2012.09.21 – Osada Vida, Mondamin – Chorzów

Droga do Izraela prowadzi przez chorzowską „Leśniczówkę”! Do izraelskiego Dugal Beach wybiera się bowiem na początku października, prawdopodobnie jedna z lepszych, krajowych „progresywnych osad” – Osada Vida! Na izraelskim ProgStage Festival, z pewnością będzie koszernie i mega progresywnie! Oprócz naszej rodzimej Osady zabrają bowiem również takie uznane marki jak: Pain Of Salvation, Orphaned Land, The Flower Kings i Andromeda! Najchętniej spakowałbym się ukradkiem do jakiejś skrzynki z osadowym sprzętem, aby tam się znaleźć ;). Pain of Salvation, główna gwiazda festiwalu – wspominaliśmy właśnie z Bartkiem Bereską (gitarzystą Osady), że był to pierwszy koncert, na którym przypadkiem spotkaliśmy się. Było to w krakowskiej „Rotundzie”. I chyba nikt z nas wówczas nie przypuszczał, że za latek kilka, z tym właśnie zespołem przyjdzie zagrać Bartkowi na wspólnej scenie, na dodatek w tak odległym miejscu jak Izrael! Niezbity dowód na to, że czasami życie pisze piękne scenariusze!

No dobra, ale pewnie zapytacie – co ma wspólnego jasna cholera, chorzowska Leśniczówka do Izraela ? :). Dlatego, że zaszyta w lesie „Leśniczówka”, to idealne miejsce na poligon doświadczalny! A po co Osadzie potrzebny jest jakiś poligon? Wszyscy, wokół spekulowali, kto będzie nowym członkiem osadowej rodziny? Wiadomo bowiem, że po wydaniu koncertowego DVD, Łukasz Lisiak obraził się na mikrofon i chce się skupić wyłącznie na „jeździe”, na swojej odlotowej Yamasze (chodzi o oczywiście nie o Yamahę dwukołową , lecz pięciostrunową). Zdesperowany, wymazał z z niej nawet, charakterystyczny znaczek Rush-ów i pomalował ją na czarno! 🙂 Tak więc czteroosobowa Osada, niespodziewanie przeobraziła nam się w kwintet. Za mikrofonem stanęła nowa twarz osadowej rodziny, a ten chorzowski koncert był pierwszym publicznym ujawnieniem się Osada Vida w nowym składzie!

Zanim jednak doszło do pojawienia się odrodzonej Osady na senie, mogliśmy podziwiać support. Formacja Mondamin to trio, które można określić mianem „family business”, tworzą go bowiem: Łukasz Lisiak – bas, jego młodszy brat Marcel Lisiak – gitara, wokal, oraz Bartek Lar – perkusja. Ich muzyka ma raczej mało wspólnego z progresywną nutą. Charakteryzuje się bardziej szorstką, rockową ekspresją, oscylującą gdzieś wokół punkowej estetyki. Większość zaprezentowanych numerów to szybkie, energetyczne kompozycje, ubrane w angielskojęzyczne teksty. W dwóch, nieco wolniejszych numerach pobrzmiewały chyba pewne wpływy Seattle. Ta familijna grupa zgromadziła dosyć sporą grupkę swych młodych, zagorzałych fanów. Muzyka Mondamin świetnie rozgrzała zebrane towarzystwo, przed daniem głównym.

Nadszedł ten moment, kiedy na scenie pojawił się ponownie Łukasz Lisiak wraz z Bartkiem Bereską, Rafałem Paluszkiem i Adamem Podzimskim, a za mikrofonem stanął…? Łukasz Lisiak. Nie zaczął jednak śpiewać – nie, nie – zadał jedynie pytanie: „Chyba kogoś tutaj brakuje?” I w tym momencie wszystko stało się jasne, na scenę wbiegł nowy, oficjalny członek Osada Vida, wokalista Marek Majewski (ex-Acute Mind)! Zaczęli od bardzo lubianej przeze mnie muzycznej kwestii: „Twenty thousand days like, twenty thousand nights, with, twenty thousand dreams. Some of them. I don’t invite…” za”Uninvited Dreams”. Tym razem koncertowy set stanowił połączenie starego z nowym. „Osadniki” zaprezentowali bowiem próbkę swoich najnowszych dokonań, mogliśmy usłyszeć świeżutką kompozycję „Lies”oraz bombastyczny, momentami wręcz Tool-owy, a może Soen-owy? (a na pewno w 100% nowy), instrumentalny numer! Czy ma swoją nazwę? Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że będzie ważnym elementem najnowszej płyty zespołu. Ze starszego materiału nie mogło zabraknąć „hiszpańskiego diabła” jak i pewnych, bardzo istotnych elementów ludzkiej anatomii: „Muscle”, a przede wszystkim „Bone”! Nowy wokalista wyznał, że jest to najlepsza rzecz osadowego materiału, z którym było mu dane się zapoznać. I trudno się z nim nie zgodzić! Trzeba oczywiście nadmienić, że w swojej wokalnej interpretacji wypadł niezwykle przekonująco. Tym sposobem Marek Majewski stał się istotną „kością” współtworząca szkielet zespołu, „tkanką mięśniową” poruszającą ten szkielet, a co najważniejsze, stał się również częścią „mózgu”! Bierze podobno czynny udział w współtworzeniu nowego materiału (jest również współodpowiedzialny za nowe teksty). Marek Majewski idealnie wpasował się w Osadową rodzinę, widać gołym okiem, że jego obecność wyzwoliła w chłopakach ogromne pokłady pozytywnej energii. Tą pozytywną energię udało się tego wieczoru przelać na zgromadzoną w „Leśniczówce” publiczność. Podczas bisów publika po prostu eksplodowała!

Na Facebook-owej stronie, zespół tak podsumował ten wspaniały, piątkowy wieczór:

„I co tu dużo mówić, był ogień! Mega ogień! Mega gigantyczny ogień!
Dziękujemy wszystkim za tłumne przybycie i aktywny udział! :)”


My również dziękujemy Osadzie za niezapomniane wrażenia!
Po powrocie z Izraela będzie (miejmy nadzieję) równie Mega Ogień, na przywitanie, chociażby w piekarskiej Andaluzji !!!

Marek Toma

Dodaj komentarz