Krakowska jesień obrodziła serią koncertów, na które warto się wybrać.
Jednym z jej przystanków był koncert Therion, który odbył się 15
października w Klubie Studio.
W tym roku szwedzka kapela świętuje 25 rocznicę powstania. Z tej okazji
koncertowa setlista jest iście odświętna. Warto dodać, że po trasie,
grupa zrobi sobie przerwę. Na jak długo? Tego nie wiadomo. Członkowie
zespołu zdradzili jednak, że planują zająć się solowymi projektami, więc
możemy spodziewać się interesujących „substytutów”.
Przejdźmy teraz do samego koncertu. Zespół rozpoczął od utworu „O
Fortuna”, następnie przywitał się z fanami słowami pokroju – byliśmy w
innych krajach, ale to w Polsce jest najlepiej (czyli standard ;-).
Muzycy zaprezentowali sporych rozmiarów show, zagrali bowiem aż 21
utworów!
To koncert na którym równie dobrze można było poskakać jak i z zachwytem
zasłuchiwać się w piękne dźwięki płynące ze sceny. Muzycy
zaprezentowali kilka utworów z najnowszego albumu jak „Poupée de cire,
poupée the son” czy „Une Fleur Dans le Coeur”. Nie zabrakło jednak i
starszych utworów jak zagrana akustycznie „Lemuria”, „Via Nocturna” czy
na zakończenie największego „hitu” zespołu – „To Mega Therion”. Muzycy
zaprezentowali w sposób przekrojowy cały swój dorobek.
Fanatycy mocnych brzmień raczej nie powinni czuć się zawiedzeni.
Wokalista Thomas Vikström udowodnił, że jest w świetnej formie, podobnie
jak towarzyszące mu Lori Lewis i Linnea Vikström. Trio dało pokaz, jaki
rzadko zdarza się usłyszeć, gęsia skórka gwarantowana.
Gwiazdę wieczoru supportowały dwa zespoły – Elyose oraz Antalgia.
Antalgia, choć słyszana z daleka, zachęciła mnie wokalem. W przypadku
Eloyse nieco zabawnie wypadały sceniczne ruchy wokalistki.
W kilku słowach – koncert Therion to przeżycie, którego zdecydowanie
warto doświadczyć, grają profesjonalnie a ich muzyka pełna jest
prawdziwej pasji.
Monika Matura