Minął już dobry miesiąc od Folk Festu, który odbył się w zabrzańskim klubie CK „Wiatrak”. Szczerze mówiąc na wyjście na koncert do „Wiatraka” nie mam zwykle wielkiej ochoty, chociaż jest położony niedaleko mojego miejsca zamieszkania i mogę łatwo do niego dojechać. Zraziłem się do klubu przez akustykę, a raczej jej brak. Niemniej zespoły, które miały zagrać na „Folk Fest” jak najbardziej do mnie przemawiały, w szczególności Dalriada i Alestorm. Muszę jednak przyznać, że nie obce mi były też dokonania rodzimych grup: Percival Schunttenbach i Radogost. Najmniej zapoznany byłem z czeską grupą Cruadalachem i rosyjską „komandom” Grai, która bardzo przypadła mi do gustu, ale o tym później.
Na piątek 11 października ugadałem się ze znajomym – Marcinem „Młodym” pod „CK Wiatrak”. Akurat gdy wchodziliśmy do klubu, ochroniarze między sobą rozmawiali o sporze między zespołami i o zmienionej kolejności występowania. Co niestety się później potwierdziło. Tuż po naszych tradycyjnych zakupach złocistego płynu, na scenę wkroczył Cruadalach. Muzyka kapeli jest bardzo przyjemna dla ucha. Mamy tu naleciałości i wpływy muzyki irlandzkiej, jednak w połączeniu z metalowo-punkową ekspresją daje to specyficzny efekt. Czesi zaprezentowali kilka utworów z debiutanckiej płyty „Lead – Not Follow”. Niestety niełatwe jest życie kapeli otwierającej festiwal, mimo dobrego przyjęcia przez publiczność po niespełna 30 minutach zespół zniknął ze sceny. Mnie szczególnie spodobał się kawałek wspólnie zagrany z Percivalem. Słychać było, że muzycy obydwu zespołów bardzo dobrze się rozumieją. Występ jak najbardziej udany.
Następnie ku mojemu zaskoczeniu na scenie pojawił się wspomniany Percival Schunttenbach. Grupa zagrała bardzo krótki set, podczas którego Mikołaj anonsował tylko na cztery zespoły, nie wspominając o Alestorm i Dalriada. Widocznie doszło do jakiegoś spięcia między kapelami o którym wcześniej słyszeliśmy. Percival mimo tego zagrał naprawdę dobry koncercik, poza tym zostali wspaniale przyjęci przez publiczność. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o trzech wspaniałych dziewczynach z zespołu, o jakże innym żywiole, które dodają wspaniałego kolorytu koncertom grupy. Najlepiej zabrzmiały utwory „Pani, Pana” oraz „Svantevit – Zwyciestwo Starej Wiary”. Niestety jak w przypadku Cruadalach zespół bardzo szybko skończył swój występ, mimo skandującej publiczności. Widać było, że mnóstwo osób przyszło specjalnie na Percivala.
Kolejnym zespołem, który pojawił się na deskach CK „Wiatrak” to rosyjski Grai. Grupa ma na koncie dwie płyty i ich muzyka bardzo dobrze wypadła na żywo. Na występie Rosjan nie sposób było się nudzić. Szczególną uwagę publiczności przykuwały dwie niewiasty. Irina, która wspaniale umie operować swoim głosem, a druga z pań była odpowiedzialna za instrumenty folklorystyczne. Zespół potrafi czarować dźwiękami, a język rosyjski wcale nie przeszkadza w odbirze, wręcz przeciwnie – dodaje smaczku. Mam nadzieję, że w niedługim czasie Rosjanie ponownie zawitają do Zabrza. Teraz żałuję tylko tego, że w szkołach tak mało przykładałem się do nauki tego języka.
