2011.04.20 – Pendragon, Stawberry Fields, Drzewa – Katowice

Dzięki firmie Metal Mind, katowicki Teatr Wyspiańskiego przeżywa co jakiś czas, prawdziwą, artystyczną metamorfozę! Miejsce gdzie na co dzień, można podziwiać mickiewiczowskie „Dziady”, „Małe Zbrodnie Małżeńskie” Erica-Manuela Schmitta, czy Wizytę Starszej Pani „Friedricha Durremata”, zamienia się w prawdziwą świątynię muzyki rockowej, gromadząc liczne grono jej wyznawców. Główną gwiazdą tego wieczoru, była oczywiście neoprogresywna grupa Pendragon, będąca w trakcie dłuższej trasy koncertowej po Polsce, promującej ich najnowszy studyjny album, „Passion”. I tym razem w koncertowych planach zespołu nie mogło zabraknąć Katowic. Występowali tutaj wielokrotnie, nagrywając przy okazji swoje płyty DVD: „And Now Evrybody To The Stage”(2006), „Past and Presence”(2007), „Concerto Maximo”(2009). Już niebawem dołączą do swojej dyskografii kolejne koncertowe wydawnictwo, które po raz pierwszy w historii zespołu zostanie wydane na Blu-Ray.

Katowicki koncert różnił się zdecydowanie od reszty trasy. Tym razem nie supportował grupę znany z Twelfth Night wokalista Andy Sears. Koncertowy zestaw tego dnia był dosyć zróżnicowany pod względem stylistycznym. Przed Pendragon swój występ, dla potrzeb wydawniczych realizowanych przez Metal Mind, rejestrowały dwa projekty muzyczne, dwóch Wojciechów, a zarazem dwóch wielkich indywidualności polskiej muzycznej sceny: najpierw Wojciecha Hoffmann i jego „Drzewa” a następnie Wojtek Szadkowski z jednym z jego niezwykle oryginalnych, muzycznych wcieleń, Strawberry Fields.

Sympatycy Andiego mieli nadzieję, że będzie go można odnaleźć przynajmniej przechadzającego się po kuluarach katowickiego teatru, tymczasem artysta postanowił wykorzystać wolny wieczór zatapiając się w gąszczu katowickiej metropolii w poszukiwaniu przygód. 🙂

Przed godziną osiemnastą, na scenie pojawiła się zasłużona postać rodzimej, metalowej sceny, Wojciech Hoffmann, wraz z muzykami tworzącymi jego projekt: Arkiem Malinowskim (bas), Mariuszem Bobkowskim (perkusja) i Sławomirem Belakiem (klawisze). Miałem przyjemność oglądać już ich występ, w zeszłym roku, przed Iron Butterfly w piekarskiej „Andaluzji” (2010.10.22), wiedziałem więc jak przyjemnie potrafią „szumieć” hoffmannowe „Drzewa”. Ta instrumentalna muzyka stylistycznie najbliższa jest temu, co czynią takie tuzy gitarowego rzemiosła jak chociażby Satriani czy Marty Friedman, (bardzo technicznie, wirtuozersko). Jednak u Wojtka Hoffmama, nie liczy się jeno sama wirtuozeria, ale również klimat kompozycji. Artysta buduje swoje muzyczne pejzaże za pomocą dużej ilości różnorodnych riffów i pięknych solówek z delikatnym klawiszowym tłem podkreślonym soczystą sekcją rytmiczną. Ten, niestety krótki koncertowy set, cechowała duża różnorodność, usłyszeć można było kompozycje spokojniejsze, nastrojowe („Małe smutki duże nadzieje”, „N.Y.C”, „Delhi”, „Rajska jabłoń”), jak i utwory zdecydowanie bardziej dynamiczne („Pendolino”, „Powrót do przyszłości”, „Jam Session”, „Sahara Express”). Każdy z muzyków miał również swoje solowe 5 minut, dla zaprezentowania instrumentalnego warsztatu. Bisy były niestety krótkie, na celtycką nutę („Irlandzki”). No cóż, drzewa nie miały być główną atrakcją tego wieczoru, bo co do tego, że taką atrakcją były, nie mam najmniejszej wątpliwości.

Oczywiście nastąpiła krótka przerwa techniczna, byśmy mogli sprawnie przenieść się z gitarowego „lasu”, na przestrzenne, żyzne muzycznie „Truskawkowe pola”.

Nad sceną, na lekkim podwyższeniu, górowała perkusja Wojtka Szadkowskiego, który patrzył na kompanów współtworzących jego zespół: Krzysztofa Palczewskiego (k), Sarhana Kubeisi (g), Martę Kniewską „Robin”(voc) oraz basistę i drugiego z gitarzystów, niejako z góry. Mogliśmy poczuć na żywo różnorodność smakową kompozycji, z wydanej dwa lata temu płyty „Rivers Gone Dry”. Zniewolili nas urokliwym „Clouds”, rozkołysali nas shadowsowskim „Moon”, wprowadzili w lekki trans ambientowym „Maybe”, oczarowali pięknem „Beautiful”, ujęli okraszonym pięknymi solówkami „Sarhana „Fool”, opletli nieco gotyckim „Open Your Yes”. Była również specjalna dedykacja w hołdzie dla nieobecnego już z nami Tomka Dziubińskiego. W bisowej części nie zabrakło przyjemnej niespodzianki w postaci collagoweo „Living in the Moonlight”. Trzeba przyznać, że aksamitny głos Robin to prawdziwa polewa do truskawkowego dania stworzonego przez Wojtka Szadkowskiego.

