2011.03.29 – Fish, Leafless Tree – Konin

Gdy piszę tą relację, każdego wieczoru z poszczególnych etapów trasy koncertowej „Fish Heads Acoustic Tour” dochodzą entuzjastyczne wieści o występach Dereka Williama Dicka, znanego bliżej jako „Fish”. Tak też było i w konińskiej sali widowiskowej „Oskard”, miejscu wymarzonym na tego typu prezentacje. Znowu pobito rekord frekwencji, tym razem był nadkomplet publiczności. I jakby do tego dostroił się sam Fish. Znany szczególnie za „luzacki” styl bycia, było go wiele w różnych miejscach na scenie i … poza nią. Ale na wstępie ustalił zasady gry; możecie robić zdjęcia bez flesza, nie gadajcie, bo możecie otrzymać za to przewinienie żółtą , a potem czerwoną kartkę i wylecicie! A jak już ktoś chce gadać, to tylko ze mną! OK.? No i właśnie wtedy komuś z widowni zagrał telefon komórkowy. Bez komentarza! W ogóle, to podczas tego wieczoru „mistrz” był bardzo rozmowny i przed każdym z wykonywanych utworów wyjawiał pewne kwestie. Nawiązał się wyśmienity kontakt z konińską publicznością. Artysta przewidział też swoisty koncert życzeń, więc w trakcie koncertu z widowni padały tytuły utworów, które za moment zabrzmiały ze sceny. Dla uważnego widza, cały ten spektakl stanowił wyreżyserowaną sztukę przez duże „S”. Był to spektakl „jednego aktora”. Teksty piosenek Fish’a jak wiemy weszły na stałe do kanonów muzyki neoprogrockowej. Tyle tytułem wstępu.

Fish rozpoczął pieśnią wykonywaną a’capella, a dopiero po chwili na scenę weszli znakomici muzycy akompaniujący; Foos Paterson – keyboard i Frank Usher – gitara. Scena „Oskard”-u imponujących rozmiarów, po środku mikrofon obok statyw na „ściągi” artysty (kartki z tekstami), po prawej keyboard, a po lewej tzw. „wysoki stołek” gitarzysty akustycznego. W głębi sceny stolik „okolicznościowy” z napojami. Świetnie jak zwykle współgrały światła z wizualizacją, w zależności od nastroju wykonywanego utworu.

Fish był tego wieczoru bardzo rozmowny, przed każdym z utworów wygłaszał swoje kwestie. Na początku więc nawiązał do gościnności polskiej, opowiadając jak to w wieczór poprzedzający, przy „Żubrówce” przyszło mu spędzić czas i nazajutrz pokonując … „pieprz…polskie drogi”, po prawie 8 godzinach jazdy dotrzeć do Konina. Była to iście droga przez mękę, zresztą zaprezentowana mimiką twarzy przez samego „mistrza”. I zaraz po tym na początek zaśpiewał „State of mind” ( Stan umysłu ), swoiste credo.
-Nie wierzę rządowi, nie wierzę opozycji, nie to, żebym był paranoikiem, tak to
już jest po prostu…
Następnie wykonał „Somebody special”, by zaraz potem ”Brother 52”

W kolejnej zapowiedzi było coś ujmującego, a mianowicie spod czerwonej bluzki wydobył zawieszona na złotym łańcuszku obrączkę i wygłosił taką myśl;
– Gdybym tak w drugim związku małżeńskim stosował się do zasad, które wyniosłem po związku z pierwszą żoną, to znacznie piękniejsze byłoby to życie. Dlatego nigdy, nigdy, nigdy nie popełniałbym takiego błędu.
W tym momencie zaśpiewał utwór „Jigsaw” ( Układanka );
– Wszyscy jesteśmy elementami układanki umieszczonej nad krawędzią, którą
staramy się poskładać z części w jedną całość …Czy jesteśmy szczęśliwi?
Grając w rosyjską ruletkę, poszukując pustej komory bez naboju….

