Druga w tym roku propozycja z cyklu: Konińska Scena Rocka Progresywnego znów zaowocowała ciekawym doborem repertuarowym. Już sama informacja o wykonawcach zelektryzowała fanów tego gatunku muzycznego. Strzałem w „dziesiątkę” było zorganizowanie koncertu w sali widowiskowej OSKARD, głównie ze względu na techniczną stronę tego koncertu, a mianowicie poza akustyką, bogatą oprawę świetlno wizualną. Magia tego miejsca nie raz udowadniała, jak ważne są te atrybuty techniki. Bywalcy, tej magicznej scenerii zawsze mogli oczekiwać niezapomnianych chwil wzruszenia i wrażeń artystycznych. Ale nie wszystko było tego wieczoru, tak jak sobie wyobrażali organizatorzy. Niezrozumiałe jest, jak niska była frekwencja tego koncertu. Gdyby nie goście przyjezdni z innych ośrodków, to koncert zakończyłby się kompletną klapą!
Przyjemnie zaskoczył, dokoptowany w ostatniej chwili, Bartosz Ogrodowicz z Wrześni,. Na potężnej przestrzeni sceny on sam ze swymi klawiaturami zaprezentował swój materiał, który wybrzmiał tak, jakby zagrała całkiem duża orkiestra. Dużo było partii i solówek gitarowych!! W końcu swego występu, poinformował że na widowni są rodzice i że Mama obchodzi właśnie urodziny. Zadedykował więc jej jeden z utworów. Koncert zakończył znakomitym utworem „The Legend Of The Lost Land” z ostatniego singla. Ramy czasowe nie pozwoliły na bisy.
Po krótkiej przerwie, na scenę weszli muzycy XANADU, którzy pojawiali się, gdy kolejno wywoływał ich na scenę Adam Droździk z radia „Pik” w Bydgoszczy. Ze sceny brzmiało niezwykle energetyczne intro. Dopiero po tym pojawił się frontman Michał Jarski. Set lista zawierała utwory z płyty „The Last Sunrise”. Widać było jak bardzo muzycy chcieli tutaj zagrać, po pamiętnym koncercie wrześniowym , kiedy byli uczestnikami koncertu – Przyjaciele dla Roberta Roszaka. Zresztą w zapowiedziach „Mish” wracał myślami do tamtego wydarzenia, a pod koniec zaśpiewał ciekawie zaaranżowany cover MARILLION – Assassing. Muzycy XANADU wyraźnie rozgrzali widownię. Ich gitarzysta Przemek Betański pokazał swój kunszt gry. Na ekranie z tyłu wyświetlana była okładka ich ostatniego wydawnictwa, która komponowała się ze zmieniającymi się światłami.
Nieco dłuższa przerwa techniczna na kolejny występ pozwoliła widzom na bieżące komentarze odnośnie obu występów. Niektórzy jednak w skupieniu oczekiwali na występ czwórki szczecińskich muzyków spod herbu LEBOWSKI. W zapowiedziach przed koncertem, set składać się miał ze znanych utworów „Cinematic” oraz nowości, które są przygotowywane na nową płytę. Ten kto chociaż raz zetknął się z ich twórczością wie, czego można spodziewać się po muzykach. Każdy z nich posiada solidny warsztat; Marcin Łuczaj wyczarowywał spod palców na klawiszach różnorodne nutki, drugi z Marcinów Grzegorczyk mając pod stopą niesamowitą ilość przycisków wyzwalał na strunach swojej gitary nieskończone wspaniałe dźwięki, a przy tym nawiązywał również bezpośredni kontakt z publicznością, zabawiając ciekawymi anegdotami. Dwaj pozostali, to wiecznie uśmiechnięty Marek Żak na basie oraz Krzysztof Pakuła – perkusista. Odnosiło się wrażenie, że muzykom LEBOWSKI nie spieszno było zejść ze sceny, stąd koncert trwał ponad 2 godziny. W finale koncertu Adam Droździk wywołał na sceną wszystkich wykonawców, którzy w ten sposób dziękowali publiczności za gorące przyjęcie.
I tak zupełnie na koniec, chciałbym podzielić się swoimi niepokojami, co dalej?
Temat wraca jak bumerang. Frekwencja na koncertach! Są to przede wszystkim imprezy samofinansujące się, podczas gdy pieniądze za bilety stanowią gażę dla artystów. I jak tu pogodzić organizację imprez z finansami? Pocieszam się, że z tymi problemami borykają się też inni organizatorzy, tylko jak długo ma to trwać?
Tekst: Ryszard Bazarnik – organizator koncertu
Zdjęcia: Mariusz Jaworski