Kolejna przerwa techniczna minęła bardzo szybko, dzięki pogawędkom z wieloma, napotkanymi w teatralnym holu, znajomymi osobami.

I nadszedł czas na zespół, dla którego ten katowicki, teatralny gmach, kolejny już raz, zapełnił się praktycznie po brzegi. Nie był to dla mnie pierwszy, przeżywany na żywo koncert Brytyjczyków. Najbardziej utkwił mi w pamięci i najmilej wspominam, tą pierwszą, niepowtarzalną wizytę Pendragon w Polsce, w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca, ale każdy z tych katowickich koncertów w Wyspiańskim, miał swoją prawdziwą magię. Szczególnie, ten z 2007 roku, kiedy obok ówczesnych członków zespołu, mogliśmy zobaczyć na żywo ludzi, którzy współtworzyli Pendragon wcześniej, zanim do zespołu dołączył Clive Nolan: Rika Cartera (grał na płycie „The Jevel”) oraz Johna Barnfielda (pierwszy klawiszowiec zespołu). Równie świetna była poprzednia wizyta Pendragon w Katowicach, ze swoim nowym (wówczas) perkusistą, Scottem Highamem, w 2009 roku.

Scott wniósł do muzyki Pendragon wiele ożywienia. Dzięki jego grze, zespół brzmi obecnie jeszcze mocniej i ostrzej niż podczas poprzedniej wizyty. Clive Nolan wyglądał tego dnia jak zwykle majestatycznie, za swoim zestawem instrumentów klawiszowych, Peter Gee praktycznie się nie zmienia, jakby czas stanął dla niego w miejscu, jedynie Nick Barrett nie wygląda już jak rubensowski cherubinek z kręconą blond czupryną, zapuszczając brodę upodobnił się raczej do tolkienowskiego „krasnoluda”.

Zgodnie z obietnicami Nicka, koncert ten jeżeli chodzi o repertuar, zdecydowanie różnił się od poprzednich, w porównaniu do ostatniej trasy, powtórzył się chyba jedynie Nostradamus. Oprócz kompozycji z najnowszej płyty, mogliśmy usłyszeć tego dnia kompozycje rzadziej grywane podczas koncertów, a nawet nie grywane w ogóle. Koncert rozpoczęli od tytułowej kompozycji swojego najnowszego dzieła, „Passion”, z tegoż albumu zabrzmiały jeszcze: „Empathy”, „This Grean And Pleasent Land” i „Feeding Frenzy”, były również rzeczy z ich poprzedniego albumu, „Pure”: „Comtose”, „The Freak Show”, oraz „Indigo”, a także rzeczy nagrane przez Baretta i jego kompanów jeszcze w latach 90-tych, z płyty „The Window Of Life”: „Ghost”: wspomniany „Nostradamus” i „The Last Man On Earth”. Tą właśnie kompozycję muzycy zadedykowali pamięci Tomka Dziubińskiego (z tyłu, na ekranie mogliśmy oglądać stare fotografie Tomka z zespołem). Były oczywiście rzeczy jeszcze starsze: „Not Of This World” i „If I Were The Wind” z „Not Of This World”, oraz „Back In The Spotlight” i zagrany na bis „Prayer” z „The World”.

Na jednym bisie oczywiście ten wieczór nie mógł się zakończyć. Muzycy wybiegli jeszcze raz na scenę, aby zagrać dla serdecznej katowickiej publiczności ostatnią tego wieczoru, a właściwie tej nocy (było już przed godzina pierwszą) kompozycję, „Paintbox”. Z uśmiechem na twarzy, zespół żegnał się, z jak zwykle serdeczną publiczność, podając ręce, tym zgromadzonym najbliżej sceny. I tak kolejna trasa koncertowa Pendragon po Polsce dobiegła końca.


Setlista:

1. Passion (Passion. 2011)
2. Back In The Spotlight (The World. 1991)
3. Ghost (The Window Of Life. 1993)
4. Not Of This World (Not Of This World. 2001)
5. Comatose (Pure. 2008)
6. If I Were The Wind (Not Of This World. 2001)
7. The Freak Show (Pure. 2008)
8. Empathy (Passion. 2011)
9. This Grean And Pleasent Land (Passion. 2011)
10. Shane (The World. 1991)
11. Feeding Frenzy (Passion. 2011)
12. Nostradamus (The Window Of Life. 1993)
13. The Last Man On Earth (The Window Of Life. 1993)

14. Indigo (Pure. 2008)
15. Prayer (The World. 1991)

16. Paintbox (The Masquerade Overture. 1996)

Marek Toma

Dodaj komentarz