2013.10.09 – Fish – Warszawa

fish

Derek Dick – bardziej znany w muzycznym światku jako FISH – bardzo lubi przyjeżdżać i koncertować w Polsce. Teraz , promując najnowsze wydawnictwo pt. A Feast Of Consequences przyjechał aż na 8 występów – w żadnym innym kraju nie zagra tej jesieni takiej ilości koncertów. Ja wybrałem się na występ sympatrycznego Szkota do warszawskiej Progresji.


Przed koncertem rozmawiałem ze znajomym, który jest wielkim fanem starego Marillion z Fishem na wokalu. Powątpiewał by ten genialny i bardzo popularny przed laty wokalista miał jeszcze coś do powiedzenia i aż po sześciu latach milczenia, co dawniej mu się nie zdarzało, wydał dobrą płytę i zagrał dobre koncerty. Znajomy został w domu, ja jednak postanowiłem przekonać się na własne oczy i uszy czy pogłoski o muzycznej śmierci Szkota nie są aby przesadzone.

Koncert zaczął się od dwóch utworów z najnowszej płyty artysty – „Perfume River” i tytułowego „Feast of Conseguences”. Wybrzmiały znakomicie i dość licznie tego dnia zgromadzona publiczność powitała gościa sporymi owacjami. Następnie wybrzmiało kilka znanych utworów z solowych albumów artysty m.in. z „Sunset of Empire”, „Suits” czy ostatniego CD pt. „Thirtheenth Star”. Ale najpiękniejszym momentem pierwszej części koncertu był prześliczny, być może najładniejszy, najbardziej melodyjny utwór z najnowszej płyty pt. „Blind to the Beautiful”. Klawiszowe solo z tego nagrania będę pamiętał jeszcze bardzo, bardzo długo… Pomyślałem wtedy, że nawet tylko dla tego jedynego utworu warto kupić i poznać najnowsze wydawnictwo charyzmatycznego frontmana.

Po brawurowo wykonanym utworze pt. „He Knows You Know” – pochodzącym z debiutanckiej płyty Marillion „Script For A Jester Tear” – Fish opowiedział przejmującą historię, na kanwie której powstała duża część najnowszej płyty. Otóż będąc dwa lata temu nad Sommą, gdzie rozegrała się jedna z największych bitew I wojny światowej – dowiedział się, że 150 metrów od miejsca, w którym nocował, jego dziadek William Pattison walczył dokładnie 95 lat wcześniej. W tej niesamowitej bitwie zginęło blisko 60 tysięcy Brytyjczyków, a ciał 8 tysięcy żołnierzy brytyjskich i niemieckich nigdy nie odnaleziono. Aby upamiętnić to miejsce, a szczególnie zalesione wzgórze High Wood, na którym okopywał się jego dziadek, Szkocki górnik – Derek Dick postanowił napisać pięcioczęściową suitę. Dodał do niej kilka utworów i tak powstała być może jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza, płyta w bogatej, bo jedenastopłytowej dyskografii.

Utwory ze suity High Wood, obrazowane archiwalnymi zdjęciami z walk z I wojny światowej wywarły na obecnych w Progresji ogromne wrażenie. Aby trochę rozluźnić atmosferę Fish zaśpiewał „Assasing” z jednej z najwspanialszych płyt Marillion „Fugazi”, pochwalił się, że jego utwór znajduje się aktualnie w pierwszej 30-tce zestawienia przebojów Radia Trójka oraz pozdrowił swojego przyjaciela Piotra Kaczkowskiego, który jako pierwszy na świecie puszczał w radio utwory z najnowszego krążka artysty.

Ani się nie obejrzeliśmy jak minęło dwie godziny i lekko tracący głos artysta zaczął się żegnać z warszawską publicznością. Oczywiście ta nie dała mu tak łatwo zejść ze sceny i zespół ze swoim liderem dwa razy bisował. Ja z tej końcówki koncertu zapamiętam tańczącego skoczny, tradycyjny szkocki utwór Fisha, który mimo sędziwego wyglądu (okulary, siwa broda, wyraźna łysina) zaimponował wszystkim witalnością, radością muzykowania i prawdziwą sympatią do Polaków, podkreślając na koniec, że Szkoci i Polacy są chyba najbardziej do siebie podobnymi narodami w Europie!

Po dwudziestu minutach od zakończenia tego fascynującego występu, Fish, który niezbyt chętnie wychodzi po koncertach do fanów (w Gdańsku mimo wielu próśb nie dał się skusić na wyjście) przybył by rozdawać autografy, robić sobie wspólne zdjęcia i wymienić wiele słów sympatii i uprzejmości. Jeszcze raz podziękował warszawskiej publiczności i podkreślił, że w Polsce czuje się niemal tak dobrze jak w rodzinnej Szkocji.

Aż żal było wracać do domu z tego świetnego koncertu, ale na osłodę w kuluarach dowiedziałem się o jeszcze jednym fascynującym fakcie. Otóż niedawno reaktywowany legendarny zespół neoprogresywny Clepsydra wyraził chęć przyjazdu do Polski i choć nie znana jest jeszcze jego lokalizacja – to niemal na pewno w przyszłym roku zawita do nas mój ulubiony zespół!

Jak na jeden wieczór – przyznacie, że emocji było co nie miara…I niech żałują ci co zostali w domu i zwątpili w talent i witalność Człowieka-Ryby!

Andrzej „Gandalf” Baczyński

Dodaj komentarz