2013.11.12 – Collage, Retrospective – Poznań

Do momentu gdy grupa ogłosiła oficjalnie swoją reaktywacje mało kto wierzył w to, że muzycy Collage staną znowu razem na scenie. A jednak cuda się zdarzają. Jestem tym bardziej szczęśliwy, że wśród wielu miast ich trasy koncertowej znalazł się i Poznań.

Dzień 12 listopada na długo zapisze się w pamięci tych wszystkich, którzy przybyli do klubu „U Bazyla”. Tak naprawdę do samego końca bałem się o frekwencje bo wiem jak bardzo Poznań jest nieprzewidywalny, ale tym razem myślę że stanęliśmy na wysokości zadania. Około godziny 19.30 na scenie pojawił się leszczyński Retrospective. Ich występ był niemałym zaskoczeniem i dla tych , którzy znają już ten zespół jak i tych, którzy przybyli do Bazyla stricte po to, żeby obejrzeć Collage. Nowy image sceniczny muzyków, wszyscy ubrani nienagannie od stóp do głów na czarno (za wyjątkiem białych sznurowadeł i podeszw trampków) oraz sama lista utworów jakie usłyszeliśmy, sprawiła niemałe zaskoczenie. Tym razem Retrospective uderzył raczej na mocniejszą nutę prezentując w secie podstawowym raczej cięższe utwory przeglądowo z wszystkich ich płyt. Co najciekawsze pod sceną oprócz wielbicieli leszczynian zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi których zainteresowała ich twórczość. A że Retrospective na żywo wypada zawsze rewelacyjnie, poskutkowało to tym, że po secie podstawowym owacje były na tyle konkretne i mocne, że zmuszono ich do zagrania bisu. Już po koncercie rozmawiając z chłopakami z Retrospective dowiedziałem się, że bardzo fajnie im się grało i że zaskoczyło ich przyjęcie zwłaszcza przez ludzi, którzy słyszeli ich po raz pierwszy. Dało to też „namacalne” efekty w postaci ilości sprzedanych przez nich płyt. A wiadomo. Jak zadowolona jest publika to i zespół jest zadowolony.

Po ich występie nastąpiła sprawna zmiana instrumentów na scenie i już po paru minutach w gęstych (naprawdę gęstych) oparach dymu na scenie pojawili się muzycy zespołu Collage. Nie można było sobie wyobrazić lepszego intro otwierającego ich występ niż pierwsze akordy utworu „Heroes Cry” z płyty „Moonshine”. Pod sceną zawrzało. Po okrzykach jakie wydało zgromadzone pod sceną blisko 150 osób od razu można było przewidzieć w jakiej atmosferze przebiegnie ten koncert. Ludzie spragnieni byli tego występu tak jak tylko może pragnąć fan gdy dowiaduje się, że jego ukochany zespół po kilkunastu latach wraca na scenę. Od razu muszę wspomnieć o pewnej rzeczy. W kuluarach przed koncertem można było spotkać się z różnymi opiniami na temat tego, że w Collage pojawia się taki młody wokalista, że znowu u boku Mirka pojawia się Karol. Błagam wszystkich, którzy to czytają a są jeszcze w tej szczęśliwej sytuacji, że będą mogli obejrzeć ich na żywo, dajcie sobie spokój z komentarzami do momentu gdy będziecie już po koncercie. Znam Karola chyba praktycznie od początku jego występów przy Mirku. Karol z nieśmiałego i przestraszonego swą rolą w zespole Believe jakiego pamiętam go na pierwszym koncercie w Domu Kultury w warszawskich Włochach wyrósł na jednego z lepszych wokalistów jakich dotychczas słyszałem. I nie piszę tego dlatego, że mam szczęście przyjaźnić się z nim. Jest to także opinia wszystkich osób z którymi udało mi się przedyskutować ten właśnie wybór wokalisty dla nowego składu Collage już po zakończeniu koncertu. Karol w ich repertuarze wypadł lepiej niż rewelacyjnie. I nie ma mowy o jakimś bezdusznym odśpiewaniu wyuczonego tekstu. Na scenie te teksty i on to jedno ciało, dusza i serce. Dodatkowo zachowując jeszcze ducha wykonań Tomka Różyckiego czy też Roberta Amiriana Karol dokłada do tego własne wokalne „smaczki”. Brzmi to wszystko fantastycznie. Tyle o wokaliście. Co do reszty muzyków to można tylko powiedzieć, że chyba potajemnie spotykali się gdzieś przez te lata i koncertowali razem bo zgrani są tak perfekcyjnie, że trudno uwierzyć ile minęło lat od ich wspólnych tras. Najbardziej skupioną osobą na scenie zdecydowanie był klawiszowiec Krzysiek Palczewski. Co gorsza miał też najmniej miejsca i był najgorzej oświetlony. Co do pozostałych to hulaj dusza piekła nie ma. Karol opanował całą scenę łącznie z miejscem za kolumnami i podestem na perkusję Wojtka, Mirek i Piotr co rusz wędrowali z miejsca na miejsce. Energia po prostu spływała litrami. A co najważniejsze wszyscy doskonale się bawili. Dzięki temu my też. Nie dokuczając innym tytuły frontmanów wieczoru należą do Mirka i Karola. O Karolu już pisałem ale tego co Mirek wyrabiał na gitarze opisać się nie da. I żadne z przeszło 200 zdjęć które im zrobiłem tego wieczoru nie jest w stanie tego oddać. Piękne solówki z których Mirek jest przecież znany, wstawki klasyków dyskretnie wplecione w całość (jak na przykład wstęp do „Smoke On The Water” który wybrzmiał w pewnym momencie) a już show jaki odstawił w trakcie wykonywania utworu „God” z repertuaru Lennona przeszło oczekiwania wszystkich. I na pewno na długo pozostanie pamięci tych, którzy to widzieli. Podobnie jak kapitalne popisy Wojtka na perkusji.

