilku takich chwilach i przestawieniu uszu na specyfikę lokalizacji można było odbierać koncert, jak kto wolał. Widziałem zatem pary, które oklaskiwały zespół znad randkowego drinka i świec, ale i ukontentowane osoby z kuflem przy barze najpierw z zadowoleniem obserwujących koncert, a co jakiś czas zerkające drugim okiem na zawieszony nad barem telewizor. Kilka osób z kolei odrywało się od rozmów ze znajomymi w drugiej części pubu i podchodziło bliżej, by choć na chwilę przysłuchać się muzyce grupy. Ja zająłem miejsce o dość dobrej widoczności, tuż przy wejściu do wc, przez co kilka razy zapytano mnie „czy jest kolejka” [ 🙂 ]. Z kolei podczas prezentacji nowego materiału podchodziłem bliżej by nie uronić nic z nowego repertuaru.

Circle of Bards wystąpił tego wieczoru jako kwintet. Dwie gitary akustyczne, bas, skrzypce i perkusja znakomicie oddały klimat, muzyki zespołu. Niemal każdy utwór zapowiadany był przez lidera formacji. Przedstawiał on członków grupy, opowiadał o znaczeniu czy też genezie utworów i zachęcał do wspólnej zabawy. Namówić do gromkich braw, czy też rytmicznego wyklaskiwania pewnych akcentów, nie było problemem… Wywołać natomiast słuchaczy do tańca, niestety się nie udało.
W secie przygotowanym na ten weczór znalazły się zarówno starsze kawałki zespołu, jak i te pochodzące z albumu „Tales”, który można było nabyć tego wieczoru, nie zabrakło ostatniego oficjalnego singla „Ostatni rejs” (jak sama nazwa wskazuje na koniec oficjalnego zestawu), ale dla zaznajomionych z muzyką CoB prawdziwą gratką były nowe kawałki. Cieszy fakt, że zespół już przygotowuje nowy materiał a zaprezentowane premierowe utwory naprawdę mogą przypaść do gustu dotychczasowym sympatykom grupy. Miks folk/szantowych klimatów, z domieszką poezji śpiewanej to w dalszym ciągu domena lublinian.

Koncert w pubie rządzi się własnym prawami i nieco odbiega klimatem od występu na scenach klubu muzycznego… głównie za sprawą odbiorcy. Zestaw utworów i organizacja koncertu mogła tego wieczoru przypaść do gustu zarówno bezpośrednio zainteresowanym, jak i osobom postronnym. Jednak sam klub muszę pochwalić za dobre nagłośnienie i umiejscowienie niemałej sceny, która dla pięcioosobowej grupy nie jest ciasna. Nawet mimo chwilowego gwaru nie sposób było uronić akustycznych solówek. Opuściłem Spencer Pub tego wieczoru bardzo pozytywnie naładowany.

Piotr Spyra

Dodaj komentarz