Nieziemskie, niemal metafizyczne doznania. Tak chyba najprościej i najkrócej można określić to co wydarzyło się przed kilkoma dniami w krakowskim klubie Loch Ness. Ale od początku… grupa Gazpacho miała odwiedzić nasz kraj w kwietniu tego roku, ale z wiadomych przyczyn (Żałoba Narodowa) koncerty Norwegów zostały przeniesione na wrzesień. Otwarcie trasy przypadło Krakowowi i trzeba przyznać, ze był to początek przez duże „P”. Start zaplanowano na godzinę 20:00. W okolicy klubu byłem mniej więcej na godzinę przed czasem i już wtedy przed „Loch Ness” zaczęły pojawiać się pierwsze osoby. W samym klubie obowiązkowo należało zaliczyć sklepik (zwłaszcza że potwierdziły się przypuszczenia, iż będzie możliwość zakupu najnowszego dzieła Gazpacho – „Missa Atropos”) i barek, który serwował wszelakiej maści napoje. Niemal bez poślizgu, o 20.05 przedstawienie, a może powinienem powiedzieć wręcz, że misterium rozpoczęło się. Grupę przywitało grubo ponad 300 rozentuzjazmowanych, spragnionych nieziemskich dźwięków zespołu fanów.
W budowaniu klimatu i nastroju Norwedzy osiągnęli niewiarygodny poziom. Kolejnych utworów się nie słuchało, je się pochłaniało całym sobą – nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz bylem na koncercie, który by aż tak absorbował. Gdyby, nie euforyczne okrzyki i aplauz pomiędzy utworami można by powiedzieć, ze publika byłą wręcz zahipnotyzowana. Sam zespół na scenie z początku chyba nieco spięty, z każdą sekundą rozkręcał się coraz bardziej, by pod koniec bawić się odgrywając quasi teatralne pokazy i tańce. Uwagę zwracał gitarzysta, który pojawił się gościnnie – ten człowiek był jakby z nieco innej bajki – z manierami scenicznymi godnymi heavy metalowych wymiataczy przysiadał przy solówkach, wymachiwał bujną czupryną i czarował zgromadzone na sali panie. Trzeba jednak przyznać, że ze swą żywiołowością i nieco „metalowym”stylem gry nadał utworom dodatkowego blasku (kilka solówek wywoływało dreszcze). Niewielkiego wzrostu ale za to o wspaniałym głosie Jan-Henrik Ohme niczym natchniony śpiewał kolejne frazy a partie skrzypiec uśmiechniętego Mikaela Krømera były niczym balsam dla duszy – coś wspaniałego.
Zespół przygotował dość retrospektywny materiał, na który złożyły się utwory z niemal wszystkich krążków grupy (ominięto „Firebird”). Występ otworzył „Put it on the Air” z „When Earth Lets Go” a z tego samego krążka mogliśmy jeszcze usłyszeć kompozycję „Snowman”. Przedstawicielami debiutanckiego wydawnictwa, płyty „Bravo” były ujmujący „The Secret” i porywający swym folkowym zakończeniem utwór tytułowy. Gdy wokalista ogłosił, że będzie co nie co z „Night” publika zawrzała. Usłyszeliśmy kolejno „Dream of Stone”, „Chequered Light Buildings” oraz „Upside Down” i możecie uwierzyć bądź nie, ale poza skupieniem, na twarzach można było ujrzeć… łzy. Tak, tak były łzy wzruszenia. Koncert nie mógł się obejść bez utworów z niezwykłego „Tick Tock” co zaowocowało tym, że usłyszeliśmy otwierający „ Desert Flight” oraz obydwie części „The Walk” (przyznaję, że się rozpływałem i nie mam tu na myśli dość wysokiej temperatury panującej w klubie). W listopadzie (dlaczego tak późno???) ukaże się kolejne dzieło formacji – „Missa Atropos” co też znalazło odzwierciedlenie w set liście. Z tego albumu muzycy zaprezentowali „Defense Mechanism” oraz mój ulubiony „River” – muszę przyznać, ze ciarki biegały mi po plechach w te i z powrotem niczym mrówki.
Gazpacho zagrali prawie dwie godziny. Zachwytom nie było końca. Muzycy zaprezentowali nieziemski spektakl, który porwał wszystkich słuchaczy i należy podziękować grupie Marillion za to, że te kilka lat temu dojrzeli potencjał Norwegów i pomogli im w początkach kariery. Dziś z czystym sumieniem można powiedzieć, że uczeń przerósł mistrza a Brytyjczycy mogą muzykom Gazpacho pozazdrościć pomysłów i muzycznego pomysłu na siebie.
Krakowski koncert będę wspominał (ale zapewne nie tylko ja) jeszcze przez wiele dni. Cudowne dwie godziny przy cudownych dźwiękach. Do zobaczenia w przyszłości….
Put it on the Air
Defense Mechanism
Desert Flight
The Walk pt 1
The Walk pt 2
River
Dream of Stone
Chequered Light Buildings
Upside Down
Winter is Never
Bravo
Snowman
The Secret
Piotr Michalski