2012.01.22 – Australian Pink Floyd Show – Katowice

TAPFS12

The Australian Pink Floyd dają sceniczny upust swym muzycznym fascynacjiom już ponad 20 lat. Zaczynali, grając covery Floydów w australijskich pubach i klubach muzycznych, teraz odgrywają na całym świecie widowiska, które swym rozmachem chyba nie odbiegają od tych oryginalnych, wielkich koncertów grupy Pink Floyd. To była bodajże, już piąta wizyta Australijczyków w naszym kraju, a mimo to udało im się ponownie zapełnić halę widowiskową katowickiego Spodka, gromadząc w tym miejscu praktycznie trzypokoleniowe grono sympatyków floydowskich brzmień. Tym większy sukces bo przecież przed tym katowickim były wcześniej trzy koncerty: we Wrocławiu, Poznaniu i Warszawie. Tym razem zespół zapowiadał jeszcze większe show niż podczas poprzednio, jednak tak naprawdę nie mogłem tych zapowiedzi skonfrontować, tak się złożyło, że było to moje pierwsze zetknięcie ze scenicznym rozmachem „TAPFsów”, dlatego też z dziewiczą ciekawością, już godzinę wcześniej zjawiłem się pod pięknie rozświetlonym katowickim „The Saucerful of Secrets”.

Co prawda niebieski sektor G, do którego się udałem kilka minut przed godziną 20-tą, nie był bynajmniej punktem G katowickiego obiektu, jednak rzeczywiście perfekcyjne nagłośnienie sprawiało, że tym newralgicznym punktem mogło być w tym dniu praktycznie każde miejsce tej wyjątkowej hali. Patrząc na wszystko z góry, można było poczuć się jak w teledysku „Learning To Fly”, chociaż akurat ta kompozycja nie znalazła się tego wieczoru w koncertowym zestawie (czego akurat nie żałuję, bo nie należy do moich ulubionych). Trzeba jednak przyznać, że koncertowy repertuar był tak ułożony, że zadowolił chyba wszystkich zwolenników floydowskich brzmień, zarówno tych lubiących ich wczesne, psychodeliczne oblicze: „Set The Controls for the Heart of The Sun” („A Saucerful of Secrets”), „Astronomy Domine” („The Piper At The Gates Of Dawn”), „One Of These Days” („Meddle”), tych zafascynowanych ich najbardziej klasycznymi dokonaniami: „Time”, „The Great Gig In The Sky”, „Us And Them” ( „Dark Side Of The Moon”), „Shine On You Crazy Diamond”, „Wish You Were Here” ( „Wish You Were Here”), „Sheep” („Animals”), tych którzy zawsze stoją za zespołem „murem”: „In The Flesh”, „Another Brick in The Wall Part Two”, „Comfortably Numb”, „Run Like Hell”, jak i tych lubiących ten „nowożytni” okres ich muzycznej działalności: „Sorrow” , „On The Turning Away” („A Momentary Lapse of Reason”), „Take it Back”, „High Hopes”, „Keep Talking” („The Division Bell”). Znalazł się również jeden rodzynek z płyty „The Final Cut” – „The Fletcher Memorial Home”. Z ogromną rozkoszą wysłuchałem całego repertuaru, jednak muszę wyznać, że największą przyjemność sprawiło mi wysłuchanie tych najstarszych kompozycji z floydowskiego repertuaru. W aranżacjach TAPF-sów, podpartych niesamowitą grą świateł dostały jakby nowego szlifu, pozwalając nadać tym kompozycjom świeżości i kolorytu.

No właśnie, koloryt – bo barwa, w postaci oszałamiającej gry świateł, oraz fantastycznej wizualizacji na (tradycyjnie) okrągłym ekranie umieszczonym w centrum sceny były tego wieczoru ważne chyba na równi z dźwiękiem. Animacje, który często pojawiały się na tym okrągłym ekranie, nie były oczywiście tymi oryginalnymi, które stworzył Gerald Scarfe, ale w istotny sposób do nich nawiązywały. To, że muzycy dbają o każdy, nawet najmniejszy szczegół tworząc to muzyczne widowisko, to żaden slogan reklamowy, ale święta racja. Barwa świateł bardzo często wyrażała nawet tekst kompozycji. Przykład? Kiedy w utworze „Us And Them” zabrzmiały słowa „Black and blue…” to światła gasły eksponując czerń, po czym rozświetlały Spodek głębokim błękitem. Duże wrażenie mogły robić tęczowe, laserowe, rozszczepienie światła przechodzącego przez pryzmat ukształtowany w australijskiego kontynentu. Trudno opisać wszystkie wizualne niespodzianki, które zafundowali nam Australijczycy, wszystko zmieniało się w takim tempie w jakim zmienia się niejednokrotnie klimat floydowskich kompozycji. Nie można nie wspomnieć, o sylwetce szalonego diamentu (Syda Braretta) w tle, czy sylwetkach wszystkich muzyków Pink Floyd. Nie można nie wspomnieć o pokaźnej figurze nauczyciela, tym bardziej nie można nie powiedzieć o monstrualnych rozmiarów kangurze, który pojawił się niespodziewanie na scenie. Wracając jeszcze do dźwięku, wrażenie robiły również efekty surround (chociażby dźwięk przelatującej prze spodek muchy, czy dźwięk lecącego śmigłowca).

Widowisko tego wieczoru podzielone zostało na dwie części, po pierwszej, godzinnej porcji muzyki nastąpiła półgodzinna przerwa, po niej trwająca prawie dwie godziny druga porcja floydowskich znakomitości. Kiedy wydawało się, że to już absolutny koniec, gromki aplauz pozwolił przywołać na scenę Australijczyków jeszcze raz, by w szaleństwie rozstrzelonych, wielobarwnych laserowych świateł usłyszeć niestety ostatnia kompozycje tego wieczoru, „Run Like Hell”.
„Exsposed In The light”, wielkie muzyczno- wizualne show w wykonaniu The Australian Pink Floyd zakończyło się tuż po godzinie 23-ciej. Mam jednak nadzieję, że nie była to ich ostatnia wizyta w naszym kraju.

Setlista:

1 In the Flesh
3 Take It Back
4 Sorrow
5 Set the Controls for the Heart of the Sun
6 On the Turning Away
7 Sheep
8 High Hopes
9 The Happiest Days of Our Lives
10 Another Brick in the Wall Part 2

11 Shine On You Crazy Diamond (Parts I-V)
12 Astronomy Domine
13 Breathe (Reprise)
14 The Great Gig in the Sky
15 The Fletcher Memorial Home
16 Keep Talking
17 Us and Them
18 Wish You Were Here
19 One of These Days
20 Comfortably Numb
21 Run Like Hell

Marek Toma

Dodaj komentarz