Czwartym zespołem który wystąpił przed zabrzańską publicznością był nasz rodzimy Radogost. Zespół jak zawsze prezentował dobrą formę. Bardzo się ucieszyłem gdy usłyszałem swoje ulubione utwory „ Trybut”; „Sława i Cześć”; „Niechaj Stanie Się Dzień” oraz „Dar Czarnego Licha” z wspaniałego albumu „W Cieniu Wielkiego Dębu”. Niestety brzmienie na ich występie pozostawiało wiele do życzenia. Nie po raz pierwszy w tym klubie były problemy z akustyką. Trzeba przyznać szczerze, że grupa mimo problemów ze brzmieniem dała naprawdę dobry show. Sam set Radogosta na pewno był dla niektórych sporym zaskoczeniem. Ci którzy spodziewali się wielu utworów z ostatniego albumu „Dark Side Of The Forest” obeszli się smakiem. Na otarcie łez został im zagrany zaledwie jeden anglojęzyczny numer „Watra”.
Kolejnym zespołem w zestawie była węgierska Dalriada z charyzmatyczną wokalistką Laurą Binder. Niestety znów w zabrzańskim klubie coś zaczęło szwankować z ustawieniem brzmienia. Czas dłużył się nam niemiłosiernie, nie pozostawało nam nic innego jak kupić kolejny browar. W końcu zespół zaczął grać. Niestety występ jak dla mnie był zdecydowanie za krótki, a dobór utworów pozostawił u mnie spory niedosyt. Brakowało mnóstwa wspaniałych numerów, ale tego że nie zagrali „A Nap Es A Szel Haza” z płyty „Szlek” nie mogę wybaczyć. To tak jakby Running Wild na swoim koncercie nie zagrał „Under Jolly Roger”. Zespół skupił się w większości na utworach z ostatnich dwóch albumów. Nie mniej Dalriada zaprezentowała pełen profesjonalizm, a przysłowiową wisienką na torcie był zagrany na bis „Hajdutanc”. Podczas tego utworu swoje nieprzeciętne umiejętności wokalne pokazała Laura. Naprawdę bardzo płynnie przechodziła z melodyjnego głosu w niski, gardłowy śpiew. Co tu mówić – mistrzostwo świata. Ciekawostką było zagranie utworu „A Dudas” podczas którego donośnie zabrzmiały oryginalne dudy.
Ostatnią grupą wieczoru był szkocki Alestorm. Niestety znów długo musieliśmy czekać aż zespół pojawi się na deskach zabrzańskiego klubu. Po niemal godzinie przerwy wreszcie popłynęły długo oczekiwane przez wiele osób dźwięki. Ku mojemu zaskoczeniu brytyjska formacja zabrzmiała bardzo dobrze. Oczywiście zespól zaprezentował się bardzo żywiołowo. Muzyka Alestorm wspaniale się sprawdza na klubowych koncertach. Dane bowiem było mi już zobaczyć zespół kilka lat temu podczas koncertu w krakowskim klubie „Studio” i na „Masters Of Rock” w Czechach. Tym razem nie było inaczej, solidnie zagrany heavy/power metal z klawiszami porwał zgromadzoną w „CK Wiatrak” publiczność. Gdyby ktoś nie wiedział, teksty grupy opowiadają o bitwach, gwałtach, rabieżach i piciu rumu – czyli pirackim życiu. Fani mogli usłyszeć wielkie hity grupy: „Capitan Morgan’s Revenge”; „Keelhauled”; „The Sunk’n Norwegian”; „Over The Seas”; „Shipwrecked”; „Set Sail And Conquer” i „Rum”. Alestorm pokazał klasę, nic dziwnego, że fani byli bardzo zadowoleni.
Reasumując, mimo kilku mankamentów z brzmieniem, impreza bardzo się udała. Naprawdę warto było ruszyć swoje „cztery litery” i udać się do CK Wiatrak. Należy mieć tylko nadzieję, że za rok znowu będzie dane nam się spotkać na podobnym festiwalu w Zabrzu, wypić kilka browarów i posłuchać wspaniałej folk metalowej muzy.
Dariusz Grölich