Następnie przy akompaniamencie pianina zaśpiewał „Incubus” ( Zmora);
– Starłaś mnie ze swej pamięci tak jak ściera się maskę klauna.
Niezwykle urokliwa ballada z pamiętnego albumu nagranego z Marillion pt. FUGAZI.

Chwila oddechu, artysta uzupełnił kieliszek białym winem i zaproponował publiczności, jaki utwór chcieliby w tym momencie usłyszeć. Jak z rogu obfitości padały różne propozycję i na jedną z nich – „Sugar Mice” (Wata cukrowa) przystał;
– Więc obwiń mnie, możesz zwalić wszystko na mnie, jesteśmy tylko watą cukrową na deszczu.
Piękny ukłon na koniec tego utworu, twarz pełna skupienia i tak trwał przez moment. Rzęsiste oklaski po raz pierwszy tego wieczoru ( ale nie ostatni ) wynagrodziły artyście ten kunszt wykonawczy.

Kolejne zaskoczenie ze strony Fish’a, gdy zeskoczył ze sceny i przechadzając się wśród widowni opowiadał o motywie „kubańskim”, o tym jak dziwne są zachowania polityków, którzy nam zwykłym śmiertelnikom … dawkują małe porcje wynikające z ich działań, aż kiedyś dojdzie do potężnej eksplozji gniewu ! W tym momencie zaśpiewał „Vigil In A Wilderness Of Mirrors”
– Posłuchajcie! Wysłuchajcie mnie! Proszę Was o uwagę! Uciszcie się, by usłyszeć głos w tłumie…. Gdy byłem mały, ojciec powiedział mi, że umierają tylko źli.
Wtedy było to tylko niewinne kłamstwo…. Wystarczy niewielki promyk światła, bym odróżnił dobre od złego i kilka odpowiedzi na pytania, które Wam zadaję… A wy siedzicie tam i mówicie o rewolucji ale czy potraficie powiedzieć, kto nią kieruje???? Dzień po dniu to narasta, staje się potężniejsze, lecz gdy krzyczeć już nie mam sił, potrzeba mi duchowego wsparcia. Wtedy wsłuchuję się w tłum.

Bardzo ekspresyjna interpretacja, która pozostawiła ogromne wrażenie. Zaraz po ostatnich taktach Fish stał nieruchomo, jak posąg, by na koniec w postawie zasadniczej zasalutować !! Coś niesamowitego stało się w tym momencie !
Brawa bez końca !!!!

Znowu propozycja z koncertu życzeń i za chwilę z kolumn popłynęły pierwsze dźwięki „Lavender” (Lawenda);
– Lawenda jest niebieska, la la la la, jest też i zielona, ja to twój król, la la la la, a ty moja żona. Pensa za twe myśli, kochanie dłużny ci jestem za miłość.

Znowu urozmaicenie tego wieczoru, gdyż z kolumn popłynęły w rytmie na 3/4 „Family Business” (Sprawa rodzinna);
– Słyszałem awanturę zza ściany, przykryłem głowę poduszką i starałem się nie zwracać na nią uwagi. Każdej nocy, gdy słyszę twój głos, śnię o wyważeniu twoich drzwi….Tak wiele chciały byś powiedzieć, ale tatuś jest w domu, znów pijany…
Smutna to piosenka o prozie życia rodzinnego.

Wreszcie nastąpił ten moment, by Fish wykonał piosenkę o swojej największej miłości życia, o dziewczynie o imieniu Kayleigh”;
– … Proszę, wybacz mi, nigdy nie chciałem złamać ci serca. tak mi przykro, bo nigdy nie chciałem złamać ci serca, lecz ty złamałaś moje…. Kayleigh, nigdy nie myślałem, że za tobą zatęsknię, Kayleigh, sądziłem, że nasza miłość będzie wieczna….
Bardzo intymna, osobista to piosenka i trzeba było widzieć Fish’a, jak bardzo wcielił się w rolę osamotnionego kochanka. I jeszcze na koniec;
– …. Kayleigh, ciągle próbuję napisać tą miłosną piosenkę, Kayleigh, teraz, gdy odeszłaś, jest ona dla mnie szczególnie ważna…..
Atmosfera na widowni trochę „przysiadła”, dało się odczuć to, co przed chwilą wybrzmiało.

