Ostatnimi czasy w Krakowie da się zaobserwować spory rozkwit koncertów w klimatach progresywnego rocka. Przykładem może być zeszłoroczny i odbywający się cyklicznie co miesiąc festiwal Proggnozy. Po wakacjach festiwal powróci (po raz szósty) już 10-ego listopada, a na scenie zaprezentują się zespoły Plotnicky i Osada Vida. W międzyczasie w dniach 20 i 21 października zorganizowany został Festiwal Sophiscapes, Muzyka, Plastyka, Słowo. Ideą było stworzenie festiwalu który łączyłby w sobie te trzy dyscypliny sztuki. Plastyka opierała na wystawie prac Joanny Krótkiej, Katarzyny Bojanowskiej, Malwiny Chabockiej, Roberta Pludry i Magdaleny Grabowskiej. Pod terminem „Słowo” kryły się warsztaty prowadzone przez Michała Zabłockiego. Szczerze mówiąc ze względu na zbyt wczesną godzinę nie było mnie na warsztatach. Nie wiem też, czy obrazy które widziałem to cała wystawa, czy tylko jej część. Moim zdaniem, te które oglądałem były bardzo interesujące, ale nie moja rola je tu oceniać. Bardzo ciekawym wydarzeniem było z kolei malowanie przez Rafała Zawistowskiego obrazu na żywo w rytm muzyki zespołów konkursowych i wizualizacje wykonane przez Krzysztofa Owczarka. Naprawdę świetna robota i z mojej strony wielki szacunek.
Najważniejszym punktem festiwalu Sophiscapes była jednak muzyka. Sobotni wieczór został podzielony na cztery występy zespołów konkursowych i koncert zespołu Quidam. W niedzielę zaprezentowali się zwycięzcy z soboty i legenda progresywnego rocka ze Szwecji, zespół The Flower Kings.
Dzień pierwszy – 20.10.2012 (Retrospective, Manankel, Half Light, Walfad, Quidam)
Ze wstydem muszę przyznać, że spóźniłem się na pierwszy występ. Niestety, jako pierwsi tego wieczoru na scenie pojawili się muzycy Retrospective, których muzykę znam z płyt i bardzo cenię. No cóż, myślę że będę miał jeszcze okazję ich kiedyś zobaczyć. Załapałem się na zaledwie jeden, bardzo energetyczny utwór, ale to za mało żeby ich w jakimś stopniu ocenić.
Kolejnym zespołem był Manankel. Muzycznie ich dokonaniom blisko do słynnego duetu Dead Can Dance. Projekt składa się z trzech muzyków, z których na scenie obserwowaliśmy duet w postaci wokalistki i gitarzysty okazyjnie grającego też na skrzypcach (naturalnie nie równocześnie). Szczerze mówiąc jak by się tak zastanowić to ten koncert był „żywy” w niewielkiej mierze. Sample, perkusja, basy, klawisze, spora część partii gitarowych inne ozdobniki zostały po prostu puszczone z taśmy. Wokalistka co prawda cały czas śpiewała, ale na jej partie nałożone zostały inne partie wokalne i chórki. No cóż, ciężko byłoby muzykom odegrać set w pełnym składzie. Wydaje się, że muzykę tworzą w dużej mierze na komputerze, a na festiwalu chcieli ją jakoś zaprezentować. Wyszło średnio, ale momentami było całkiem przyjemnie. Myślę, że jest szansa, że zakupię ich album, bo absolutnie nie jest to zespół koncertowy i na ich występie raczej już się nie zjawię.
Zwycięzcą festiwalu został zespół Half Light. W głębi serca liczyłem na wygraną Retrospective, gdyż miałem ogromną ochotę zobaczyć ich podczas drugiego dnia. Gdyby ze stawki wyrzucić Retrospective to zdecydowanie zgodziłbym się z decyzją jury. Trio Half Light zaprezentowało ciekawą mieszankę synth popu i progresywnego rocka z dużą dozą elektroniki. Ten rozrzut stylistyczny można podzielić na poszczególnych muzyków. W zasadzie każdy był tutaj z innej bajki. Gitarzysta prezentował solówki iście w klimacie rocka progresywnego, klawiszowiec i człowiek odpowiadający za elektronikę prezentował naturalnie muzykę elektroniczną. Do tego doszedł nieco jazzowy wokal. To wszystko dało mieszankę, która wprawdzie nie zawsze, ale stanowiła ciekawe połączenie. Nie rozumiem tylko takiej dysproporcji pomiędzy zbyt agresywnie nagłośnionym wokalem a cicho brzmiącą gitarą. Mniemam jednak że był to zabieg celowy. Mnie osobiście zespół zaintrygował i pewnie zaopatrzę się w ich nowe dzieło pt. Black Velvet Dress, które wyszło całkiem niedawno.
Jako ostatni zaprezentował się najmłodszy, jeśli chodzi o wiek muzyków i chyba też o staż, zespół Walfad. Chłopaki zagrali przyzwoity koncert w którym elementy progresywnego rocka mieszały się z bluesem (głównie za sprawą mocno inspirowanego Dżemem wokalisty). Obawiam się jednak, że w natłoku konkurencji zespół ten zaginie bez śladu. W Polsce jest masa takich kapel i żeby się wybić trzeba być naprawdę dobrym. Życzę im wszystkiego najlepszego. W pojedynku z Half Light nie mieli jednak żadnych szans.