Jeżeli chodzi o sam repertuar to zawiedzeni byli pewnie Ci, którzy spodziewali się koncertu typu „Moonshine Reunion Tour”. Bo tak naprawdę zespół zaprezentował wybiórczo to co najlepsze z wszystkich płyt jakie powstały. Dokładna setlista poniżej na zdjęciu więc nie będę się wdawał w szczegóły. Nie brakowało momentów które chwytały za serce. Zwłaszcza gdy podczas wykonania „War Is Over” Karol, Piotr i Mirek objęli się na scenie pokazując wszystkim, że w zespole nastało porozumienie i pokój. I niech tak już zostanie. Tym bardziej, że coraz więcej słyszy się o mającej powstać nowej płycie. Ja już się na nią zapisuję w kolejkę. Dla mnie osobiście wydarzeniem, które sprawiło, że miałem łzy w oczach i ściśnięte serce (poza tym gdy ze sceny padła dedykacja przed jednym z moich ukochanych utworów za którą z całego serca dziękuje) było wykonanie utworu „God”. I nie chodzi mi tu o popis Mirka ale interpretacje wokalną Karola. Jeżeli Bóg istnieje pewnie płakał w tym momencie rzewnymi łzami.
Oczywiście po koncercie muzycy obu grup szybko pojawili się wśród fanów, nie brakowało zdjęć, wspomnień, autografów. Bardzo przyjacielska i cudowna atmosfera.
Pod względem technicznym bez zarzutu. Może poza masakrycznym zadymieniem sceny w pierwszych minutach koncertu wszystko było zgrane i dopasowane perfekcyjnie. Żadnych przydźwięków, sprzężeń. Niczego co mogło by zaskoczyć. A i oświetlenie niczego sobie
Kończąc chciałbym podziękować muzykom zarówno Retrospective i Collage za cudowny wieczór, Kasi za jego zorganizowanie no i wszystkim przybyłym za atmosferę, której się nie zapomina nigdy

Dla zainteresowanych dwa linki do pełnej galerii zdjęć (Link 1, Link 2). A skrótowo możecie je obejrzeć poniżej.

Irek Dudziński

Dodaj komentarz