2011.10.05 – In Flames – Kraków

Jeśli chodzi o koncerty to w wakacje zdecydowanie dominują te festiwalowe. Gdy wracam do Krakowa na studia odczuwam wielki głód klubowych koncertów. Tak jest również w tym roku. Trzeba przyznać, że tegoroczny październik owocuje w naprawdę sporą ilość ciekawych wydarzeń muzycznych i to nie tylko w Krakowie. Na pierwszy ogień poszli tutaj metalowcy ze szwedzkiego In Flames.

O supportach nie będę się tutaj rozpisywał. Dla formalności podam iż byli to X-Core i Noctiferia. Pierwszego nie widziałem a na drugim byłem zbyt krótko aby coś więcej napisać. Przyzwoite mocne granie jakich wiele, a publiczności się chyba podobało.

Frekwencja w podczas oczekiwania na gwiazdę wieczoru była spora, ale widziałem już bardziej wypełniony krakowski Klub Studio. Po krótkim oczekiwaniu na scenie pojawili się muzycy In Flames i zaczęła się prawdziwa metalowa jazda. Rozpoczęli od pierwszych trzech utworów z nowej płyty Sounds Of A Playground Fading czyli: tytułowego, Deliver Us i All For Me. Z początku na płycie panował spory ścisk, z czasem jednak sytuacja się poluzowała i było więcej miejsca do zabawy. Publiczność reagowała bardzo żywiołowo co docenili muzycy w późniejszej części koncertu chwaląc krakowskich fanów. Dalszą część setlisty wypełniły kawałki z wcześniejszych płyt zespołu na czele ze Swim, Take This Life, Trigger i The Quiet Place. Z nowego albumu usłyszeliśmy jeszcze 4 utwory co razem z trzema pierwszymi daje w mojej opinii zbyt silną reprezentację Sounds Of A Playground Fading. Dla porównania z dwóch moich ulubionych (i chyba ogólnie najpopularniejszych) albumów czyli Come Clarity i Clayman Szwedzi zagrali po 2 numery. Zabrakło moim zdaniem kilerów takich jak: Clayman, Pinball Map czy F(r)iend. Nie ja jeden miałem swoje niespełnione roszczenia tego wieczoru, krakowska publiczność zorganizowała nawet akcję. Spore grono osób podniosło do góry kartkę z napisem Behind Space (utwór z pierwszej długogrającej płyty Szwedów a mianowicie Lunar Strain). Artyści pozostali niewzruszeni i nie zagrali postulowanego kawałka. Kontakt z publicznością i energię sceniczną Szwedów należy ocenić bardzo wysoko. Widać było jak panowie bawią się muzyką. Co do brzmienia i nagłośnienia to można się przyczepić do zbyt zachowawczego podejścia. Gdyby zespół nagłośniono nieco mocniej i głośniej pewnie nikt by się nie obraził. W efekcie wszystkie instrumenty było słychać dość dobrze i selektywnie (i takie chyba było założenie), ale zabrakło czadu w nagłośnieniu. Również w brzmieniu w moim odczuciu zabrakło nieco energii. Mimo to jako całość zespół pokazał nam jak się gra prawdziwy, potężny metal, a moc ze sceny wylewała się litrami. Mimo wcześniejszego zarzutu pod adresem ilości numerów z najnowszej płyty muszę przyznać że to właśnie one wyszły na żywo najlepiej. W nich było najwięcej świeżości i lepiej przeniesiono ich wersje studyjne na koncert. Może jest to kwestia tego, że więcej oczekuję od wykonania Only For The Weak czy Come Clarity niż od Ropes czy Liberation. Myślę jednak, że przyczyną tego zjawiska jest bardziej ewolucja którą zespół bez wątpienia ciągle przechodzi. Po prostu obecnie ich brzmienie się zmienia i to naturalne że na żywo najlepiej wychodzą rzeczy najświeższe. Nie zmienia to faktu, że koncert jako całość stał na bardzo wysokim poziomie.

Takie rozpoczęcie sezonu koncertowego na pewno muszę zaliczyć na wielki plus. Bez wątpienia był to świetny koncert. Znakomity repertuar, moc na scenie i rewelacyjnie bawiąca się krakowska publiczność. Te czynniki sprawiły, ze jeszcze długo po koncercie słuchając sobie In Flames w domowym zaciszu zamykam oczy i wyobrażam sobie jak to było dnia 5 października w krakowskim klubie Studio. Tylko żal bierze, że to czasy minione. Może przy następnej okazji….


Piotr Bargieł

Dodaj komentarz