Przełomowy weekend marca i kwietnia, był dla mnie wyjątkowo intensywny, jeżeli chodzi o sprawy koncertowe. Nie brałem udziału jednak w tak spektakularnych przedsięwzięciach, jak jubileuszowy koncert Lady Pank w Spodku. Nie, nie! Nie uczestniczyłem również w koncercie KSU, w katowickim Mega Clubie, który podobno wypełniony był publiką dosyć licznie. Mój weekend przebiegał pod znakiem bardziej kameralnych, klubowych koncertów. Dzięki temu mogłem jednak przekonać się o tym, że na Śląsku jest wiele ciekawych miejsc, których do tej pory nie miałem przyjemności odwiedzić, miejsc wprost idealnych do zorganizowania koncertów rockowych w kameralnej atmosferze. W swoich weekendowych wojażach czułem się prawie jak Makłowicz w podróży. Specyfika, i pewna egzotyka tych miejsc robiła spore wrażenie. Nie zaprzątałem sobie jednak głowy wykwintnymi potrawami, zajmowałem się natomiast smakowaniem muzyki. W piątkowy wieczór mogłem zakosztować wyjątkowego muzycznego smaku grupy Tune, w bajecznej oprawie klubu „Old Timers Garage” znajdującego się w jednej z dzielnic Katowic, by w niedzielę przenieść się w samo serce Gliwic (na tutejszy rynek), do intrygującego klubu Rock’a, gdzie miała wystąpić tego wieczoru katowicka formacja Corral.
Nie był to dla mnie zespół zupełnie anonimowy, miałem już przyjemność zapoznać się z ich muzyką kilka lat temu (2009.05.03), podczas koncertu w czeladzkim amfiteatrze, support-owali wówczas Comę , i już wtedy zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie. Od tamtej pory grupa miała jednak krótką przerwę w muzycznym życiorysie. Obecnie powracają do czynnego koncertowania, zarejestrowali niedawno swoje pierwsze studyjne demo – „Needs” (dostępne do zapoznania się na oficjalnej stronie zespołu http://corral.art.pl), i przymierzają się do wydania debiutanckiej płyty.
Skład zespołu wygląda obecnie następująco:
Agnieszka Kot – wokal
Grzegorz Kot – gitara
Paweł Burda – bas
Piotr Burda – klawisze
Krzysiek Cudny – perkusja
Muzyczne klimaty w jakich obraca się grupa Corral, to melodyjny prog metal, dosyć oryginalny, chociażby ze względu na żeński wokal (w tej konwencji nie jest to wszak zjawisko dość częste). Jeśli chodzi o rodzimy rynek muzyczny, zespół Corral możnaby wpisać w nurt, jaki reprezentują chociażby tak uznane już marki jak: Animations czy Acute Mind.
W swoim koncertowym secie, zespół zawarł zarówno swoje wcześniejsze kompozycje (początek funkcjonowania zespołu sięga bowiem daty 05.2006), jak i te najnowsze. Nie mogło zabraknąć jednego z najwcześniejszych utworów, „His Eyes”. Wydaje mi się, że do dzisiaj jest to najbardziej chwytliwy wątek muzyczny, w repertuarze Corral. W przerwie pomiędzy poszczególnymi kompozycjami, Agnieszka odkrywała nam rąbka tajemnicy, jaka jest ich geneza? Okazuje się, że głównym źródłem inspiracji dla tworzenia muzyki, jest dla nich po prostu życie. Przykładowo: główną weną, dzięki której powstała kompozycja „Venom”, była pewna dyrektorka szkoły, w której pracowała niegdyś wokalistka (podobno wyjątkowo zaszła artystce za skórę 😉 ) Motorem napędowym dla powstania innej z kompozycji była małżeńska kłótnia pomiędzy Agnieszką a Grzegorzem (gitarzystą zespołu, a prywatnie jej mężem). Między własnymi kompozycjami, zespół wplótł zgrabnie kilka coverów. Nie mogło zabraknąć oczywiście cytatów z repertuaru klasyków gatunku, Dream Theater. Tego wieczoru zabrzmiał „Forsaken”, oraz zagrany na bis (przyznam, że bardzo lubiany przeze mnie) „Peruvian Skies”. Jestem przekonany o tym, że gdyby muzycy z Dream Theater poznali Agnieszkę, pozycja Jamesa La Brie na stanowisku wokalisty byłaby zagrożona ;). To zresztą nie wszystkie coverowe rarytasy, które zabrzmiały tego wieczoru, był jeszcze „Awake”, z repertuaru portugalskiego Moonspella, oraz bardzo fajna przeróbka kompozycji Depeche Mode, „Enjoy”. Nigdy nie byłem zagorzałym fanem „depechowych” dźwięków, ale taką interpretację „kupiłem” w ciemno!
Covery, coverami, najważniejsza tego wieczory była jednak autorska muzyka Corral. Wytwórnie, bijcie się! Byłoby nieziemską szkodą zmarnować taki muzyczny potencjał! Dlatego trzymam kciuki, aby udało się zespołowi zaistnieć na rodzimym rynku muzycznym, i znaleźć odpowiednią wytwórnię, która byłaby zainteresowana wydaniem debiutanckiej płyty. Mam również nadzieję, że nie był to ostatni koncert zespołu, w którym miałem przyjemność oglądać.
Marek Toma