2011.07.28 – Dream Theater – Katowice

Od paru lat zauważyłem istną nagonkę na zespół Dream Theater. A to, ze zrzynają od innych, a to że zjadają własny ogon. Jednak każdy kolejny album w mniejszym lub większym stopniu trafia w moje gusta. I ta tendencja nie wydaje się zmieniać, w przypadku zapowiadanego na wrzesień nowego albumu. Nowy singiel, który od miesiąca krąży po sieci w pełni mnie satysfakcjonuje. Powiem właśnie, że dokładnie tego się spodziewałem. Konkluzja tego wstępu jest taka, że Dream Theater od lat jest moim ulubionym „dużym” zespołem.
Owszem zdarzają się grupy kultowe, czy też niesamowite projekty, które niszczą mnie danym wydawnictwem. Ale to Dream Theater trzyma lata pewien poziom, i sięgając po ich albumy słucham zawartych na nich utworów z satysfakcją, ale też odkrywając pewne aspekty podczas setnego, dwusetnego odtworzenia płyty.

Podobnie jest z ich koncertami. Odwiedzali nasz kraj wielokrotnie. I mimo, że ostatnio widziałem ich właśnie w katowickim Spodku po wydaniu „Systematic Chaos”, to z wielką przyjemnością wybrałem się na wczorajszy koncert. Koncert ten był nieco specyficzny, dlatego że nie promował nowego wydawnictwa. Nowa płyta będzie miała premierę dopiero we wrześniu – a zespół gra przekrojowy set, prawdopodobnie wdrażając przed większą trasą Mike’a Manginiego.
Przyznam, że tego koncertu wyczekiwałem ze zniecierpliwieniem. Obserwowałem w sieci relacje z zagranych w ramach trasu koncertów, a nawet fragmenty filmików nagranych przez fanów. Zrobiłem też coś, do czego zabierałem się przy okazji wielu koncertów… a udało mi się zrealizować to dopiero tym razem. Utworzyłem sobie składankę zawierająca kompletny set grany na tej trasie (oprócz Drum Solo). Maglowałem te utwory wiele razy przez ostatnie dni, to też bardziej świadomie chłonąłem każdy dźwięk czwartkowego wieczoru. Zespół nie zaskoczył mnie tym razem żadnym zapomnianym, a odkurzonym klasykiem.
Set był dokładnie taki jak na całej trasie. Zawierał utwory z każdej płyty studyjnej… wprawdzie z Image & Words zagrali 2 kawałki (otwierający koncert i bisowy), jeśli chodzi o dwa tracki z Metropolis2… tu bym się nie czepiał. „Through My Words” jest w moim odczuciu wstępem do „Fatal Tragedy”. Miłym akcentem był instrumentalny Ytse Jam, który poprzedziło perkusyjne solo Manginiego.
Cóż – nie byłem zaskoczony jego grą. Znam go od czasów kiedy zagrał na „Set the Word on fire” Anihilatora, interesowałem się też jego solowymi popisami. To co zaprezentował tego wieczoru zapewne mogło zaskoczyć fanów Dream Theater, którzy nie znali jego dokonań. Jednak Mike zaprezentował bardzo techniczne popisowe solo, które wprawdzie wzbudziło entuzjazm publiczności, jednak na mnie wrażenia już nie zrobiło. Widziałem już te przejścia i sprytne patenty. Ja wolałbym usłyszeć solo bardziej zmyślne i melodyjne. To było techniczne, prezentowało niesamowite możliwości perkusisty, jego szybkość, i dynamikę.
Cały zespół zaskoczył swobodą. Pewne zblazowanie można było jedynie zauważyć na twarzy Petrucciego… Czyżby pewna rutyna? Myung stał niemal w tym samym miejscu co ostatnio i celebrował raczej swoją grę, od czasu do czasu przechadzając się w stronę centrum, by wraz z Petruccim pokazać się fanów w tej części sceny. Zresztą fragmenty w parach, na centralnej części sceny muzycy grali w różnych konfiguracjach. Największy entuzjazm wzbudził jednak Jordan Rudess, który z przenośnym klawiszem wyszedł na środek i wraz z gitarzystą poszalał nieco przy okazji „Endless Sacrifice”. Zresztą to Rudess brylował tego wieczoru za swoim ustawianym we wszystkich płaszczyznach statywem. Podziwianie jego gry było tym łatwiejsze, że pojawiał się jako częsty gość na ekranie powieszonym nad perkusją.
Koncert nie obfitował w wiele zabaw interakcyjnych z publicznością, jednak na każde zapytanie wokalisty tłum chętnie odkrzykiwał, w bardziej rytmicznych fragmentach nie brakowało też klaskania czy sprowokowanych przez Labie okrzyków.
James pochwalił polską publiczność, nie mydląc przy tym oczu, że jesteśmy najlepsi na świecie. Oznajmił, że na całej trasie spotykają się tak wspaniałym przyjęciem jak tutaj. Podczas odgrywania przedpremierowego kawałka z niewydajnego jeszcze „A Dramatic Turn of Events” utworu „On The Backs Of Angels” wokalista przebrał się i oznajmił publiczności, że będzie uczestniczyć w nagrywaniu teledysku. Zaskakujące jest to, że właśnie w tym momencie napięcie trochę przysiadło…
Po chwili jednak za sprawą „Caught in a Web” wszystko wróciło do normy. Istotnym czynnikiem show był fakt iż muzycy byli cały czas rejestrowani przez kamery i na zmianę w animacjami czy fragmentami teledysków wyświetlani na wspomnianym wielkim telebimie. Miłe było to dla osób przebywających dalej od sceny, czy też niższych od przeciętnego wzrostu…
W trakcie całego koncertu był zaledwie jeden fragment, który bym zmienił. Łkająca kilku minutowa solówka w „Count of Tuscany”… Swobodnie mogła być wycięta – nieco nużyła. Jednak umieszczenie na bis „Learnig to Live” było rozwiązaniem salomonowym, utwór pochodzący z najbardziej docenianego krążka Amerykanów ponownie postawił wszystkich na baczność!

Mam cichą nadzieję, że zespół po wydaniu „A Dramatic Turn of Events” ponownie odwiedzi nasz kraj z nowym setem ogrywającym album. Bardzo pozytywnie nakręciłem się tego wieczoru i z większą jeszcze niecierpliwością wyczekuję nowej płyty.
Byliśmy uczestnikami trochę nietypowego koncertu, bo przekrojówka tuż przed wydaniem pełnej płyty nie jest rzeczą powszechnie spotykaną. Może po latach będziemy pamiętać ten koncert jako wydarzenie wyjątkowe spośród koncertów Dream Theater, które było nam dane, a miejmy nadzieję jeszcze będzie nam dane zobaczyć w Polsce.

setlista:
1. Under A Glass Moon
2. These Walls
3. Forsaken
4. Endless Sacrifice
5. Drum Solo
6. The Ytse Jam
7. Peruvian Skies
8. The Great Debate
9. On The Backs Of Angels
10. Caught In A Web
11. Through My Words
12. Fatal Tragedy
13. The Count Of Tuscany
14. Learning To Live

Tekst: Piotr Spyra
Zdjęcia: Marek Kander, Marek Toma

Dodaj komentarz