2012.10.05 – Tune – Warszawa

Dokładnie rok temu, na jednym z holenderskich portali progresywnych, usłyszałem płytę pt. Lucid Moments nieznanego dla mnie wówczas zespołu Tune – i od pierwszego przesłuchania zakochałem się w klimatycznej, pełnej pozytywnych emocji muzyce. Pomyślałem z początku, że to pewnie jeden z angielskich alternatywnych, post-rockowych zespołów tak znakomicie zadebiutował. I jakież było moje zdziwienie, gdy wszedłem na ich stronę internetową i przeczytam że pochodzą z Łodzi i Rzeszowa, grają od dwóch lat i właśnie własnym sumptem wydali płytę!

Równo po roku wybrałem się na koncert zespołu do kameralnego klubu Chwila w Warszawie. Dokładnie 132 osoby przyszły na koncert grupy, o której od ubiegłego roku jest coraz głośniej (występy na Festiwalach w Gniewkowie i Inowrocławiu, udział w telewizyjnym programie MUST BE THE MUSIC). Zespół zaczął swój występ dokładnie tak, jak koncepcyjną płytę – od utworu pt. „Dependent” – z pięknymi gitarowymi riffami i niesamowita solówką w wykonaniu założyciela grupy – Adama Hajzera. Frontmen zespołu – charyzmatyczny i bardzo charakterystyczny Jakub Krupski – okuty w kaftan bezpieczeństwa, wyśpiewał czystym głosem rozterki młodego, trochę schizofrenicznego człowieka zagubionego w meandrach współczesnego świata. Nie zdziwiłem się wcale, gdy kolejno wybrzmiał subtelny utwór pt. „Response” oraz niezwykle energetyczny i melodyjny (jeden moich ulubionych z płyty) „Confused”. Tak więc zespół zachował kolejność utworów z debiutanckiego krążka, co uczyniło występ spójnym i bardzo czytelnym dla tych, którzy zetknęli się wcześniej z muzyką grupy, a tych – sądząc po gromkich brawach kończących niemal każdy kawałek – było wielu. Dla tych, co pierwszy raz go słyszeli, sporą niespodzianką był udział w występie znakomitego akordeonisty, absolwenta szkoły muzycznej – Janusza Kowalskiego. Jego instrument doskonale uzupełniał obu gitarzystów i wcale nie odniosłem wrażenia, że komukolwiek przeszkadzał w odbiorze subtelnej, momentami bardzo podniosłej muzyki zespołu.

Po zagraniu całego repertuaru płyty grupa wykonała cudowny progresywny długas, z pięknym motywem gitarowym, ślicznymi wstawkami na keyboardzie, na który przesiadł się w między czasie akordeonista. Po koncercie dowiedziałem się, że utwór nie ma jeszcze tytułu, ale z pewnością znajdzie się na kolejnej płycie grupy, którą zespół chciałaby wydawać w przyszłym roku.
Oczywiście koncert nie zakończył się z chwila zejścia muzyków ze sceny. Po gromkim aplauzie grupa brawurowo wykonała jeden ze swoich najpopularniejszych kawałków, „Masquerade”. A pożniej były autografy, zdjęcia z fanami, całusy od fanek i wiele, wiele słów gratulacji i zachwytów. Młody zespół udowodnił, że nie tylko świetnie wypada w studio, ale i na scenie czuje się dobrze, a rzemiosło muzyczne jego członkowie już opanowali w sposób naprawdę znakomity.
Ja ucieszyłem się bardzo, że zabrałem na ten koncert dorastającą córkę, która wcześniej słyszała kilka utworów zespołu, ale po wieczorze w klubie Chwila będzie już zagorzałą fanką grupy – co mnie ogromnie cieszy.

Andrzej „Gandalf” Baczyński

Dodaj komentarz