„We are back! We are The Brew!” – krzyknął gitarzysta i wokalista Jason Barwick podczas „Every Gig Has A Neighbour”, kawałka otwierającego ich czwartkowy koncert w piekarskiej „Andaluzji”. Była to już trzecia wizyta angielskiego tria w tym miejscu. Trzecia i nie ostatnia – jak zapewnił na zakończenie dyrektor Piotr Zalewski. Okazja nadarzy się pewnie wkrótce – bo już w sierpniu do sklepów powinien trafić nowy album The Brew. W „Andaluzji” mieliśmy okazję usłyszeć fragment premierowego materiału. Zabrzmiał baaardzo obiecująco…
Pamiętam taką oto scenę z pierwszego koncertu Anglików w Piekarach Śląskich. Praktycznie anonimowa kapela, chyba niecała setka osób na widowni, a po ostatnich dźwiękach gorący aplauz i kolejka do skromnego wówczas jeszcze stoiska z płytami. Stali w niej chyba wszyscy, którzy tamtego wieczoru zdecydowali się przyjść do „Andaluzji”… Teraz The Brew przyjeżdżają tam jak po swoje – pełna sala, od początku szaleństwo pod sceną…
Dla niezorientowanych w temacie przypomnę pokrótce: The Brew hołduje wspaniałej rockowej przeszłości przełomu lat 60 i 70 ubiegłego stulecia. Począwszy od strojów i okładek płyt na muzyce skończywszy. Muzyce, w której każda nuta brzmi jak hołd dla Led Zeppelin, Cream, czy Hendrixa. No i te charakterystyczne grepsy gitarzysty: „wiatraczki” a la Pete Townsend z The Who bądź zabawy smyczkiem po gryfie (standardowy patent Jimmy’ego Page’a). To wszystko oczywiście mieliśmy okazję zobaczyć w ten wyjątkowo chłodny jak na połowę kwietnia wieczór. Ale na sali temperatura była bliska wrzenia, osiągając apogeum podczas rewelacyjnej solówki perkusyjnej Kurtisa Smitha. Tradycyjnie za pretekst do tych popisów posłużył zeppelinowy „Moby Dick”. Do klasyków rocka trio wróciło również na bis. Wcześniej, w podstawowym secie przypomnieli też nieśmiertelne „Little Wing” Hendrixa.
A własny materiał? Kapitalnie zabrzmiała tego wieczoru „Kam” – piękna, dłuuuuga ballada z umiejętnie budowanym napięciem. Sięgnęli też między innymi po przebojowe „Surrender It All” i „Change In The Air”. Na bis zapodali również tytułowy utwór z ostatniej – na razie – płyty „A Million Dead Stars” z wydatnym udziałem wokalnym widzów. Nota bene: ten album – ku uciesze kolekcjonerów – można było nabyć w winylowej wersji. Jak ukłon w stronę złotej ery rocka to na całego…
„Przyjechaliśmy tutaj zmęczeni, po długiej podróży, ale dzięki Wam nabraliśmy nowej energii, nowych sił” – komplementował żywiołowo reagującą publiczność Barwick.
Po koncercie muzycy zeszli na hol, do stoiska z merchandisem, gdzie długo podpisywali płyty, fotki i bilety, a także pozowali do zdjęć z fanami. „Trzecia i nie ostatnia wizyta The Brew w Andaluzji”? Panie dyrektorze – trzymamy za słowo!
Robert Dłucik