2011.06.13 – Bryan Adams – Rybnik

Jest niewielu takich artystów na świecie, którzy nie tylko świetnie odtwarzają swój repertuar i mają bardzo dobry kontakt z publicznością, ale powodują że koncert staje się magiczny, a w powietrzu czuje się tą niesamowitą energię, która porywa ludzi. Do tego grona należy bez wątpienia Bryan Adams.
Koncert w Rybniku przeszedł już co prawda do historii ale emocje które udało się wyzwolić w wielu tysiącach fanów bez wątpienia pozostaną na długo jeszcze w każdym kto miał zaszczyt tam być trzynastego czerwca 2011 roku.
Stadion w Rybniku to obiekt typowo żużlowy, murawę stadionu okala bieżnia, po której w czasie rozgrywek ligowych ścigają się znakomici kierowcy jednośladów.
Już na samym początku rzuciła mi się w oczy bardzo dobra organizacja koncertu.
Świetnie przygotowane i oznakowane parkingi na które służby porządkowe kierowały bardzo sprawnie wszystkich przyjezdnych. Mimo wielu tysięcy ludzi, którzy przyjechali z różnych stron Polski, nie czuło się ścisku bałaganu, charakterystycznego choćby dla lotniska Bemowo w Warszawie.
Kolejki do wejścia na stadion choć bardzo długie poruszały się w ekspresowym tempie, nie zaważyłem też aby przeszukiwano przy wejściu plecaki.
Na stadionie w przygotowanych i wyznaczonych miejscach można było kupić piwo, a mimo to nie widziałem żadnego pijanego człowieka.
Przyzwoicie funkcjonowały punkty garmażeryjne do których nie ustawiały się wcale kilometrowe kolejki. Podobnie wyglądała sprawa z toaletami, jak sobie wspomnę ile musiałem się nastać choćby na naszym stadionie śląskim to włos mi się jeży na głowie.
Po wejściu na obiekt w Rybniku udałem się do swojego sektora który był oddalony od sceny o całą długość piłkarskiego boiska.
Wiedziałem że siedząc w tym właśnie miejscu będę widział muzyków bardzo niewyraźnie żeby nie powiedzieć wcale, a odbiór muzyki będzie przypominał koncert puszczony na DVD.
Czułem że muszę coś wykombinować, aby uatrakcyjnić swoje doznania wizualne i dźwiękowe.
Los tego dnia wyrażanie mi sprzyjał, zaraz po pierwszym kawałku a był to o ile mnie pamięć nie myli „Run to You” zostały otwarte bramy wejściowe prowadzące na płytę. To wspaniały gest organizatorów skierowany w stronę fanów.
Z dwóch stron zmasowany tłum ludzi zaczął zbiegać z sektorów i kierować się w stronę wielkiej czarnej sceny.
Ja nie zastanawiając się ani chwili podążałem za nim, ludzie biegnąc wydobywali ze swoich gardeł radosne okrzyki a na ich twarzach widać było uśmiech i fascynacje.
W ułamku sekundy moje położenie bardzo się poprawiło, stałem bardzo blisko sceny i miałem niezły podgląd na wszystkie wydarzenia.

Bryan Adams to artysta wyjątkowy, który potrafi świetnie łączyć dynamiczne rockowe granie z przepięknymi chwytającymi za serce balladami takimi jak „Please Forgive Me”
W takich momentach nogi same zaczynały tańczyć a ręce składały się do oklasków.
Tańczył cały stadion nawet panie sprzedające Pop Corn. Krew w żyłach zaczęła mi szybciej krążyć przy bardzo dynamicznym „Can’t Stop This Thing We Started” a adrenalina od pierwszych dźwięków „Back to You” od razu się podniosła.
Kiedy Bryan zaczął śpiewać „Everything I Do, I Do It for You” na widowni rozbłysło morze światełek, które można było nabyć podczas koncertu.
W takich chwilach każdy bez wątpienia staje się bardziej marzycielski, romantyczny wylewny.
Ludzie przypominają sobie najpiękniejsze momenty swojego życia i przeżywają je na nowo dzięki Adamsowi.
Bryan po prostu uwielbia grać dla ludzi kocha kontakt z fanami. zdarzało mu się nawet w przerwach między utworami wtrącać polskie wyrazy, żartować. To jest właśnie na koncertach Bryana wyjątkowe – masz wrażenie, że on to robi dla ciebie, a nie dla jakiegoś bezimiennego tłumu.
W pewnym momencie artysta zapowiedział utwór „It’s only love” który wykonywał z Tiną
Turner i wskazał ręką za kulisy, publiczność zamarła na moment a on zażartował mówiąc że jej tu z nami dziś niema.
Zaśpiewał go tym razem ze swoim gitarzystą, który wprawdzie Tiną nie jest ale za to kapitalnie grał na gitarze popisując się wirtuozerią.
Wiem, że to szalone, ale chciałbym zaprosić jedną osobę do mnie na scenę, do wspólnego zaśpiewania piosenki „When You’re Gone” – zapowiedział właśnie Bryan Adams. Zgłosiła się Paulina z Warszawy a na widowni pojawiło się buczenie, ale nowy duet dzielnie sobie poradził

Podczas bisu pojawił się m.in. przebój „Cloud number 9” oraz „The way you make me feel”, po którym Bryan krzyknął – Dobranoc Polsko, dziękuję bardzo! Ale nikt go ze sceny nie wypuścił. Potem zaśpiewał „The heart” – utwór przebój „Straight from the heart” był ostatnim utworem tego koncertu. Bryan Adams zszedł ze sceny. Publiczność powoli zaczyna opuszczać stadion

Po przyjściu na parking w autach słychać było muzykę Adamsa, to oznaczało że ludzie odczuwają niedosyt i chcą przedłużyć tę chwilę która nieuchronnie dobiegła końca.
Bryan spowodował że po paroletniej przerwie sięgnąłem po stare płyty odkurzyłem je i zacząłem znowu ich słuchać

Witold Mieszko

Dodaj komentarz