24 października, Brytyjczycy z Galahad, już po raz trzeci dotarli do piekarskiej „Andaluzji”. Wracając pamięcią do poprzednich wizyt przypomnę, że pierwszy raz odwiedzili nas 17 kwietnia 2008 roku . Repertuar tamtego koncertu, jak pamiętam, potraktowany był dosyć przekrojowo, było to takie The Best of Galahad, w wersji live! W koncertowej set-liście znalazły się również 3 kompozycje, z wydanej po długiej 5 letniej przerwie, studyjnej płycie „Empires Never Last”. Rok później, 4 czerwca 2009 bardziej obszernie promowali ten właśnie album, który wytyczał jakby nowe horyzonty i wyznaczał muzyczną drogę na kolejne lata (archiwalna relacja: http://www.rockarea.eu/articles.php?article_id=952). Kolejne lata przyniosły jednak smutne wątki w historii zespołu, walkę z chorobą przegrał legendarny, basista zespołu, Neil Pepper. Odszedł, ale jego muzyka była obecna na dwóch najnowszych płytach zespołu, obie ukazały się w ubiegłym roku, znów po pięcioletniej przerwie. Natomiast aż 4 lata minęły, od kolejnej wizyty sir Galahada w Piekarach! Obiecali, że wrócą i dotrzymali obietnicy! I chyba nikt nie miał wątpliwości, że koncertowy repertuar tym razem, będzie składał się w głównej mierze, z ich najnowszych dwóch płyt.
Za każdym razem grupie Galahad, towarzyszył atrakcyjny pod względem muzycznym, obiecujący, nasz rodzimy zespół, występujący w roli supportu. Wcześniej były to formacje After i Grendel, tym razem koncert Galahad, otwierała grupa Lilith. Ta poznańska formacja do debiutantów nie należy, powstała bowiem w 1998 roku. 24 października, a więc właśnie w dniu piekarskiego koncertu, miała miejsce premiera najnowszego szóstego, w ich dorobku albumu, zatytułowanego „Alter Ego”. Obecnie zespół tworzą: Agnieszka Stanisz (wokal), Łukasz Weiss (gitara), Juliusz Posern-Zieliński (bas), Michał Kurek (gitara i wokal), Aleksander Kubacki (instr. Klawiszowe), Tomasz Baranowski (perkusja). Muzyka jaką prezentują, jest swoistą dźwiękową paletą, zawierającą bardziej wyraziste, prog metalowe odcienie, oraz te nieco bardziej pastelowe, bardziej klasyczne, progresywne barwy, z pewnymi charakterystycznymi gotyckimi formami. Za gotykiem mógł tutaj przemawiać również image zespołu, jednak w kwestii muzycznej, obecnie bliżej im chyba do progresywnego nurtu? Pewne klawiszowe tematy, kojarzyły się nawet z Galahadem? Zespołowi przypadła niewdzięczna rola rozgrzania piekarskiej publiczności, przekonali się więc, że nie należy to do łatwych zadań? Klimat koncertu przypominał bowiem na wstępie, atmosferę jaka panuje w kinie, na atrakcyjnym pod względem wizualnym seansie, głownie dzięki grającym przeuroczym aktorkom (w tym przypadku wokalistkom), oczywiście z interesującą ścieżką dźwiękową, trójwymiarowym filmie. Z biegiem czasu, publiczność zaczęła reagować jednak coraz żywiej , co objawiało się , szczerymi, gorącymi brawami.
Nastąpiła krótka, piętnastominutowa przerwa, słodka i aromatyczna niczym zapach orzeszków laskowych 🙂
Po przerwie, na scenie pojawiła się osoba, pewnie niewielu kojarząca się, w tamtej chwili z grupą Galahad? To Mark Spencer, nowy nabytek zespołu! Następca Lee Abrahama, basisty który podczas ostatniej wizyty gościł w Piekarach, potem rozstał się z zespołem, oraz nieodżałowanego Neila Peppera, który niestety, po ciężkiej chorobie, rozstał się z zespołem już na zawsze… Gdyby nowy maestro czterech strun miał na sobie spódniczkę, pomyślałbym, że to niejaki Nick Beegs? Podczas trwania koncertu, Mark udowodnił, że swoją charyzmą przewyższa Begsa, a nawet basistę Red Hot chilli Peppers, Michaela Balzarego (Flea), bo i takie skojarzenia kołatały się po mojej głowie ;). Kiedy pojawiła się reszta muzyków, osoby nie znające grupy Galahad mogły odnieść wrażenie, że na scenie nastąpi za chwile punk rockowa rewolucja! Zaczęli jednak bardziej ambientowo, od pierwszej kompozycji z ich najnowszej płyty: „Salvation I – Overture” , a po niej zaprezentowali kolejno mocniejszy, wręcz prog metalowy „Salvation II – Judgement Day” i następną kompozycję z tegoż albumu – „Guardian Angel”, w której prym wiodły industrialne plamy klawiszy Deana Bakera. Nie wiem czy podczas przerwy nastąpiła wymiana publiczności na nową, na kolejny kinowy seans? Ale ta, od pierwszych dźwięków wprost eksplodowała energią, gromadząc się tuż pod samą sceną! I tak właśnie powinien wyglądać każdy rockowy koncert! Po obszernym fragmencie albumu „Beyond The Realms of Euforia”, przyszła kolej na tytułową kompozycję płyty „Empires Never Last”, po niej jeszcze fragment „Beyond The Realms of Euforia”, rewelacyjny „Secret Kingdoms”, połączony z kipiącym od klasycznych dźwięków fortepianowych klawiszy „..And Secret Worlds”. Potem przyszła pora na obszerniejszą prezentację „Battle Scars”, a więc pierwszej płyty , którą wydali w ubiegłym roku. Z niej zabrzmiały tego wieczoru: „Singularity”, „Beyond The Barbed Wire” oraz zagrana na sam finał koncertu, „Seize The Day”. A z tak zwanych staroci? Tego wieczoru, na koncertowej set-liście, znalazł się tylko jeden taki rodzynek, był nim znakomity „Sleepers”.
Dla muzyków Galahad czas chyba stanął w miejscu, przez te kilka lat od poprzedniej wizyty, nic się nie zmienili i ciągle kipią energią, widać u nich ogromną radość, którą czerpią z występów na żywo. Podejrzewam, że większość zebranych tego wieczoru w „Andaluzji”, dobrze znała skład zespołu, ale Stuart Nicholson (wiadomo, że to nie Fish 😉 ), przeprowadził bardzo dowcipną prezentacje swoich kompanów. Tak więc po kolei: klawisze – „This is not Jordan Rudess, This is Not Tony Banks, This is Dean Baker!”, perkusja – „This is not Mark Portnoy, This is not Terry Bozzio, This is Spencer Luckman!”, gitara – „This is not Tony MacAlpine, This is not Steve Vai, This is not Steve Hackett, This is Roy Keyworth”!
Wspaniała atmosfera, świetna zabawa, znakomity koncert!!! Mam nadzieję, że nie ostatni, że „Andaluzja” wpisze się już na stałe, w koncertowe plany zespołu. A jeśli nie? Cóż, trzeba będzie pojechać za sir Galahadem, nawet do odległego Albionu!
Tekst: Marek Toma
Foto: Natalia Kubacka