I w tym momencie, jakby dla rozluźnienia sytuacji Fish opowiedział o tym, że tutaj w Koninie w XVII wieku osiedliło się kilka rodzin ze Szkocji, może nawet jest ktoś tutaj na sali, kto może to potwierdzić, pochodząc może nawet od swoich przodków z tamtego okresu, wtedy to też w Koninie zaczęto warzyć piwo. Ot taka ciekawostka !
I jakby w uzupełnieniu tej opowieści zabrzmiał „Slainthe Miathe” (Twoje zdrowie)
– …. słuchasz ze łzą w oku, gdy opowiadają o swoich nadziejach i zdradach. A twoja jedyna odpowiedź brzmi „Twoje zdrowie” !


Kolej wreszcie na „Fugazi” , chyba jeden z ważniejszych utworów Fish’a w jego karierze ? Pamiętam, gdy jeszcze w czasach gdy był z Marillion, ten utwór brzmiał jak hymn!
– …… Gdzie są ci prorocy, gdzie są ci wizjonerzy, gdzie są poeci, którzy przełamią tę sentymentalną chciwość?….

Oklaskom nie było końca i konińska publiczność owacyjnymi brawami wyprosiła muzyków na bisa, a był nim również fantastyczny utwór „Incommunicado” (Zalany);
– Z przyjemnością cię poznam, gdybym tylko mógł zapamiętać twe imię, lecz mam kłopoty z pamięcią, odkąd wygrałem w grze o sławę….

Owacje na stojąco i chciałoby się nadal uczestniczyć w tym spektaklu. Wspaniały był to koncert, obserwując poczynania „mistrza” odnosi się wrażenie, że forma jest oczywista. Przy czym trzeba zauważyć, że mieliśmy oto przed sobą teatr jednego aktora, który nie tylko wykonywał ulubione przez nas piosenki, ale grał przede wszystkim role. Że też w tym ogromnej postury mężczyźnie jest tyle ciepła! Oj myślę, że ten wieczór zapadł konińskiej widowni głęboko do serc. I tak ma pozostać!

I tak zadawałem pytanie, jak po takiej dawce spektaklu, wypadną następni goście tego wieczoru – LEAFLESS TREE z Łodzi, zespół który z powodzeniem zdobywa i pnie się w górę na rynku rocka progresywnego. Dla mnie osobiście to już był czwarty kontakt muzyczny i za każdym razem jestem oczarowany ich grą. Fantastycznie brzmiący zespół, z bardzo kontaktowym liderem Łukaszem Woszczyńskim, którego wokal posiada niesamowitą barwę. Skład uzupełniali; Piotr Wesołowski na klawiszach, Radek Osowski na gitarze, Michał Dziomdziora na basie i Piotr Kolasa na bębnach. Coś jest w ich brzmieniu, co przyciąga uwagę słuchacza. Ciekawie zaaranżowane kompozycje, będące fuzją rocka symfonicznego, z dużą różnorodnością rytmów progresywnych i niesamowitymi solówkami gitarowymi oraz wręcz wirtuozerią gry na basie Chapman Stick … smyczkiem. I dobrze się stało, że koncert ten „zaliczyła” spora grupa widzów, która po koncercie Fish’a dała się namówić na ten koncert. A pamiętać trzeba, ze to był środek tygodnia, że nazajutrz każdego czekała praca zawodowa.

I tak świetnym nastroju ok. północy przyszło opuścić gościnne progi Domu Kultury „Oskard”. Więcej takich wieczorów. Słowa uznania należą się też stowarzyszeniu „In Art” z Konina, które choć młode wiekiem, a już ma za sobą jakże udane imprezy muzyczne.


Tekst : Ryszard Bazarnik
Zdjęcia : Mariusz Jaworski

Dodaj komentarz