2012.05.30 – UK – Kraków – Klub Studio

Są zespoły, które aby wejść do rockowego kanonu, musiały nagrać przynajmniej tuzin znakomitych albumów, ale są i takie, które w tym kanonie się znalazły, nagrywając zaledwie dwie studyjne płyty. UK, swoje kultowe już dzisiaj dzieła wydali pod koniec lat siedemdziesiątych („UK” – 1978, „Danger Money” – 1979) Mimo, iż od tamtego okresu minął szmat czasu, jednak muzyka zawarta na tych płytach, wciąż wzbudza ogromne emocje, dowodem na to był chociażby ten krakowski koncert.

We współcześnie reaktywowanym UK, nie ma już w składzie Allana Holdswortha, Billa Bruforda, czy Terrego Bozzio. UK Ad. 2012 tworzą obecnie obok Eddiego Jobsono i Johna Wettona, dwaj świetni, młodsi muzycy: austriacki gitarzysta Alex Machacek i znamienity jazzowy perkusista Gary Husband.

Nie była to pierwsza wizyta zespołu w naszym kraju. W 2009 miała miejsce trasa, obejmująca trzy miasta: Kraków, Warszawę i Bydgoszcz. Doszło wtedy do pierwszych po 30-letniej przerwie koncertów, podczas których Jobson i Wetton pojawili się obok siebie na scenie! Wówczas skład zespołu wyglądał również bardzo imponująco: Jobson, Wetton, Tony Levin, Marko Minnemann i Greg Howe. Niestety, tamtych koncertów nie było mi dane przeżywać. Na szczęście nadarzyła ponownie szansa, aby zobaczyć UK na żywo, tym razem nie można było tej okazji zmarnować!

Krakowski klub „Studio”, leży w samym sercu studenckiego miasteczka, otoczony siecią akademików. Kiedy przemieszczałem się z miejsca na miejsce w oczekiwaniu na godzinę 20-tą mijając grupy studenckiej młodzieży, czułem się jakoś nie na miejscu. Kolejka do otwartych pół godziny wcześniej bram muzycznego klubu, ugruntowała mnie jednak w przeświadczeniu, że jestem bez wątpienia na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, ba… w tej kolejce poczułem się jakoś znacznie młodziej.

O godzinie 20-tej, sala koncertowa wypełniła się praktycznie w 100 procentach, jednak na wyjście gwiazdy wieczoru trzeba było jeszcze trochę poczekać. Oczekiwanie umilała muzyka płynącą z głośników. Dopiero po przeszło dwóch kwadransach, kiedy wybrzmiał do końca „Comfortably Numb” Floydów, na scenie pojawił się Eddie Jobson. Przywitał publiczność i zajął miejsce za zestawem klawiszy, znajdującym się po lewej stronie sceny. I wreszcie doczekaliśmy się pierwszej kompozycji, była to „Alaska”. Przy dźwiękach klawiszy na scenie pojawili się pozostali członkowie zespołu, przywitany gromkimi brawami John Wetton, oraz młoda krew Zjednoczonego Królestwa: Alex Machacek i Gary Husband. Kolejną kompozycją, która wybrzmiała tego wieczoru, była „In The Dead Of Night”, na twarzach muzyków malowało się szczere zaskoczenie, praktycznie na samym początku koncertu, od razu, prawdziwa erupcja nastrojów, owacja na stojąco (pierwsza tego wieczoru, ale nie ostatnia), publika bardzo entuzjastycznie przyjmowała sztandarowe kompozycje z repertuaru grupy. Potem zabrzmiały, po kolei: „By The Light of Day”, „Presto Vivace” i „Thirty Yers” z ich pierwszej płyty. Mogliśmy również usłyszeć bardzo ważną kompozycję z rockowego kanonu, tyle że nie z repertuaru UK lecz King Crimson – „Staless” (i kolejne standing ovation). „Starless” rozdzielał koncert jakby na dwie zasadnicze części. W części drugiej, muzycy przeszli do materiału z płyty „Danger Money”. Jako pierwsze zaprezentowali „Carrying No Cross”, z urzekającym wokalem Wettona. Po tej kompozycji muzycy upuścili scenę, zostawiając na niej samotnie Eddiego Jobsona. Artysta zaczął od klawiszowych wariacji, ale po chwili sięgnął po swoje „magiczne” skrzypce, fluoryzujące zielną poświatą. To był niesamowity pokaz, w jak niekonwencjonalny, niezwykle ekspresyjny sposób można potraktować (wydawałoby się) tak klasyczny instrument, jakim są skrzypce. Następnie weterani zamienili się miejscami na scenie, swoje solowe „5 minut” miał również John Wetton. Sięgnął za gitarę akustyczną, prezentując urzekającą, kameralną interpretację „Book of Saturdey”, również z repertuaru King Crimson („Lark’s Tongues In Aspic”). Następnie znowu mogliśmy podziwiać cały kwartet, w sztandarowej, tytułowej kompozycji albumu „Danger Money”. Zasadniczy set wieczornego koncertu stanowił jeszcze jeden fragment z „jedynki”, chyba najbardziej ociekająca jazzową aurą, kompozycja „Nevermore”.

Bisy są już nieodłącznym elementem koncertowej tradycji. Tego wieczoru złożyły się na nie bardzo energetyczne kompozycje: „Caesar’s Palace Blues”, oraz „Only Things She Needs”. I choć (nie wiedzieć kiedy) minęły magiczne 2 godziny z muzyką UK , ten koncert nie mógł się tak zakończyć. Entuzjastyczne grono bardzo żywiołowo skandowało tytuł kompozycji, której nie mogło tego wieczoru zabraknąć – „Rendez-Vous”, Wykonali je wyłącznie dwaj weterani, muzycznej sceny: śpiewający Wetton i Jobson (za zestawem klawiszy przyniesionym przez technicznych na same czoło sceny).

Muzyczne randez-vous dobiegło końca. Okazuje się, że Muzyka Brytyjczyków to nie lada gratka, nie tylko dla nas, „szeregowych” odbiorców, wśród publiczności dostrzec można było wiele znamienitych osobowości, naszego rynku muzycznego.

Koncertowy set zadowolił chyba wszystkich. Oszczędna gra świateł była chyba odpowiednia do tego rodzaju muzyki. Co do dźwięku, można było usłyszeć opinie, że ekipa dźwiękowców pofolgowała sobie trochę z potencjometrami i przesadziła nieco z nagłośnieniem. Siedziałem blisko głośników, a wracając do domu muzyka z samochodowego radioodtwarzacza docierała jeszcze do moich uszu, więc nie było chyba aż tak źle. 😉

Dodaj komentarz