2012.09.29 – Steamroller – Gliwice

drumfest2012

Ten jeden z ostatnich wrześniowych dni na długo zapadnie w mojej pamięci.
Od kilkunastu lat w naszym kraju odbywa się cykliczna impreza pod nader wymownym hasłem – MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL PERKUSYJNY, w skrócie DRUM FEST 2012. Niestety, w tym roku impreza ominęła O.K. Andaluzja w moim rodzinnym mieście. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki (czas, miejsce, kasa, skład) wybrałem się prawie po sąsiedzku do Gliwic, gdzie w fantastycznym miejscu, nieopodal popularnej „polibudy” odbył się koncert projektu STEAMROLLER, w skład którego wchodzą: Brian Tichy (perkusja), Michael Devin (bass) i Doug Aldrich (gitara). Dla wielu osób nazwiska niewiele mówiące, ale jak dodamy, że to większość aktualnego składu WHITESNAKE, no to już jesteśmy w domu, no i sama postać D.Aldricha – świetnego gitarzysty, współpracującego przez kilka lat m.in. z DIO.
Po drodze na koncert po głowie chodziło mi przede wszystkim pytanie – co zagrają.

No i zagrali…klasykę hard rocka i rocka lat `70 i `80…Od nieśmiertelnych utworów LED ZEPPELIN – „Immigrant Song”, czy „Whole Lotta Love”, przez „Smoke On The Water “ PURPLI, “Walking On The Moon” POLICE, świetnie przyjęte i wyśpiewane z publiką „Cocaine” i „I shot the sheriff”, na hiciorach WHITESNAKE skończywszy. Na mnie największe wrażenie zrobiły 2 utwory jakby z innej bajki – ale zagrane z rockowym zadziorem i przede wszystkim zaśpiewane przez perkusistę, który przy tym bawił się niemniej zacnie niż publika, chodziło o wykonanie „Billy Jean” M. Jacksona, a przede wszystkim zagrane „Sabotage” z repertuaru BEASTIE BOYS z niemalże metalowym zadziorem – mistrzostwo!
A wszystko przeplatane tzw. jam-session opartym na nieprzeciętnym kunszcie muzyków. Znakomicie w roli wokalisty wypadł basista – Michael Devin – barwy głosu pozazdrościł chyba Robertowi Plantowi – poważnie, słuchając utworów ZEPPs w wykonaniu bohaterów wieczoru aż ciarki przechodziły…

Wiadomo – jak DRUM FEST to „Hero of the day”, czyli Brian Tichy – niby taki niepozorny – a za sprzętem – zwierzę, a przy tym niezły konferansjer – prawie kabareciarz, hehe. W pewnym momencie, w trakcie swoich przysłowiowych „5 minut” (tutaj zdecydowanie więcej), kiedy zaczął grać gołymi rękami na swoim potężnym zestawie perkusyjnym to … uklękłem…Czegoś takiego w życiu jeszcze nie widziałem.

Impreza była bardzo, bardzo udana – grubo ponad 2 godziny nieśmiertelnego rockowego spektaklu, przeplatanego sporą dawką humoru. Całość odbioru powodowała, że delektowanie się sztuką muzyczną nabrało wg mnie innego wymiaru niż dotychczas, warto tu wspomnieć o samym miejscu – bardzo kameralna, nowocześnie wyposażona, klimatyzowana sala – taki mini teatr i bardzo bliski, niemal intymny kontakt z artystami.

Jeszcze przemyślenie na koniec- słuchając i oglądając STEAMROLLER – miało się wrażenie, że duch muzyki i magia LED ZEPPELIN unosi się non stop – pod każdą postacią.

Tomasz Solarz

Dodaj komentarz