
Piekarska „Andaluzja” często bywa muzycznym poligonem dla pochodzących z różnych zakątków świata zespołów coverujących wielkie rockowe legendy. Swego czasu grywał już tutaj włoski Genesis (The Watch), włoski Yes (Yessongs Italy), niemieckie Pink Floyd (RPWL), czy polski King Crimson (Twelve Moons). Tym razem przyszła pora na grupę Camel. Wielbłąd, który tutaj dotarł, nie pochodzi jednak z Wysp Brytyjskich, lecz z odległego Izraela. Należało by tutaj dodać, że „Andaluzja”, miała również przyjemność gościć oryginalnych członków, niektórych z wymienionych zespołów. Basista grupy Camel, Colin Bass, grał tutaj przykładowo dwukrotnie.
Nie ukrywam, że muzyka grupy Camel ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Miałem szczęście przeżywania ich koncertów na żywo. Raz miało to miejsce 5 kwietnia 1997 roku, w krakowskiej „Hali Wisły” podczas trasy promującej płytę „Harbour of Tears” , a drugi raz 16 września 2000 roku, w zabrzańskim „Domu Muzyki i Tańca”, po wydaniu płyty „Rajaz”. Potem jak wiemy, grupa Camel wydała jeszcze jeden album, „A Nod And a Wink”, jak na razie ostatni. Choroba Andy Latimeria uniemożliwiła jego wielbłądziej karawanie dalszą podróż po świecie. Wszystkim fanom stęsknionym za muzyką Camel pozostały więc jedynie płyty. I tutaj nadarza się sposobność na wypełnienie tej pustki przez właśnie takie zespoły jak The Humps. A to, że nadal jest spore zapotrzebowanie na camelowe dźwięki, udowodniła publika, która zebrała się 18 marca w sali piekarskiego Domu Kultury.
Izraelski The Humps przywędrował do nas z Niemiec. Tegoroczna trasa koncertowa obejmowała bowiem niemieckie Bensheim i Reichenbach, następnym koncertowym przystankiem były właśnie Piekary Śląskie. Po czym grupa miała się przemieścić do Verviers w Belgii, oraz Zoetermeer i Uden w Holandii.
The Humps powstał w 2006 roku. Obecnie zespół tworzą: Danny Ashkenzai (gitara wokal), Yonatan Doron (klawisze), Yehonathan Shavit (gitara basowa), Tal Rubinshtein (perkusja) oraz Dana Eizen (flet, gitara akustyczna, instrumenty perkusyjne).
Repertuar jaki wzięli Izraelczycy na swój warsztat, w głównej mierze składał się ze starszych kompozycji pochodzących z wcześniejszych płyt grupy Camel, głownie tych z lat 70-tych. Chronologicznie, mogliśmy usłyszeć więc tego wieczoru: Mystic Queen, Arubaluba, Never Let Go (Camel 1973), Lady Fantasy, Supertwister, Nimrodel (Mirage 1974), fragment The Snow Goos (1975), Song Within a Song, Chord Change, Lunar Sea, Air Born, Another Night (Moonmadness 1976), Echoes (Breathless 1978), Ice (Can See Your House From Here 1979) oraz Lies, Beached (Nude 1981).
Wokalnie w przeważającej części udzielał się gitarzysta Danny, ale były również fragmenty, w których zaśpiewali grający na klawiszach Jonathan, Tal zza zestawu perkusyjnego, oraz podczas bisów, odpowiedzialna głównie za partie fletu Dana. Humpsom w większości udało się dosyć wiernie odwzorować aurę camelowych kompozycji. Co prawda autentyczne brzmienie gitary Latimera jest czymś niepowtarzalnym, z czym niezwykle trudno się mierzyć. Camelową kompozycją, którą wyjątkowo lubię (ze spontanicznej reakcji publiczności wynika, że nie tylko ja) jest „Ice”. I właśnie na niej ewidentnie zabrakło mi ręki Latimera, wprowadzającej swój instrument, w ten charakterystyczne gitarowy „płacz”. Niemniej jednak cieszę się, że tej kompozycji nie zabrakło w „Andaluzji”. Największe wrażenie zrobiło na mnie tego wieczoru, zagrane jako ostatni kawałek przed porcjami bisów „Never Let Go”! Były ciary po plecach, a jakże! Dwu i pół godzinna porcja camelowych dźwięków minęła wyjątkowo szybko! Muzycy sprawiali wrażenie autentycznie zaskoczonych tak ciepłym przyjęciem przez zgromadzoną w Piekarach publiczność.
Nawiąże jeszcze raz do wspomnianego wcześniej krakowskiego koncertu grupy Camel. To był kwiecień, ale pogoda tamtego kwietniowego wieczoru 1997 roku, była dokładnie taka sama, jak obecnego, marcowego dnia w Piekarach podczas koncertu The Humps. Pamiętam obfite opady śniegu towarzyszące mi, w drodze powrotnej, kiedy to z głośników mojego samochodowego odtwarzacza rozbrzmiewał właśnie „Ice”.
Marek Toma