Po ogłoszeniu wyników pozostało tylko czekać na gwiazdę wieczoru, a mianowicie Quidam. Zespół pojawił się nieco po godzinie 21:00. Rozpoczęło się wprawdzie od numeru They are there to remind us z płyty Alone Together (z dość pokaźną wstawką w postaci Riders on the storm zespołu The Doors), jednak większość set listy stanowiły utwory z najnowszego albumu Saiko takie jak: Haluświaty, Ostatecznie, Walec, Dodekafonix, Wiosna czy tytułowy. Z Alone Together otrzymaliśmy jeszcze rewelacyjny Of Illusions i We Are Alone Together. Prawdziwą ozdobą wieczoru był utwór Not So Close z płyty Surrevival w czasie którego usłyszeliśmy kolejny cytat, tym razem w postaci Hush Deep Purple. Zespół Quidam zaprezentował się znakomicie i niezwykle profesjonalnie. Jeśli chodzi o nagłośnienie koncertu i brzmienie poszczególnych instrumentów to nie ma się za bardzo do czego przyczepić. Od technicznej strony był to znakomity występ, ale przecież nie to było najważniejsze. Całościowy odbiór koncertu z naciskiem na emocje był doskonały. Momentami przeżywałem ogromną ekstazę. Nie będę owijał w bawełnę. Quidam to jeden z moich ulubionych polskich zespołów. Przy takich koncertach gęsia skórka na moim ciele to coś absolutnie normalnego. Nawet gorsze kawałki z nowej płyty (Saiko jest w mojej ocenie bardzo nierównym albumem) przekonywały mnie w wersji koncertowej. Koncert Quidam miał w zasadzie tylko jeden mankament. Nie rozumiem dlaczego muzycy nie zdecydowali się zagrać numeru Sanktuarium (jeszcze z ery gdy wokalistką była Emilia Derkowska). Jest to mój ulubiony kawałek Quidam i jeszcze nie dane mi go było usłyszeć na żywo. Cztery lata temu w Bielsku Białej również bardzo go oczekiwałem i szalenie się zawiodłem. Może do trzech razy sztuka. Mimo to dziękuję Quidam za ten niesamowity występ. Po takich emocjach długo nie mogłem się pozbierać, a utwór Haluświaty nuciłem w myślach przez następne kilka dni.
Dzień drugi – 21.10.2012 (Half Light, The Flower Kings
Z racji tego, że na łamach rockarea.eu ukazała się już relacja z drugiego dnia Sophiscapes, ja ograniczę się tylko do krótkiego komentarza. Po raz drugi na scenie pojawił się zespół Half Light. Tym razem byli bardziej pewni siebie. Wokalista popadał nawet momentami w nadekspresję jeśli chodzi o zachowanie sceniczne. Mnie to absolutnie nie przeszkadzało. Zmianą w set liście było bardzo autorskie zagranie coveru zespołu Republika pt. Halucynacje. Było to wynikiem tego, że tym razem zespół dostał nieco więcej czasu na zaprezentowanie swoich umiejętności. Po raz kolejny panowie dali bardzo ciekawy koncert, który jeszcze bardziej zachęcił mnie to zapoznania się z ich dorobkiem studyjnym.
The Flower Kings to, jeśli chodzi o moją osobę, dość wstydliwa sprawa. Wielokrotnie miałem zamiar zapoznać się bliżej z ich twórczością, jednak częstokroć na drodze stawały mi inne muzyczne twory (z racji tego, że słucham bardzo różnorodnej muzyki). W związku z tym zapoznałem się pobieżnie z albumami Szwedów dopiero na potrzeby koncertu w ramach Sophiscapes. No cóż, lepiej późno niż wcale, ale uczucie wstydu pozostaje. Ok, gdy już posypałem głowę popiołem, mogę napisać o odczuciach związanych z ich występem w Krakowie. Otóż był on znakomity. Rzadko zdarza mi się bywać na tak rewelacyjnie brzmiących od strony technicznej koncertach. Osiągnięcie tak selektywnego i soczystego brzmienia na żywo to nie lada sztuka. Od strony muzycznej również zostałem oczarowany. Najwięcej utworów zespół zagrał naturalnie z najnowszej płyty pt. Banks Of Eden. Mnie osobiście, podczas tego wieczoru najbardziej podobało się wykonanie niesamowitej suity pt. Stardust We Are, z albumu o tej samej nazwie. Wszystkie numery zostały wykonane znakomicie. Muzycy świetnie czuli się na scenie i potrafili przekazać publiczności to co mieli w sobie najlepsze. Ja kocham taką muzykę, a gdy jest ona wykonana z takim polotem to jestem całkowicie wniebowzięty. Po tym koncercie mam postanowienie zapoznania się jeszcze dokładniej z dokonaniami grupy.
Fesiwal Sophiscapes zakończył się po występie The Flower Kings. Pozostaną jednak wspomnienia, które jeszcze na długo będą gościć w mojej pamięci. Mam również nadzieję, że ta nietuzinkowa inicjatywa powróci w przyszłym roku z kolejną dawką znakomitej muzyki. Bardzo dziękuję organizatorom, którzy podjęli trud zorganizowania tej imprezy. Pozdrawiam jedyną w swoim rodzaju ekipę , która towarzyszyła mi podczas tych dwóch dni. Dziękuję również zespołom, zarówno gwiazdom jak i tym konkursowym, za zapewnienie mi niezapomnianych emocji i momentami wręcz metafizycznych przeżyć.
tekst: Piotr Bargieł
zdjęcia: Grzegorz Chorus