2013.02.21 – Jack Moore – Piekary Śląskie

Dobiegała gdzieś tak 40 minuta koncertu, kiedy ze sceny popłynęły charakterystyczne dźwięki pewnej pięknej ballady z repertuaru Gary’ego Moore’a… „It’s the darkest hour/Of the darkest night/It’s a million miles/From the morning light” … „Midnight Blues” – kanon muzyki rockowej. A na gitarze syn Mistrza – Jack.

To był jedyny hołd dla zmarłego dwa lata temu wybitnego gitarzysty. I dobrze, choć pewnie część widowni zgromadzonej w „Andaluzji” miałaby ochotę udać się na jakąś małą przechadzkę po Paryżu na przykład…

Jaki jest ten Jack Moore? Przede wszystkim bardzo skromny, cichy i nieśmiały. Swoim zachowaniem nie przypomina gitarowych wymiataczy, którzy robią na scenie prawdziwy show, by skupić na sobie uwagę publiczności. Można wręcz odnieść wrażenie, ze scena i światła reflektorów peszą go. Z takim charakterem będzie ciężko zostać gwiazdą… Ale czy każdy gitarzysta musi być Malmsteenem?

Moore junior wystąpił na scenie „Andaluzji” z towarzyszeniem polskich muzyków, z doskonale znanym bywalcom „Piekarskich Wieczorów Bluesowych” basistą Łukaszem Gorczycą na czele. Łukasz – pomysłodawca sprowadzenia Jacka do Polski – tym razem mocno przemeblował skład: na perkusji grał Adam Grzelak, zaś na gitarze i wokalu udzielał się Olek Górny.

Kwartet dwukrotnie pokłonił się tego wieczoru Hendrixowi („Little Wing” i „Hey Joe”), chętnie sięgał też do bluesowej tradycji. Przypomnieli między innymi „Crossroads”, „Got My Mojo Workin’”, „Everyday I Have The Blues”, czy „Tush” (na jedyny bis). Zagrali te kawałki stylowo, czasem zaskakująco (końcówka „Hey Joe”), z fajnymi gitarowymi dialogami i solówkami.

Występ Jacka Moore’a zainaugurował całą serię bluesowych (i okołobluesowych) koncertów w „Andaluzji”. Już wkrótce zawitają tam: Gerald Clark, Rob Tognoni, The Brew i Gwyn Ashton. Zapowiada się naprawdę ciekawa wiosna w Piekarach Śląskich…


Tekst: Robert Dłucik
Foto: Marek Toma

Dodaj komentarz