2010.10.07 – Miller Anderson Band – Piekary Śląskie

W ubiegły czwartek w Piekarach Śląskich wystąpił brytyjski kompozytor ,gitarzysta i wokalista bluesowy, znany przede wszystkim jako członek Kweef Hartley Band i Spencer Davis Group ale także współpracy z Jonem Lordem.
Przed głównym daniem wieczoru na scenie pojawili się muzycy Drogi Ewakuacyjnej .
Młodzi wykonawcy starają się jak sami twierdzą otwierać na inne gatunki by nie grać jednego rodzaju muzyki tylko próbować wszystkiego po trochu. Starają się tworzyć własną muzykę i własne teksty ponieważ są bardzo wrażliwymi ludźmi a publiczność to uwielbia i kocha. Ta blues rockowa grupa z Siemianowic ma już zagorzałych fanów, którzy jeżdżą na wszystkie koncerty razem z zespołem.

Około godziny dwudziestej na scenie pojawił się Miller Anderson wraz z basistą Krisem Grayem, niesamowitym klawiszowcem Frankiem Fiszcherem oraz perkusistą Tommy Fischerem. Muzycy rozpoczęli występ od kompozycji „City Blues” zespół dosłownie w chwili kiedy poleciały ze sceny pierwsze dźwięki nawiązał bardzo dobry kontakt z licznie zgromadzoną piekarską publicznością. Lider zespołu wcale nie starał się dominować nad resztą muzyków wręcz przeciwnie doskonale z nimi współpracował tworząc przy tym wspaniałą muzykę. Każdy miał tu swoje pięć minut .
Na uwagę zasługuje klawiszowiec Frank Fischer, którego fantastyczna gra pełna ekspresji, polotu nie mogła zostać niezauważona, on po prostu grał całym sobą, a jego solowe popisy pokazały piekarskiej publiczności jak grają najlepsi wirtuozi tego instrumentu. Niezły popis na perkusji zaprezentował młodszy od reszty zespołu Tommy, który oprócz świetnej techniki gry pokazał nie lada umiejętności żonglerskie. W czasie wykonywanego sola chował jedną pałeczkę pod pachą potem przekładał do drugiej ręki następnie ją podrzucał nie przerywając gry a wszystko to robił błyskawicznie z kapitalną zręcznością i wdziękiem osobistym. Basista Kris Gray ubrany w czarne dresowe spodnie, czarną koszulkę, czerwone buty i grający na czerwonej gitarze prezentował na scenie całkiem niezłe układy taneczne, do których poruszał się bardzo lekko a nie należał do ułomków. Koncert składał się z dwóch części. Pierwszej około 40 min’ nie zabrakło takich utworów jak „Tallin Back Into The Blues” następnie zabrzmiał „Sinnin For You” a pop nim „ Just To Cry” a potem „Leavin Trunk”

Po piętnasto minutowej przerwie artysta zaprezentował „There is Mouse In New Orleans” i „House Of The Rusing Sun” w czasie tego blisko dwugodzinnego występu miały miejsce elementy humorystyczne, mianowicie w trakcie jednego sola gitarowego ze wzmacniacza zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki przypominające odgłosy jakie odbiera radio samochodowe w czasie jazdy. Zespól grał dalej ale wzrok muzyków spoglądających jeden na drugiego z lekkim niepokojem w oczach dawał mi do myślenia. Miller Anderson nie tracąc zimnej krwi i nie przerywając gry podszedł do wzmacniacza i wydobył niego telefon komórkowy. Następnie usiadł i zaczął czytać smsa, którego dostał od żony. Po chwili wszystko się wyjaśniło ale muzycy nie mogli opanować ataku śmiechu .Najbardziej eksplodował klawiszowiec który nie był w stanie przez moment kontynuować gry, po chwili jednak zapanował spokój i pełny profesjonalizm wziął górę nad szaleństwem .
I tak już było do samego końca gdzie fajny humor przeplatał się granymi całkiem na serio kanonami muzyki bluesowej. Kto nie był – niech żałuje.

Witold Mieszko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *