Przełom października i listopada zaskoczył wyjątkowo dobrą pogodą. Sprzyjało to eskapadom do nieco oddalonych miejsc, choćby na koncerty. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie komfortowa podróż na koncert to czynnik dość istotny. A przy takich warunkach można było zaplanować dość precyzyjnie czas dojazdu.
Przyznam szczerze że plany nieco poplątały mi supporty. Nie wiedzieć czemu przekonany byłem, że ANNIHILATOR wystąpi w Krakowie na samodzielnym koncercie. Tymczasem supporty były i to aż dwa.
Zanim jednak do koncertów przejdę wspomnieć muszę, że zaskoczyła mnie pozytywnie frekwencja na koncercie. Przesada byłoby stwierdzenie, że klub pękał w szwach. Można jednak powiedzieć, że był niemal pełny. Oczywiście miało to pewien wpływ na komfort odbioru widowiska, szczególnie dla osób niewysokiego wzrostu.
Po wejściu do klubu okazało się, że tuż przed rozpoczęciem pierwszego z koncertów strategiczne miejsca są już pozajmowane. Dlatego można było na spokojnie poszukać dogodnej pozycji w tłumie, odwiedzić sklepiki zespołów hojnie wyposażone w koszulki.
Pierwszym supportem tego wieczoru była grupa Svolk. I wprawdzie nastawienie do nich nie było entuzjastyczne, ale swoim szczerym podejściem i nieskrępowaną muzyką na pograniczu brudnego rocka i metalu, Norwedzy zjednali sobie krakowską publiczność. Odnotowałem, że potrzebowali zaledwie dwóch utworów, aby pod sceną reakcje były nadzwyczaj żywiołowe. Nie zabrakło w tym momencie młyna. Svolk, niczym Motorhead prezentowali dynamiczne utwory raczej pozbawione melodii wokalizy, ale za to muzykę, która wiele nadrabiała rytmem. Z zaskoczeniem stwierdziłem również, że zespół był dość dobrze nagłośniony. Wprawdzie z ulgą przyjąłem fakt, że koncert pierwszego zespołu trwał zaledwie 35 minut, ale przyznać muszę, ze zespół przekonał do siebie nie tylko moją osobę, a huśtawka nastroju oscylowała od zwątpienia po entuzjazm.
Drugi support stylistycznie bardziej wpasował się w gusta publiczności. Sworn Amongst bowiem prezentowali techniczny, nowoczesny a przy tym dość melodyjny thrash. Była to najmłodsza ekipa, ale widać było, że próbują zaistnieć w pamięci odbiorców. Wokalista prowadził rozmowy z tłumem, zapowiadał utwory, a nawet tłumaczył teksty. I wprawdzie to ostatnie przyjąłem sceptycznie zwłaszcza, że tłumaczenia te bywały zdawkowe… jednak odkryłem sens zabiegu kiedy chciałem zapamiętać świetny motyw. Nie miałem wówczas problemów z zapamiętaniem tytułu utworu. Podczas koncertu Sworn Amongst dość konkretny młyn powstał już podczas pierwszego utworu, a koniec 35-minutowego setu wywołał lekki zawód.
Pięć minut po godzinie 22 z głośników zaczęło sączyć się intro, a na scenie pojawiła się ekipa Jeffa Watersa przywitana owacyjnie. Atmosfera w Loch Ness sięgała zenitu, tak samo jak temperatura. Set rozpoczął się numerem z najnowszego albumu, co w zasadzie nie dziwi, skoro trasa promuje album „Annihilator”. Kolejne utwory utwierdziły w przekonaniu, że będziemy mieli do czynienia z zestawem dynamicznych i idealnych na koncerty numerów. Muzycy wydawali się zaskoczeni tak ciepłym przyjęciem, a publiczność wręcz szalała. Nie sposób było dostać się wówczas bliżej sceny, dlatego niższe bądź bardziej wątłe egzemplarze wolały trzymać się nieco z boku, a niektóre panny wykorzystały swoich adoratorów jako podnóżki 😉
O ile podczas koncertów supportów możliwe było zrobienie zdjęć w dość dogodnych pozycjach, tak podczas koncertu gwiazdy było to niemożliwe.
Problemem było moim zdaniem ustawienie Dave’a Paddena za bardzo schowanego za prawym rzędem kolumn, co sprawiało, że przez większą część koncertu był po prostu niewidoczny z niektórych miejsc sali. Oczywiście nie zdziwiło, że konferansjerką zajął się sam mistrz Jeff Warters, który nie stronił również od śpiewania części utworów. Często pytał publiczność po zagraniu kilku dźwięków, lub riffu, jakiego utworu możemy się spodziewać, a krakowska publiczność była bezbłędna.
Z zadowoleniem, przyjąłem utwory starsze, z moich ulubionych płyt. Zaskoczeniem było dla mnie że tak wiele utworów w secie pochodziło z płyt Set the World on Fire i King of the kill, ale być może to te albumy sprzedawały się w Europie dobrze – i był to ukłon dla fanów. W każdym razie, mimo kilku niespełnionych życzeń trzeba być realistą, a stwierdzić muszę, ze set wyjątkowo przypadł mi do gustu. Dave Padden doskonale sprawdza się w starych kawałkach oryginalnie śpiewanych przez Rampage’a i Pharr’a. Doskonale tego wieczoru prezentowała się sekcja rytmiczna. A i solówki były dobrze słyszalne na tle ciętych riffów.
Podświetlana gitara Jeffa chyba nie zadziwiła widzów, bowiem ten patent znamy choćby z DVD zespołu.
Zaskoczeniem było być może kilka utworów w konwencji ballad, które wydawało się, że przez zespół thrashowy będą przearanżowane na potrzeby koncertów. Jednak muzycy ustawili sobie na scenie barowe stołki i po małej zmyłce – czyli kilku akordom ze Snake in the grass, Jeff zagrał a Dave zaśpiewał najpierw Phoenix rising, potem Sounds good to me – świetne wykonanie, które wywołało entuzjazm tłumu.
Świetnie gitary pseudoakustyczne były również wkomponowane w ostrzejsze utwory (choćby „Hell is the war”)- tu też spodziewałem się, że spokojniejszy motyw będzie pominięty.
Co do bisu nie było wątpliwości. Po 90 minutach i zejściu grupy ze sceny, oczywistym było, że muszą wrócić by zagrać nieśmiertelny hit „Alison Hell”. Tu tez mile zaskoczył akustyczny wstępniak czyli „Crystal Ann”.
Zespoły z taki dorobkiem jak Annihilator są w pewnym sensie zobligowane do zaprezentowania utworów ze swoich najlepszych, najlepiej przyjętych albumów. Wiadomo również że powinny promować swój bieżący materiał, tymbardziej należy się cieszyć, ze w secie nie brakło utworów, które zaskakują (pochodzący z Remains „Tricks and traps”), czy też zadowolą starszych fanów (kawałki z STWOF czy King of the kill).
Po obejrzeniu grupy na koncercie klubowym postawiłem sobie za punkt honoru wybrać się na ich występ festiwalowy, co też mam nadzieję uczynić w niezbyt oddalonej przyszłości. Jestem pewien, że nie tylko ja byłem zachwycony koncertem Annihilator. Zadowolone były zarówno osoby, które nastawiały się na czynną zabawę, jak i na odsłuchanie utworów… a zarówno podejście do koncertu, jak i wiek audytorium były dość zróżnicowane.
Set Annihilator:
Ambushed
Clown Parade
Plasma Zombies
King of the kill
Betrayed
The Box
Hell is the war
Ultramotion
Set the world on fire
W.T.Y.D.
The Trend
Fun Palace
Tricks and traps
Phoenix rising
Sounds good to me
21
Phantasmagoria
———
Crystal Ann
Alison Hell
Piotr Spyra