2011.04.12 – Pendragon – Poznań

Kolejny raz Brytyjczycy parający się progrockiem odwiedzili nasz kraj, promując dopiero co wydany album “Passion”. W przeddzień koncertu, miałem to wydawnictwo okazję odsłuchać. Szczególne wrażenie robił tytułowy „Passion”, chociaż pozostałe „kawałki” były nie gorsze i byłem pewny, że zdominują ten wieczorny koncert. Miały być również starsze nagrania z klasycznych już albumów, jak; „The World” (1991), The Window of Life (1993), Not of This World (2001) czy „Pure” (2008).

Występ w Poznaniu otwierał „polską trasę”. Byłem ciekaw też, z jaką frekwencją przyjdzie się zmierzyć tego dnia, gdyż w poznańskiej „Arena” występowali nie mniej sławni ARCHIVE! Gdzieś na godzinę przed koncertem przestrzeń przed sceną zaczęła gwałtownie wypełniać się i na planowany czas zapełniła wszystkie miejsca stojące, jako że na czas koncertu całkowicie zniknęły stoliki z krzesłami. Przy okazji też można było wymieniać pozdrowienia z innymi fanami, jako że coraz liczniejsze koncerty pozwoliły na bliższe nawiązanie kontaktów towarzyskich. Serce rośnie widząc, jak rodzina progresywna rozrasta się, na przekór sytuacji w mediach, które w nosie mają propagowanie tego dojrzalszego i wymagającego gatunku muzycznego.

Punktualnie o 20-tej na scenę wszedł supportujący wokalista Andy Sears (ex. Twelfth Night), akompaniujący sobie na przemian na keyboardzie oraz na gitarze. Głos całkiem interesujący, szkoda tylko że usterki techniczne znacznie skróciły ten mini recital.

Po tym występie, po krótkiej przerwie na scenę weszli kolejno; perkusista Scott Higham, basista Peter Gee, klawiszowiec Clive Nolan i na końcu sam Nick Barrett z gitarą w ręku. Koncert zaczął się od tytułowego „Passion”. Jest coś ujmującego w tym utworze, bardzo rozbudowany w swej treści i bardzo emocjonalny, co jest zresztą atutem nowego wydawnictwa. Stojąc przed sceną, miałem jak na dłoni widok skupionej twarzy Clive’a, który spod palców wyczarowywał przecudne dźwięki, zaś Nick wręcz bawił się grą na gitarze co i rusz uruchamiając stopą różnego rodzaju przestery dźwięku. Zaraz potem zabrzmiał znakomity utwór „Paintbox” z albumu „The Masquerade Overture”, bardzo rozbudowana stylistycznie kompozycja. Te dwie kompozycje „porwały” widownię do wspólnej zabawy. Dobry nastój udzielił się też pozostałym muzykom. Perkusistę Scott’a temperament aż „rozrywał” od samego początku występu, wciągając w to publikę bez reszty. Jedynie, jak zwykle basista Peter w swój charakterystyczny sposób, bez manifestowania swego zachowania wczuwał się w swoją zawiłą grę na basie i momentami też wspomagał Clive solówkami na keyboardzie.

W występie Nicka widać było sporo improwizacji, czy to w zapowiedziach, czy też wyboru kolejnych utworów z „mini” setlisty, zapisanej na … malutkiej cząstce kartki papieru, przyklejonej taśmą do frontu monitora odsłuchowego. Jakie było moje zdziwienie po koncercie, gdy po uprzedniej zgodzie Nicka, stałem się posiadaczem tego „minisetlisty”. Pierwszy raz zetknąłem się z czymś takim, gdzie poszczególne tytuły miały flamastrem naniesione jeszcze zaszyfrowane jakieś cyfry, które tylko on sam mógł rozpoznać. Stąd nie chcąc przekłamywać, nie podam kolejności zaprezentowanych utworów. Sam koncert chyba też pobudził muzyków do takiego ekstremalnego podniecenia, że po prawie 2 – godzinnym secie, wychodzili dwukrotnie na bisy; pierwszy „Indigo” z wydawnictwa „Pure”, drugi ponownie „Paintbox”. Czy można było sobie wyobrazić inaczej, zakończenie tego koncertu ?
Oklaskom nie było końca, a fani nieszczególnie mieli chęć na powrót do domów.

Oczywiście było afterparty, podczas którego muzycy zeszli do fanów, na wspólne rozmowy na temat koncertu, robienie sobie pamiątkowych zdjęć, udzielanie autografów itd.
Jest to fajny rytuał, z którym rzadko spotykam się na innych koncertach rockowych. Bierze się to stąd, gdyż fani mają wiele do podzielenia się z wrażeniami dotyczącymi wydawnictw, całej dyskografii, oraz wielu przeżyć koncertowych. Jak wiadomo, nie jest to dziedzina rozpieszczana przez media, a gdzie jak gdzie dzielić się wrażeniami, jak nie podczas koncertów. Chwała więc organizatorom trasy, w tym wypadku Metal Mind, którzy mają dobrą rękę w doborze zapraszanych artystów!
I tak trzymać!


Tekst: Ryszard Bazarnik
Zdjęcia: Liliana Wawrzyniak

Dodaj komentarz