Jeśli chodzi o koncerty to w wakacje zdecydowanie dominują te
festiwalowe. Gdy wracam do Krakowa na studia odczuwam wielki głód
klubowych koncertów. Tak jest również w tym roku. Trzeba przyznać, że
tegoroczny październik owocuje w naprawdę sporą ilość ciekawych wydarzeń
muzycznych i to nie tylko w Krakowie. Na pierwszy ogień poszli tutaj
metalowcy ze szwedzkiego In Flames.
O supportach nie będę się tutaj rozpisywał. Dla formalności podam iż
byli to X-Core i Noctiferia. Pierwszego nie widziałem a na drugim byłem
zbyt krótko aby coś więcej napisać. Przyzwoite mocne granie jakich
wiele, a publiczności się chyba podobało.
Frekwencja w podczas oczekiwania na gwiazdę wieczoru była spora, ale
widziałem już bardziej wypełniony krakowski Klub Studio. Po krótkim
oczekiwaniu na scenie pojawili się muzycy In Flames i zaczęła się
prawdziwa metalowa jazda. Rozpoczęli od pierwszych trzech utworów z
nowej płyty Sounds Of A Playground Fading czyli: tytułowego, Deliver Us i
All For Me. Z początku na płycie panował spory ścisk, z czasem jednak
sytuacja się poluzowała i było więcej miejsca do zabawy. Publiczność
reagowała bardzo żywiołowo co docenili muzycy w późniejszej części
koncertu chwaląc krakowskich fanów. Dalszą część setlisty wypełniły
kawałki z wcześniejszych płyt zespołu na czele ze Swim, Take This Life,
Trigger i The Quiet Place. Z nowego albumu usłyszeliśmy jeszcze 4 utwory
co razem z trzema pierwszymi daje w mojej opinii zbyt silną
reprezentację Sounds Of A Playground Fading. Dla porównania z dwóch
moich ulubionych (i chyba ogólnie najpopularniejszych) albumów czyli
Come Clarity i Clayman Szwedzi zagrali po 2 numery. Zabrakło moim
zdaniem kilerów takich jak: Clayman, Pinball Map czy F(r)iend. Nie ja
jeden miałem swoje niespełnione roszczenia tego wieczoru, krakowska
publiczność zorganizowała nawet akcję. Spore grono osób podniosło do
góry kartkę z napisem Behind Space (utwór z pierwszej długogrającej
płyty Szwedów a mianowicie Lunar Strain). Artyści pozostali niewzruszeni
i nie zagrali postulowanego kawałka. Kontakt z publicznością i energię
sceniczną Szwedów należy ocenić bardzo wysoko. Widać było jak panowie
bawią się muzyką. Co do brzmienia i nagłośnienia to można się przyczepić
do zbyt zachowawczego podejścia. Gdyby zespół nagłośniono nieco mocniej
i głośniej pewnie nikt by się nie obraził. W efekcie wszystkie
instrumenty było słychać dość dobrze i selektywnie (i takie chyba było
założenie), ale zabrakło czadu w nagłośnieniu. Również w brzmieniu w
moim odczuciu zabrakło nieco energii. Mimo to jako całość zespół pokazał
nam jak się gra prawdziwy, potężny metal, a moc ze sceny wylewała się
litrami. Mimo wcześniejszego zarzutu pod adresem ilości numerów z
najnowszej płyty muszę przyznać że to właśnie one wyszły na żywo
najlepiej. W nich było najwięcej świeżości i lepiej przeniesiono ich
wersje studyjne na koncert. Może jest to kwestia tego, że więcej
oczekuję od wykonania Only For The Weak czy Come Clarity niż od Ropes
czy Liberation. Myślę jednak, że przyczyną tego zjawiska jest bardziej
ewolucja którą zespół bez wątpienia ciągle przechodzi. Po prostu obecnie
ich brzmienie się zmienia i to naturalne że na żywo najlepiej wychodzą
rzeczy najświeższe. Nie zmienia to faktu, że koncert jako całość stał na
bardzo wysokim poziomie.
Takie rozpoczęcie sezonu koncertowego na pewno muszę zaliczyć na wielki
plus. Bez wątpienia był to świetny koncert. Znakomity repertuar, moc na
scenie i rewelacyjnie bawiąca się krakowska publiczność. Te czynniki
sprawiły, ze jeszcze długo po koncercie słuchając sobie In Flames w
domowym zaciszu zamykam oczy i wyobrażam sobie jak to było dnia 5
października w krakowskim klubie Studio. Tylko żal bierze, że to czasy
minione. Może przy następnej okazji….
Piotr Bargieł