Na koncert Ceti we Wrocławiu czekałem z niecierpliwością. W tamtym roku Grzesiu Kupczyk i spółka zagrali w klubie „Od Zmierzchu Do Świtu” wspaniały koncert. Nie będę ukrywał, że tym razem liczyłem co najmniej na powtórkę z zeszłego roku.
Dojazd z Zabrza do Wrocławia przebiegł bardzo sprawnie, nawet PKP spisała się bez zarzutu. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale pociąg przyjechał punktualnie i było w nim w miarę czysto, i ciepło. Miasto przywitało mnie chłodno, otoczony przeszywającym zimnem udałem się do klubu. Całe szczęście znajduje się on niedaleko dworca. Jeszcze zakup biletu (30 złotych) i wejście do środka. W cenie biletu była kaseta „Grzegorz Kupczyk & Przyjaciele 2001/2000” którą odebrałem przy stoisku z gadżetami. Bardzo mi się podoba, że fanclub „Lamiastrata” bardzo profesjonalnie prowadzi stoisko. Naprawdę, oprócz ostatnich wydawnictw zespołu można było się zaopatrzyć w unikatowe bootlegi Grzegorza i Ceti – prawdziwa gratka dla fanów. Niestety około 20-tej godziny, gdy zaczynał się koncert w klubie było mało ludzi i panowała senna atmosfera. Niemniej obydwa zespoły występujące przed Ceti zasługują na duże uznanie. Deversor i Indespair zagrały naprawdę solidne koncerciki. O ile Indespair widziałem już na żywo w Warszawskiej „Progresji” bodajże na początku 2010 roku u boku Wild Knight, Lonewolf i rodzimych: Crystal Viper i Strefy Mocnych Wiatrów, i wiedziałem czego się po nich spodziewać, to twórczość Deversor była dla mnie zagadką. Jednak z ulgą przyznam, że zespół wyszedł obronną ręką i może być zadowolony z swojego występu. Oczywiście, były pewne niedociągnięcia w koncercie Deversor, ale nie będę się czepiał. Natomiast najlepszą recenzją występu Indespair jest to, że kupiłem ich krążek „Time To Wake Up”. To chyba mówi wszystko za siebie…
Jednak nie będę ukrywał, przyjechałem do Wrocławia ze względu na koncert Ceti. Grzegorz i spółka zaczęli od dwóch kawałków z ostatniej studyjnej bardzo dobrej płyty „Ghost Of The Universe – Behind The Black Curtain”, mianowicie: „Anywhere” i „Forever”. Już po tych utworach widać było, że zespół znakomicie czuję się deskach wrocławskiego klubu. Po wspaniale zagranym „Stolen Wind” nastąpiła prawdziwa gratka dla fanów, utwór którego kapela nie grała od ładnych kilku, albo kilkunastu lat „C.E.T.I’a” z legendarnego debiutu „Czarna Róża”. Krótko powiem, to po prostu było mistrzostwo świata. Zespół poszedł za ciosem, widząc żywiołowo reagującą publiczność, z głośników poleciały takie min. takie numery: „Sati”; „Na Progu Serca”; „Lamiastrata”; „Ogień i Łzy”; „Ściana Płaczu” i chóralnie zaśpiewane „Miłość, Nienawiść, Śmierć”. Oczywiście występ Ceti nie mógł odbyć się bez popisów solowych Bartiego i Mucka. Widać, że zespół gra długo w tym samym składzie. Nie było mowy o żadnej pomyłce – pełen profesjonalizm. Naprawdę, czysty i prawdziwy hard rock, aż radowało się serducho. Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy. Na bis totalne zaskoczenie – „Perfect Strangers” z repertuaru Deep Purple, zagrany i przede wszystkim zaśpiewany po mistrzowsku.
Reasumując, wypad do Wrocławia był jak najbardziej udany. Po raz kolejny Ceti udowodniło, że jest jednym z najlepszych zespołów rockowych w naszym kraju i w pełni zasługuje na swoją reputację. Życzę zespołowi wszystkiego najlepszego i powodzenia w jesiennych koncertach na wyspach brytyjskich. Mam nadzieję, że dane będzie mi jeszcze nie raz zobaczyć Ceti na żywo.
Dariusz Grölich