HoBoLeMa co to za dziwny twór lingwistyczny i zarazem muzyczny? Oczywiście nazwa wzięła się od pierwszych sylab nazwisk artystów, którzy ten twór tworzą: Holdworth, Bozzio, Levin, Mastelotto. Artystów tych rekomendować nie trzeba co potwierdziła frekwencja tego dnia w katowickim Mega Clubie na jedynym koncercie w naszym kraju, kończącym ich światową trasę koncertową. Nie wiem czy się nie mylę ale przekroczona została chyba liczba 400 (nie jeden rodzimy zespół pozazdrościłby nawet 1/4 części tej publiczności).
Mimo wszystko pokuszę się o krótką charakterystykę sylwetek tych panów:
Allan Holdsworth – wybitny gitarzysta poruszający się zarówno w sferze rocka, jazzu i fusion. Współtworzył wraz z Billem Brufordem, Edie Jobsonemi Johnem Wettonem legendarne UK, był również członkiem takich grup jak Soft Machine czy Gong. Wydał wiele albumów solowych.
Terry Bozzio – perkusista posiadający chyba najbardziej rozbudowany zestaw perkusyjny na świecie. Muzyk, który grał w zespole Franka Zappy. Paradoksalnie po odejściu Allana Hololdsworda i Billa Brouforda zasilił grupę UK. Wydał dwie znakomite płyty jako trio: Bozzio-Levin-Stevens
Tony Levin – wybitny basista. Były członek King Crimson. Współpracował często z Peterem Gabrielem. Wirtuoz nietypowo instrumentu jakim jest Chapman Stick umożliwiający grę przy użyciu niestandardowej techniki gry zwanej funk fingers, wynalezionej właśnie przez Levina.
Pat Mastelotto – Również członek King Crimson współpracował również z Trey Gunnem i Robertem Frippem w tzw. Projekct-ach.
W rzeczy samej supergrupa stworzona na potrzeby koncertów z takich osobowości musiała skusić zarówno fanów legendarnych grup UK, King Crimson, jak i miłośników solowych dokonań tych artystów. Jeżeli chodzi o muzykę, HoBoLeMo-wa efemeryda była ukierunkowana najbliżej muzycznej wizji jaką prezentowały wspomniane, skupione wokół osoby Roberta Frippa w rożnych konfiguracjach personalnych ProjeKct-y: ProjeKct One (Robert Fripp, Bill Bruford, Trey Gunn, Tony Levin), ProjeKct Two (Robert Fripp, Adrian Belew, Trey Gunn), ProjeKct Three (Robert Fripp, Trey Gunn, Pat Mastelotto), ProjeKct Four (Robert Fripp,Trey Gunn, Pat Mastelotto), ProjeKct X (Adrian Belew, Robert Fripp, Trey Gunn, Pat Mastelotto), ProjeKct Six(Robert Fripp, Adrian Belew).
Zabrakło osoby Roberta Frippa ale mamy kolejny projeKct – HoBoLeMa. Jeżeli ktoś odwiedził piekarską Andaluzję 4 października 2007 roku podczas koncertu Pata Mastelotto i Troya Ganna mógł poczuć namiastkę tego co miało się wydarzyć 25 kwietnia 2010 roku w katowickim Mega Clubie.
Nieporozumieniem organizacyjnym było podzielenie widowni na sektor siedzący i stojący (to nie „Spodek”), co było powodem niepotrzebnego zamieszania i bałaganu przed koncertem, na dodatek miało się wrażenie że podzielono publiczność na dwie kategorie: widzów i podwidzów. Kiedy „lepsza” część publiczności przedarła się przez wąski szpaler aby zasiąść na swych plastikowych tronach, ta gorsza cześć w sporym ścisku czekała na pojawienie się muzyków. Trzeba przyznać, że scena na którą mieli wejść za chwile artyści robiła niesamowite wrażenie, zwłaszcza monstrualny zestaw perkusyjny Terryego Bozzio w epicentrum ale również druga znacznie mniejsza, jakby kosmiczna perkusja Pata Mastelotto.
19.15 – start. Zaczęło się….
Bozzio i Mastelotto weszli za swe zestawy perkusyjne niczym szturmowcy do kosmicznych statków. Dwie przeciwległe części sceny tuż przy kolumnach zajęli Holsworth i Levin. Oświetlenie skromne w formie podłużnych reflektorów przybierające podczas trwania koncernu jednolite ale różne barwy niosły również jakby kosmiczne skojarzenia.
Popłynęła totalna, nieokiełznana HoBoLeMowa kosmiczna muzyka. Ponad salą krążyły niesamowite dźwięki kreowane przez monstrualną perkusję Bozzia, odlotowe sample Mastelotta, gitarowe jęki Holswortha i piorunujące dźwiękowe kanonady Levina, które wyprawiał za pomocą swych wirtuozerskich palców ale również za pomocą smyczka na Chapman sticku oraz warr guitar.
20.45 – lądowanie, zejście na ziemię, koniec totalnego kosmicznego odlotu…
Trzeba przyznać że nie było to łatwa, miła i przyjemna muzyczna uczta.
Szymanowska klasyka, jazz nowoczesny, czy awangardowa muzyka rockowa przy HoBoLeMo-wych dźwiękach to po prostu „piece of cake”.
Po koncercie dało się zaobserwować na twarzach wychodzącej publiczności różnorakie reakcje: od euforii, poprzez odbijającego się na twarzy skołowania poprzez totalną przejawiającą się kręceniem głową krytykę.
Ci którzy przyjechali w tym dniu do Katowic aby usłyszeć chociażby namiastki „21st Century Schizoid Man” czy „In The Dead Of Night” mogli czuć się zawiedzeni…
Ci którzy przyszli aby usłyszeć natchnione gitarowe solówki Holswortha podszyte jazzowymi smaczkiem przy genialnym akompaniamencie niebywałej wręcz sekcji rytmiczna Levin-Bozzio mogli czuć się zawiedzeni…
Ci którzy przyszli dla wyrachowanych ale pełnych geniuszu struktur muzycznych mieniących się karmazynowa barwą mogli czuć się zawiedzeni…
Nie byli zawiedzeni z pewnością ci, którzy przyszli z otwartym umysłem na to co się tym dniu miało wydarzyć. Muzyka jaką prezentuje HoBoLeMa jest bowiem niepowtarzalna i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Polega na totalnej improwizacji, w każdym więc miejscu wspomnianej trasy koncertowej można spodziewać się zupełnie różnych muzycznych wizji. Tak jak w przypadku wspomnianych ProjeKct-ów jak i podczas koncertów HoBoLeMa mamy do czynienia bądź co bądź z rzeczą niezwykłą: jest to nieskrępowana żadną forma, żadnym trendem, wszelkimi przejawami uporządkowanych struktur, wolna od wszelakich prób muzycznego zniewolenia improwizacja.
Ci którzy mają lęk przestrzeni i boją się latać, niech zostaną w domu i nie latają.
Ci którzy boją się boskiego przejawu nieskończonych, nieskrępowanych niczym wizji artystycznych, niech pozostaną w domu i włączą sobie płytę, której każda z kolejnych piosenek będzie miała swoja zwrotkę i refren, a niech do cholery nie przychodzą na tego typu koncerty kręcąc nosem i zatruwają powietrze pierdzeniem w stołek wiercącą się z nudów tylną częścią swojego ciała! Szczerze powiedziawszy o wiele lepiej odbierałoby się tą muzykę gdyby w Mega Clubie było w tym dniu znacznie luźniej.
Marek Toma